Wybory prezydenckie na Białorusi 2020
Samo ogłoszenie wyników wyborów prezydenckich nosi charakter nie tyle fałszerstwa, co prowokacji. Ogłoszenie 80-proc. zwycięstwa wobec tego, co Białorusini widzieli w kampanii i to, co pokazują wyniki w lokalach, w których byli obserwatorzy, to policzek wymierzony białoruskiemu społeczeństwu. To jest po to, by młodzi ludzie, którzy mają dość rządów Łukaszenki, wychodzili na ulice - wyjaśnia poseł KO PO Robert Tyszkiewicz
Żaden z pozostałych kandydatów nie uzyskał nawet dwóch proc. głosów. Po zakończeniu głosowania (i ogłoszeniu oficjalnego sondażu exit poll, według którego wybory, uzyskując ponad 70 proc. głosów, wygrał Łukaszenko) na ulicach wielu białoruskich miast wyszli ludzie, protestujący przeciwko fałszerstwom wyborczym. Do starć z milicją doszło m.in. w Mińsku, Brześciu, Mohylewie, Witebsku i Grodnie. Protesty były brutalnie pacyfikowane: milicja używała armatek wodnych i granatów hukowych. Demonstranci budowali barykady. Aresztowano ponad trzy tys. osób
Zobacz też:
Wybory na Białorusi 2020: Agresja władzy, to nie jest sposób
- Informacje, które napływają z odciętej od internetu i relacji mediów Białorusi bardzo niepokoją. Widać, że Łukaszenka idzie na zwarcie ze społeczeństwem. Chce stłumić protest, który zbudował się w trakcie kampanii dlatego mamy do czynienia z ogromną brutalnością milicji i wojska oraz z dużą liczbą aresztowanych. Samo ogłoszenie wyników wyborów prezydenckich nosi charakter nie tyle fałszerstwa, co prowokacji. Ogłoszenie 80-proc. zwycięstwa wobec tego, co Białorusini widzieli w kampanii i to, co pokazują wyniki w lokalach, w których byli obserwatorzy, to policzek wymierzony białoruskiemu społeczeństwu. To jest po to, by młodzi ludzie, którzy mają dość rządów Łukaszenki, wychodzili na ulice - wyjaśnia poseł KO PO Robert Tyszkiewicz i dodaje: - Skala tego protestu pokazuje, że to już nie jest tak, jak wcześniej bywało, że sam Mińsk, ale demonstrują i inne miasta.
- Agresja władzy to nie jest sposób na rozwiązanie problemów jakie pojawiły się po wyborach na prezydenta Białorusi. To zły scenariusz, tym bardziej, że jest realizowany niedaleko za nasza granicą. Jeśli opozycja ma wątpliwości, władza powinna jej wysłuchać i rozamorować. Siłowe rozwiązania są złe. bo nie zatrzymają protestów i zarzutów o fałszowanie wyborów prezydenckich, a każda kolejna interwencja może wywoływać kolejne reakcje opozycji wobec prezydenta Łukaszenki - mówi Sławomir Nazaruk z Forum Mniejszości Podlasia i niezależny radny sejmiku.
80 proc., czyli standardowy wynik
Co prawda władze jeszcze w niedzielę zablokowały w stolicy Białorusi wszystkie komunikatory internetowe i sieci społecznościowe, ale mimo tego do mediów społecznościowych i serwisów informacyjnych dotarły zdjęcia z tych wydarzeń.
- Wybory prezydenckie na Białorusi były fałszowane od lat w tym sensie, że ogłaszano wyniki, które nie były efektem liczenia głosów, a były efektem koncepcji politycznej Łukaszenki. Zawsze wynik, jaki osiągał oscylował wokół 80 proc. Można ironicznie powiedzieć, że 26 lat temu Aleksandr Łukaszenka postanowił, że będzie wygrywał zdecydowanie, właśnie wynikiem około 80 proc. i tej wersji konsekwentnie się trzyma. Jak tłumaczył taki wynik musi oddawać doświadczenie polityczne kandydata, bo on jest wybitnie doświadczonym politykiem, a jego główną konkurentką byłą kobieta, które nie ukrywała, że jest nauczycielką, żoną i matką. Różnica 70 proc. głosów jest więc odpowiednia, bo zgodnie ze swoimi założeniami Łukaszenka nie mógł z taką kandydatka wygrać różnice 20 czy 30 proc. - uważa Marcin Rębacz w Radia Racja.
Dodaje, że wynik jaki osiągnął Łukaszenka to jednocześnie sygnał do apartu przemocy, że musi sobie z protestami społecznymi poradzić. Jak zauważa, to bardzo ważne iż społeczeństwo Białorusi pokazało aktywność w kampanii, a przez demonstracje również i to, że aspiruje do funkcjonowania w nowocześniejszym modelu państwa niż ten łukaszenkowski.
Prezydenckie wybory na Białorusi. Białorusinom trzeba pomóc
- Niestety na razie nie widać na Białorusi konkretnego lidera opozycji, który mógłby poprowadzić ją do protestu zmierzającego do obalenia dyktatury. Ale taki jest efekt 26 lat działań Łukaszenki - mówi Marcin Rębacz. - Z Białorusi nadchodzą też informacje o strajku w Zakładach Metalurgicznych w Mińsku i o wezwaniu do strajków solidarnościowych.
Zdaniem Roberta Tyszkiewicza, trudno dziś powiedzieć, co będzie dalej. Na pewno Białoruś i Białorusini potrzebują polskiej i europejskiej solidarności wobec tej sytuacji jaka wytworzyła się po wyborach.
- Naszym moralnym obowiązkiem jest pomoc dla osób represjonowanych. Musimy być gotowi do przyjęcia ludzi, którzy będą uciekać przed reżimem i jest potrzebna presja polityczna na władze w Mińsku, na Łukaszenkę, aby politykę represji zatrzymał, bo jej kontynuacja doprowadzi do twardych sankcji wobec jego, jego ludzi i firm, które są z łukaszenkowską administracją związane - podkreśla poseł Tyszkiewicz.
Przeczytaj też: Protest przed białoruskim konsulatem. Powiedzieli NIE represjom na Białorusi (zdjęcia, wideo)
Wybory na Białorusi 2020. Jednym głosem w sprawie Białorusi
Warto też dodać, że w dzisiaj (10.08) premier Mateusz Morawiecki zaapelował do szefa Rady Europejskiej i przewodniczącej Komisji Europejskiej zwołanie nadzwyczajnego szczytu UE w sprawie Białorusi. Jednoczenie na stronie kancelarii premiera pojawił się komunikat, w którym podkreślono, po niedzielnych wyborach władza użyła siły przeciwko swoim obywatelom, którzy domagają się zmian w kraju.
Także polskie MSZ wydało oświadczenie, którym zaapelowało do władz Białorusi, "by zaprzestały działań eskalujących sytuację i zaczęły respektować podstawowe prawa człowieka".
- Oby inicjatywa premiera Morawickiego się spełniła Szkoda, że rząd zmarnował pięć lat na układanie się z ciepłym człowiekiem i kompletną bierność. Jeśli jednak polski rząd występuje w obronie Białorusi do Europy, trzeba odłożyć na bok spory i wspólnie działać. Wsparcie opozycji na pewno będzie. To nasz narodowy interes, aby nasz sąsiad był państwem przewidywalnym i demokratycznym - przyznaje poseł Robert Tyszkiewicz.
Wybory prezydenta Białorusi w białostockim konsulacie
Jednym z miejsc, w których mogli głosować przebywający w Polsce Białorusini był Konsulat Generalny Republiki Białoruś w Białymstoku. Do godz. 20.00 gdy lokal wyborczy był czynny głos na swego kandydata oddało prawie 600 osób. Jak wynika z danych niezależnego exit poll, który prowadzili białoruscy wolontariusze, ponad 90 proc. głosujących w Białymstoku poparło Swiatłanę Cichanouską. Na Aleksanrda Łukaszenkę głosowały zaledwie trzy osoby.
Niestety z powodu zamknięcia lokalu wyborczego o godz. 20.00 ponad 200 obywateli Białorusi nie mogło oddać głosu na swego kandydata. Już wcześniej władze zapowiedziały bowiem, że nie pozwolą zagłosować tym, którzy przed 20 nie wejdą do lokalu wyborczego. Do lokalu mogła wchodzić tylko jedna osoba (co tłumaczono obostrzeniami związanymi z pandemią) lub członkowie jednej rodziny. Nikt, kto głosował nie mógł mieć przy sobie aparatu lub telefonu komórkowego. Wszystkie trzeba było zostawić przed wejściem.
Można ironicznie powiedzieć, że 26 lat temu Aleksandr Łukaszenka postanowił, że będzie wygrywał zdecydowanie, właśnie wynikiem około 80 proc. i tej wersji konsekwentnie się trzyma - uważa Marcin Rębacz w Radia Racja.
W poniedziałek (10.08) kilkakrotnie próbowaliśmy skontaktować się konsulatem Białorusi w Białymstoku. Nikt nie odebrał telefonu. Po godz. 18.00 przed Konsulatem Generalnym Republiki Białoruś w Polsce odbyła się demonstracja Białorusinów mieszkających w Polsce. Jej uczestnicy protestowali przeciwko fałszowaniu wyborów prezydenckich