MKTG SR - pasek na kartach artykułów

(U)chwyty Metalexportu

Aneta Boruch
Podwójne marże handlowe dla właściciela-Metalexportu, wysokie odsetki od kredytów bankowych, zbyt wysokie koszty produkcji, sprzedaż znaku towarowego i technologii za grosze - to przepis na zrobienie z firmy wydmuszki i bankruta. Przepis ten pochodzi z białostockiej fabryki Bison-Bial. Można odnieść wrażenie, że największy problem białostockich Uchwytów nazywa się Metalexport.

Do 1997 roku Bison-Bial był spółką akcyjną w całości należąca do skarbu państwa. W 1997 roku większościowy pakiet akcji Bison-Bial kupiła inna państwowa firma - Metalexport. Ten z kolei został w 2000 roku kupiony przez Mex-Invest, należący do dr. Piotra Józefa Büchnera, wykształconego w Szwajcarii przedsiębiorcy, właściciela i współwłaściciela drugiej co do wielkości w Polsce firmy poligraficznej, domu aukcyjnego, apteki, hurtowni farmaceutycznej; współzałożyciela fundacji swojego imienia. Doktor Büchner objął stanowisko prezesa Metalexportu.
Minęły dwa lata i Bison-Bial jest totalnym bankrutem. Długi fabryki sięgają 90 milionów złotych, niemal cały majątek jest w w rękach banków-wierzycieli. Uchwyty nie są już nawet właścicielem znaku towarowego, na który pracowało przez ponad 50 lat kilka pokoleń ludzi. Za grosze i w tajemnicy wyprowadzono go razem z technologią produkcji. Jak doszło do takiej sytuacji?

Fałszywa perła?

Jaka jest fundamentalna zasada każdego biznesu? - Zainwestować jak najmniej, żeby zarobić jak najwięcej - tę zasadę doskonale realizował Metalexport w Bison-Bialu.
Metalexport podpisał umowę prywatyzacyjną, ale nie spieszył się z realizacją zobowiązań inwestycyjnych - winien jest jeszcze Bison-Bialowi około 11 milionów złotych z tytułu zobowiązań, przejętych od skarbu państwa. Ale nie ma pośpiechu. W październiku (?), już pod rządami ekipy SLD-PSL-UP, skarb państwa wyraził zgodę na wydłużenie terminów płatności. Na dofinansowanie Bison-Bialu Piotr Buchner ma teraz 80 miesięcy.
Teraz, gdy białostocka fabryka jest bankrutem, Metalexport tłumaczy, że w momencie kupna był niedoinformowany co do rzeczywistej sytuacji spółki.
- Przedstawione nam bilanse firmy były nierzetelne. Bison-Bial miał być perłą w koronie Metalexportu. Duży, znany, mający stałych odbiorców eksporter, produkujący wyroby średniej klasy światowej. Tymczasem nie zmniejszono zatrudnienia, kupując tym sobie spokój społeczny. "Perła" miała 50 milionów złotych długu, 40 procent wyrobów sprzedawała z trzystuprocentową stratą, a siedmiomiesięczna produkcja zalegała na półkach - z przekąsem mówił na spotkaniu z załogą w Białymstoku 4 czerwca tego roku wiceprezes Wiesław Dębski.
Czyżby Piotr Buchner, biznesmen z listy 100 najbogatszych Polaków tygodnika "Wprost", kupił kota w worku?

Podwójne żyłowanie

"Poranny" dotarł do raportu z badania sprawozdania finansowego FPiU Bison-Bial za 2001 rok Wynika z niego, że od chwili przejęcia spółki przez Metalexport sytuacja białostockiej fabryki stale pogarszała się.
Na sprzedaży wyrobów Bison-Bial zarobił w 2001 roku mniej o prawie 11 milionów zł niż w roku ubiegłym. Za to koszty wzrosły o 4,5 milionów zł.
Ciekawe rzeczy działy się też w magazynach Uchwytów. Wartość leżących tam zapasów została obniżona o prawie 7 milionów zł.
- Zostało wprowadzone wyliczanie kosztowe zapasów. Zmieniło się to na życzenie obecnego zarządu - tłumaczą ten cud magazynowy ludzie z Bison-Bial.
Nowa metoda kalkulacji spowodowała, że towar znikał z magazynów Uchwytów, a przychody ze sprzedaży zamiast rosnąć - spadały. Wyroby Uchwytów sprzedawano poniżej kosztów produkcji, co nie może wyjść na zdrowie żadnej firmie.
Z zainwestowanych w produkcję 100 zł Bison-Bial odzyskiwał ... 84 zł. Do każdych 100 zł wyrobu dokładano więc 16 zł. Które przedsiębiorstwo długo pociągnie w takiej sytuacji?
Jaki mógł być cel takich posunięć? Praktycy biznesu mówią, że takie rzeczy robi się np. po to, żeby legalnie, po zaniżonej cenie wywieźć towar z magazynu. A następnie za granicą lub w innej firmie sprzedać po cenie rynkowej. Równie dobrze mogły to być także stare zapasy, które bardzo długo zalegały w magazynach i za które na rynku można było dostać przykładowo tylko 60-70 procent wartości. W obu przypadkach firma ponosiła straty - za 2001 roku Uchwyty miały 24 miliony złotych "w plecy".

Podwójny haracz

Metalexport - firma matka - w rzeczywistości okazał się macochą dla Bison-Bialu. W jak złym położeniu nie byłaby białostocka fabryka, nawet w momencie gdy już ledwo zipała - Metalexport brał od niej haracz w postaci marży handlowej. Wytknął to biegły rewident w swoim raporcie.
- W grupie usług obcych dominują koszty prowizji komisowych handlu zagranicznego spółek Metalexportu w kwocie około 4,6 milionów zł - napisał biegły rewident.
Koszty zaopatrzenia materiałowo-technicznego wzrosły w 2001 roku aż o 20 proc., przy jednoczesnym spadku wartości produkcji sprzedanej o 10 proc - wynika z danych w raporcie. Świadczy to o drastycznym zawyżaniu cen materiałów wykorzystywanych do produkcji. Nic nie dzieje się bez przyczyny.
- Musieliśmy kupować materiały do produkcji poprzez Metalexport. Oczywiście przepłacaliśmy - mówią pracownicy fabryki. - Metalexport był naszym pośrednikiem i miał na nas podwójny zarobek: najpierw brał marżę za materiały, potem musieliśmy jeszcze płacić marżę handlowa. Podwójnie nas żyłowano. W ostatnim okresie nie było praktycznie innej możliwości, bo nie mieliśmy pieniędzy na zakup materiałów. Byliśmy od nich zupełnie uzależnieni.
Mechanizm był taki: Bison-Bial potrzebuje jakiejś maszyny, Metalexport kupuje ją za np. 10 tysięcy złotych i sprzedaje Uchwytom za 15 tysięcy.

Znak i prokuratura

Biegłym rewidentom także nie spodobał się sposób, w jaki znak towarowy i technologia Uchwytów trafiły w ręce Metalexportu. Zastrzeżenie na ten temat figuruje jako pierwsze wśród nieprawidłowości, jakie wykryli biegli.
- Brak wyceny znaku towarowego i innych praw zbywanych powoduje, że nie możemy potwierdzić prawidłowości wyceny dokonanej transakcji - stwierdza biegły rewident.
Jak już kilkakrotnie pisaliśmy, dwoma umowami Metalexport wyprowadził z Białegostoku za 40 tysięcy złotych znak i technologię. Zapłacił praktycznie grosze. Zrobiono to w takim pośpiechu, że zarząd ani rada nadzorcza nie zdążyły wydać odpowiedniej uchwały. Sama transakcja owiana była taką tajemnicą, że załoga dowiedziała się o szczegółach sprzedaży dopiero pół roku po fakcie. Nic na ten temat nie wiedział też skarb państwa. Tak przynajmniej twierdzi.
Białostocka prokuratura postawiła dwa tygodnie temu zarzuty dwóm członkom byłego zarządu Bison-Bial, zarzucając im działanie na szkodę firmy.
Metalexport twierdzi, że przejął znak Uchwytów, aby uchronić go przez wrogim przejęciem, i że zwróci znak, gdy Uchwyty odrodzą się w postaci nowej, niezadłużonej spółki. Czy taki scenariusz spełni się, nikt nie jest w stanie tego zagwarantować. Natomiast jedno nie ulega wątpliwości: Metalexport ma teraz w ręku znak i technologię, na których może jeszcze nieźle zarobić.

Gdzie pieniądze?

Załoga Uchwytów rządy Metalexportu w swojej fabryce ocenia jednoznacznie: - Wzięli nas, żeby zrobić z Bisona wydmuszkę.
- Sprzedaż eksportowa prowadzona była poprzez spółki Metalexportu - mówią pracownicy Uchwytów. - Pieniądze z tego tytułu wpływały do Metalexportu i tam zostawały. Metalexport rozłożył nas, bo w obiegu zabrakło pieniędzy, które powinny trafić do nas ze sprzedaży kwartalnej. Gdyby były pieniądze w obrocie, nie musielibyśmy brać kredytów.
A kredytów Bison-Bial zaciągnął rzeczywiście sporo - ponad 40 milionów. Odsetki, jakie trzeba było od nich spłacać, dobijały firmę - w 2001 roku wyniosły 9 milionów złotych. Kredyty zabezpieczono na nieruchomościach fabryki, zapasach wyrobów gotowych i produkcji w toku. A ponieważ ich nie spłacano, więc w efekcie niemal cały majątek firmy jest teraz w rękach banków.
- Zabrakło bieżących należności i banki, których zabezpieczeniem były m.in. stany magazynowe, zobaczyły, że drastycznie się one zmniejszyły, towar wychodzi, natomiast nie wpływają żadne należności. No i podniosły krzyk: gdzie są nasze pieniądze w postaci tego zabezpieczenia? Od tego momentu zaczęły się poważne kłopoty, bo banki straciły do nas zaufanie - tłumaczą obecną sytuację firmy pracownicy.
Załoga ma zresztą więcej pretensji pod adresem Metalexportu: - Mieliśmy dużo należności w Metalexporcie i innych firmach. Wzajemne zobowiązania realizowaliśmy często w formie kompensat: płaciliśmy wierzytelnością należności. Pozwalało to prowadzić produkcję bez angażowania gotówki. Wczesną wiosną tego roku Metalexport przestał podpisywać kompensaty należności. I zaczęły się problemy.
Zdaniem pracowników ewidentnym działaniem na szkodę spółki jest także np. nieściąganie odsetek, a każdy dzień zwłoki to były kolosalne pieniądze: - Do Metalexportu, gdzie te odsetki należne wynosiły w granicach 20-25 milionów zł nie wysyłało się pism z żądaniem ich zapłacenia. I w tej chwili cały zakład ponosi skutki tej wspaniałomyślności.

Recesja i kokosy

O własny interes Metalexport dbał bardzo dobrze. Nawet kosztem swojej spółki-córki.
- Sprzedajemy nasze wyroby do firmy w Anglii, gdzie akurat był nasz dawny pracownik. Zdarzyła się sytuacja, że w Metalexporcie przy wystawianiu faktur pomylono termin zapłaty. Metalexport upominał się w Anglii o pieniądze, które faktycznie powinny być zapłacone później. Metalexport tłumaczył nam wtedy, że nie dostaje pieniędzy z Anglii i dlatego nam nie płaci. A w rozmowie bezpośredniej Anglia-my okazało się, że Metalexport ściąga stamtąd pieniądze jeszcze przed terminem płatności. I przetrzymuje nasze należności u siebie. Obracając w ten sposób pieniędzmi, pozyskanymi ze spółek, robił kokosy - mówi pracownik, który chce zachować anonimowość.
Jak czerwona płachta na byka działa na załogę Bison-Bialu tłumaczenie Metalexportu, że nie przekazywał pieniędzy do Białegostoku z powodu załamania się rynków zagranicznych.
- Metalexport tłumaczył się trudnościami ze sprzedażą, regresem na zachodzie Europy, zaleganiem towaru w magazynach. Jeśli tak, to dlaczego do fabryki napływały zamówienia? Po co Metalexport składał zamówienia do Bison-Bialu na 5,5-6 milionów złotych miesięcznie, jeżeli była recesja? - pytają ludzie z Uchwytów.

Chodziło o koncesję

Dla załogi Bison-Bial marnym pocieszeniem jest fakt, że podobny los spotkał już inne przedsiębiorstwa krajowe, wchodzące w skład grupy kapitałowej Metalexport. W Odlewni w Koluszkach już od kilku miesięcy gospodaruje syndyk, Poręba tonie w długach, załoga od kilku miesięcy nie dostaje wynagrodzeń. Scenariusze znane z Uchwytów. Przypadek? Chyba nie.
- Po dwóch latach działalności w Metalexporcie Büchner mówi dzisiaj bez ogródek, że najlepiej byłoby odłączyć od firmy wszystkie niedochodowe zakłady, a pozostawić tylko te, które przynoszą zysk - pisze Marzanna Kłucińska w tygodniku "Solidarność". - O czym mówi? Głównie o produkcji tzw. specjalnej, w tym przede wszystkim zbrojeniowej, elektronicznej, związanej z wojskiem, służbami publicznymi wszelkiej maści. A już najlepiej chciałby oprzeć się na działalności związanej z zamówieniami publicznymi, czyli gwarantującymi pewne, bo budżetowe pieniądze. Właśnie w tym celu był mu potrzebny Metalexport, ponieważ spółka ta jako jedna z niewielu ma koncesję na handel bronią. Dzisiaj uzyskanie takiego certyfikatu graniczy z cudem. A kupując Metalexport wszedł w jego posiadanie bez większych problemów.
Kłucińska twierdzi, że z niemiecką firmą Thyssen Rheinstahl Technik Metalexport podpisał kontrakt na produkcję wyposażenia dla okrętów marynarki wojennej. Jej zdaniem, Piotr Buchner liczy na to, że na realizację przedsięwzięcia dostanie rządowe pieniądze przewidziane w budżecie MON, związane z unowocześnianiem naszej armii. W ciągu kilku najbliższych lat rząd ma przeznaczyć na ten cel 5-6 milionów dolarów. Gra warta świeczki. Podobnie jak współpraca z koncernem zbrojeniowym Noricum, dotycząca produkcji części do haubic czy kontrakt na dostawę torped dla marynarki wojennej.
- Słowem: Metalexport powoli się mobilizuje i dozbraja. Wszystko za przyzwoleniem obecnych władz, bo inaczej byłoby to niemożliwe - uważa Kłucińska.
Niemożliwe stało się możliwe już w momencie nabycia grupy Metalexport. Transakcja kupna przez Mex-Inwest udziałów w grupie kapitałowej Metalexport była korzystna. Niespotykanie korzystna. Za 51 proc. udziałów Mex-Inwest zapłacił skarbowi państwa tylko 27 milionów złotych. Tylko, bo w zamian dostał kilkanaście spółek krajowych i zagranicznych. Sam tylko biurowiec firmy przy ul. Mokotowskiej w Warszawie wyceniany jest na ponad 40 milionów złotych.
Skarb państwa, który ma w Bison-Bial 17 proc. akcji, nigdy nie sprawiał większych problemów. Praktycznie Metalexport rządził niepodzielnie w białostockiej spółce, bo skarb państwa przyjął postawę: my nic nie możemy i biernie godził się na poczynania większościowego udziałowca.

***

Dziś białostocki sąd gospodarczy wyda orzeczenie w sprawie wniosku o ogłoszenie upadłości Bison-Bial. Podobno Piotr Buchner wyznaje maksymę, że gdy interes idzie źle, to się go kończy. Albo wchodzi w inny. Bo czas to pieniądz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny