Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Włodek Pawlik, Jarosław Iwaszkiewicz i Struny na ziemi

Jerzy Doroszkiewicz
nagrał Struny na ziemi
nagrał Struny na ziemi
Włodek Pawlik to jeden z najlepszych polskich muzyków, nie tylko w kategorii pianistów jazzowych. To kompozytor wrażliwy na piękno polskiej poezji, na słowo. Mistrz opowiadania przy pomocy dźwięków nie zawsze prostych historii.

Po zrealizowanym w Białymstoku albumie Tykocin, po fantastycznej muzyce do filmu rewers, Pawlik sięgnął po poezję. Jarosław Iwaszkiewicz, wieloletni szef związku literatów, wielbiony przez władzę wielbiciel urody męskiej jednocześnie był naprawdę znakomitym polskim pisarzem. A Pawlik potrafi poruszyć właściwe struny swego fortepianu, by dodać słowom pana na Stawisku wdzięku.

Wdzięku jego interpretacjom dodaje nie tylko sekcja rytmiczna oparta o wielobarwną grę Cezarego Konrada, ale dodatkowo wspartą perkusjonistą Mikołajem Wieleckim i nie mniej czujnym kontrabasistą Pawłem Pańtą. Słowa Iwaszkiewicza nie zaistniałyby przecież bez głosów. A Lora Szafran i Marek Bałata to przecież najlepsi z najlepszych, śpiewają razem i osobno, współbrzmią i uzupełniają się, a ich frazowanie to po prostu lekcje jazzowego śpiewu z niewyobrażalnym wręcz feelingiem. A do
tego śpiewają najczystszą poezję.

"Jeżeli znajdę" to oparta o latynoskie rytmy kompozycja, która wciąga do swojego wnętrza i zachwyca pewną surowością brzmienia. A jak cudownie Marek Bałata opowiada swoim dojrzałym głosem. I w końcu to nie jest jego pierwszy kontakt z poezją. Kiedy wchodzi w interakcję z Szafran ma się nieomal wrażenie, że wokaliści nagrywali płytę na przysłowiową setkę stojąc tuż obok siebie w studiu. A przejrzysta improwizacja fortepianowa unosi się nad nimi lekko i z wdziękiem.

Kolejnym gościem tego wydawnictwa jest Robert Więckiewicz, z kulturą i dystansem recytujący poezje z fortepianowymi improwizacjami w tle.

"Wierzby stuliły się jak gniazda" toczy się wolno przez świat jak powóz wiozący umierającego kochanka w świat panien z Wilka. Tak, to nie ta epoka, ale Pawlik ma absolutnie słowiańską, a zarazem uniwersalną wrażliwość.

Podobnie jak muzykę Komedy, jego nuty w jakiś sposób można poznać w dowolnych formach muzycznych. Tu skrzydeł pieśni dodają wyśpiewane scatem partie Bałaty i Szafran. Prawdziwe mistrzostwo jazzowej wokalistyki strawne dla każdego. I jeszcze solo kontrabasu. Piękne i zanurzone w nostalgii.

"Upokarza mnie miłość" to już uderzenie niemal między oczy. Temat podany ostro, jakby napisany brzytwą i tak zaśpiewany przez duet wokalny. Progresja akordów dodaje dynamiki kompozycji, która niemal eksploduje zostawiając momentami wyłącznie perkusję i przeszkadzajki. Minimalistyczna aranżacja to rzecz jasna tylko pozór, a szybkość z jaką rozwija się fortepianowa improwizacja Pawlika podbijana akcentami sekcji przyprawia o zawrót głowy. Taki jazz można zagrać w dowolnym zakątku świata bez żadnej fałszywej skromności. Pawlikowe akordy to klasa sama w sobie. Te harmonie są lekko strawne i niemal
niepodrabialne.

A "Biografia"? Zaczyna się niepokojąco, jak niepokojący i groźny był wiek XX. Swingujący rytm wprowadza w opowieść o miłości uniwersalnej. O pragnieniu zatrzymania młodości i ciągłym poszukiwaniu idealnego uczucia. A może o czymś zupełnie innym. Od fortepianu Pawlika naprawdę trudno się uwolnić, zwłaszcza, że Pańta i Konrad słuchają lidera z nadzwyczajną uwagą.

"Rzeczy" to kolejna gonitwa myśli i nut. Pawlik nie poszedł na łatwiznę. Mógł przecież spod palca wypuścić kilkanaście łzawych melodii w umiarkowanym tempie, a tymczasem przygotował całkiem karkołomne kompozycje. Co ważne - Bałata i Szafran wyzwanie owo podejmują bez wysiłku, wręcz z radością. Słuchacza może przeszyć jedynie dreszcz i pełne nerwu solo kontrabasu.

"Stronami deszcze, stronami pogoda" to pieśń jaka mogłaby się objawić w każdym radiu nadającym smooth jazz. Szafran ze swoim niskim i zmysłowym głosem śpiewa swobodnie w kilku oktawach, a jej głos mówi niemal wprost do serca opowiadając tajemną historię uczucia w sztafażu stolicy. I tych kilkadziesiąt taktów sola Pawlika dodającego magii opowieści słowami i dźwiękami o niezgłębionym cudzie miłości.

"W starości, samotności" to prawie jak ballada z partytury Komedy, a jednocześnie przecudownej urody piosenka. I Szafran, która interpretując ją umiera niemal z każdą frazą. Ale nie mniej delikatnie objawia się tu Marek Bałata. I tak z kulturą wiodą pieśń o nieuchronnym końcu każdej żywej istoty. O śmierci.

Pawlik nie odpuścił ani sobie ani słuchaczom do samego końca. "Fandango" to w oszałamiającym tempie zaśpiewany wirtuozerski popis wokalistów wykorzystujących niezwykłą motorykę wiersza wzmocnioną przez ostinatowy temat Pawlika. Momentami Bałata zdaje się być spadkobiercą tradycji sefardyjskiej i nie ma w tym żadnej Cepelii. A sam Pawlik pędzi przez klawiaturę jak wolny rumak przez południowy płaskowyż.

Pianista i kompozytor po raz kolejny stworzył dzieło inspirowane literaturą. Ale każda z piosenek może funkcjonować samodzielnie, a każdy koncert na którym na jednej scenie pojawi się Pawlik ze swoimi muzykami i Bałata z Szafran zadziwi każdego wielbiciela prawdziwej muzyki wykonywanej z niewymuszoną wirtuozerią. Polski jazz to nadal świetna marka i prawdziwy powód do dumy.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny