MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ulica Targowa była w centrum miasta

Adam Czesław Dobroński [email protected]
Drewniana kamienica przy ul. Targowej 13 B z typowymi chlewkami i szopkami (z tyłu stała garbarnia zanim została trafiona przez bombę, a naprzeciw mieszkali Bieleccy). Na wuefemce Danuta i Lucyna Bieleckie.
Drewniana kamienica przy ul. Targowej 13 B z typowymi chlewkami i szopkami (z tyłu stała garbarnia zanim została trafiona przez bombę, a naprzeciw mieszkali Bieleccy). Na wuefemce Danuta i Lucyna Bieleckie.
Gdzie była Targowa? To pytanie nie o główną arterię warszawskiej Pragi, która mimo budowy metra ma się dobrze, ale o białostocką Targową. Nie tak wielką i ważną, ale położoną w centrum miasta.

Przed wojną i tuż po wojnie była to ulica Rabińska, a przecinała Śledziową. No, to na pewno jesteśmy w Białymstoku! Dodam tylko, że Targowa biegła równolegle do istniejących jeszcze ulic: Wiejskiej, Żelaznej i Szpitalnej, a dochodziła do narożnika Siennego Rynku. Obecnie na tym miejscu stoją bloki osiedla "Piaski".

Rodzina Bieleckich

Do 1963 roku przy Targowej pod numerem 20 mieszkali państwo Bieleccy, senior nosił wielce oryginalne imię Nicefor i był zdunem. Rodzina miała format na obecne czasy ekscentryczny, wtedy obyczajny, czyli 2 (rodzice) plus 6 (dwie córki i czterech synów). Tylko Bieleccy w tym drewnianym domu byli katolikami, mieszkała tu też samotna Żydówka w średnim wieku; ładna i zawsze elegancko ubrana. Ważną postacią, choć zajmującą poddasze, był dorożkarz, pan Gryko. Do pracy wychodził w mundurze, jego pojazd czekał na klientów przy ul. Pięknej. Listę lokatorów pod dwudziestką uzupełniali: Jakubowscy Siemieńczukowie, Stankiewiczowie, Węcławscy; razem 8 rodzin.

Czasy były trudne, trzeba było żyć solidarnie i zapobiegliwie. Pani Niceforowa piekła chleb, bułki i ciasta, by sprzedać je na rynku, w chlewiku kwiczała świnka i gdakały nioski. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, bo Siedleccy spod dwunastki (on był inżynierem) mieli krowę, a widywało się i stadka kóz.

Młodzież z rodziny Bieleckich też zarobkowała pomagając rodzicom. Jeśli ktoś w sąsiedztwie miał imieniny, to Edward i Andrzej spieszyli z rana urządzić solenizantowi koncert życzeń. Zaczynali od marsza, potem było nieśmiertelne "Sto lat", fale Dunaju i Amuru, melodie przyjemne, obce i swojskie. Bohater dnia z uśmiechem otwierał okno i zerkał, czy sąsiedzi podzielają jego radość. Największy urobek (pieniądze, ciasto i cukierki) bywał na św. Jana, z hojności słynęli młynarz Jan Magnuszewski ("Magnusz"), pan kolejarz, szewc Alfons Siedlecki, prof. Tworkowski ze szkoły numer 6.

Edward grał na akordeonie z czynelami, już w klasie pierwszej uczył się gry u Jana Zinowko. Andrzejowi mama kupiła perkusję, gdy ten pilnie się przyglądał muzykowi podczas imprezy choinkowej. Przez jakiś czas także ojciec grał na marakasach, a siostry Danuta i Bożena śpiewały. Dołączył do nich Jerzy Stoma spod 13 A, z gitarą. Zespół zaczął być znany w okolicy, grywał na weselach, w restauracjach, "Domku koniuszego" i na tatarskim weselu. Pan Andrzej w latach 70. grał w białostockich zespołach "Scholastycy" i "Elektronik".

Zdunem być

Jak wiadomo, w izbie kuchennej powinna stać płyta, najlepiej z czterema fajerkami i duchówką. Mogła mieć i mały piec chlebowy, w wersji gospodarczej (wiejskiej) także okap. Piece zaś dzielono na: fizyczki (wolno stojące w pokojach), ścianówki (w kuchni, połączone z płytami), leżanki (z drugiej strony ścianówek), duże chlebowe ze spaniem na górze.

Fizyczki bywały i na czterech nóżkach (obkładanych kaflami), koniecznie z paleniskiem zamykanym hermetycznie i drzwiczkami na górze (w środku dziupla na garnek z zupą, kartoflami, etc.), niekiedy z ozdobnym gzymsem. Ścianówki miały wysokość 1,5 - 2 m, wieniec na górze. Do nich przylegały leżanki, nazwa wszystko wyjaśniała. A jak nie było leżanki, to ścianówka ogrzewała ścianę przylegającego pokoju. Uf, trochę to skomplikowane, bo jeszcze trzeba wiedzieć, że wyróżniano kafle narożne (w kant lub okrągłe), środkowe, berlinki (duże), z glazurą białą i kolorową.

Pan Nicefor była zdunem drogim, ale cenionym, na takiego trzeba było niekiedy dłużej poczekać. Nie zdarzyło się, by jego piec dymił, zug (ciąg) w nim zanikał, czy kafle się wypaczały. Kielnie duża i mała, waserwaga (poziomnica), młoteczek, meselek podłużny, tarcza do gładzenia, no i czucie w palcach, intuicja, doświadczenie. Na wsiach mówiono na niego Pieśnik. Jak taki majster przyszedł naprawiać piec uszkodzony, to ręką zbadał temperaturę, tu i ówdzie popukał i już wiedział, gdzie trzeba wybijać kafel lub wycinać otwór, by wyciągnąć sadze (bywało, że 2 - 3 wiadra) z pomocą sprężyny zug przywrócić. A synowie mistrza mieszali glinę tłustą i chudą, kopaną po sąsiedzku na posesjach przy Wojskowej i Plutonowej. Firma familijna działała bez zastrzeżeń, wykonywano prace nawet w kościele św. Wojciecha i placówkach służby zdrowia.

Na zapleczu rynku

Białystok miał pulsujące żywo serca: większe to Rynek Kościuszki z przyległościami, mniejsze Rynek Sienny z halami (mięsna, rybna) w pobliżu. Ulica Targowa nie była jako ta aorta, ale spełniała w krwioobiegu miejskim funkcje pożyteczne. Pod osiemnastką z czerwonej cegły mieściła się krótko szkoła żydowska. Kamienicę tę usunięto w latach pięćdziesiątych XX wieku, jako pierwszą i była to zapowiedź zagłady całej ulicy. Natomiast po przeciwnej stronie (nr 13 B) czekała na rozbiórkę zrujnowana przez bombę pożydowska garbarnia. Podczas jej wyburzania w piwnicach odsłonięto duże kadzie dębowe, drzewo to posłużyło pobliskim mieszkańcom na pierwszorzędny opał. A jak rozbierano trzynastkę (mieszkali w niej: Dziubińscy, Kalinowscy, Romanowscy, Wawrzeniukowie, Wierzbiccy), to na belkach stropowych widniały wyryte gwiazdy Dawida.

Był na Targowej sklep galanteryjny, na rogu z ul. Suchą urządzono mleczarnia i tam chodziło się z bańką po mleko, kowal Więcko robił wozy, jego brat miał młynek. Prowadzono też skup skór, nie wiadomo skąd brano bimber i słoninę (grubą) na cztery palce, a szynki i kiełbasy wędzono w ogrodach. Dobrze miały także gołębie. W ogóle to na Targowej było rojno i wesoło, nie wypadało narzekać na dziury w bruku, brudy w rynsztoku, wrzaski za ścianą. Trzeba było posiadać wyrozumienie i szacunek, żyć pogodnie. Jak batiuszka przychodził z kolędą, to zachodził i do Bieleckich, bo jakże inaczej. Na msze maszerowało się do fary, na nauki do Szkoły Powszechnej nr 6 (czerwony budynek) i nr 11 (biały), oba przy ul. Mazowieckiej.

Jeszcze nie widziano, że w jedenastce uczył się przed wojną Ryszard Kaczorowski. Późniejszy Prezydent RP na Uchodźstwie na pewno znał ulicę Targową, miał do niej blisko.

Moi rozmówcy zapamiętali inne jeszcze nazwiska mieszkańców: Więcko pod dwójką, Kaniewscy pod dziesiątką, Leszek Muszyński i pan Hryniewicki pod czternastką, Derpeńscy, Skowrońscy i Korzenieccy pod jedynką, Granaccy i Stoma pod 13 A. Zostało wiele miłych wspomnień, Targowa - Rabińska skończyła się w połowie lat 60.

Dziękuję za współpracę Markowi Jankowskiemu, a państwu Danucie, Andrzejowi i Romanowi Bieleckim za rozmowę i fotografie.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny