MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Musiuk, wicedyrektor szpitala w Hajnówce: Pacjentów z granicy mamy coraz więcej

Agata Sawczenko
Agata Sawczenko
dr n. med. Tomasz Musiuk, specjalista anestezjologii i intensywnej terapii, Zastępca Dyrektora ds. Lecznictwa SPZOZ w Hajnówce
dr n. med. Tomasz Musiuk, specjalista anestezjologii i intensywnej terapii, Zastępca Dyrektora ds. Lecznictwa SPZOZ w Hajnówce Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Pamiętam kilka przypadków dzieci, które rzeczywiście trafiły do nas bez żadnych opiekunów. Staraliśmy się wtedy jakimiś drogami - aktywiści, którzy pomagają na granicy, również w to się włączali – żeby ich rodziny odnaleźć. Częściej jednak przywożone są do nas osoby na granicy dojrzałości, kiedy nie do końca wiadomo na pierwszy rzut oka, czy to jest dziecko, czy dorosły. I dopiero później, podczas rozmów, dociekania, dowiadujemy się, że to są dzieci - mówi dr n. med. Tomasz Musiuk, specjalista anestezjologii i intensywnej terapii, Zastępca Dyrektora ds. Lecznictwa SPZOZ w Hajnówce

Cudzoziemcy do hajnowskiego szpitala trafiają od początku kryzysu na granicy polsko-białoruskiej. To placówka, gdzie leczy się najwięcej migrantów.
Pacjenci migranci to już jest u nas codzienność, zwyczajność. Ale muszę przyznać, że na początku sytuacja nas trochę zaskoczyła. To była jesień 2021 roku. I nagle mieliśmy nawet około setki pacjentów z granicy miesięcznie. Później działo się różnie. Były fale tej aktywności: migrantów przechodzących przez granicę, ale też pacjentów, którzy do nas z niej przyjeżdżali. To jest ze sobą powiązane: im więcej ludzi starało się przechodzić przez granicę, im gorsza była pogoda, tym więcej ludzi przyjmowaliśmy w szpitalu. Początki więc rzeczywiście były dość trudne. Trochę to trwało, ale musieliśmy się do tej nowej sytuacji przystosować.

Niełatwo być uchodźcą w Białymstoku

Około stu dodatkowych pacjentów miesięcznie bardzo dezorganizuje pracę?
Stu pacjentów miesięcznie może nie. Ale to jest kwestia tego, że bywały momenty, gdy na SOR przyjeżdżało kilku czy kilkunastu pacjentów naraz, w różnym wieku, różnym stanie, w dodatku z problemem komunikacyjnym. A zespół medyczny był niewielki, przygotowany tylko do obsługi mieszkańców. Zresztą ten problem jednoczesnego napływu wielu pacjentów nadal się u nas pojawia. Nadal bowiem bywa, że pacjenci przywożeni są do nas w większych grupach - pewnie tak właśnie przechodzą przez granicę. Ale oczywiście są też dni, gdy pacjentów z granicy nie mamy w ogóle.

Z jakimi problemami trafiają do szpitala pacjenci z granicy lub z przygranicznego lasu?
W czasie tych pierwszych miesięcy to były problemy zdrowotne związane głównie z wychłodzeniem i przebywaniem w złych warunkach atmosferycznych. Później, w trakcie budowania zapory na granicy, pacjentów mieliśmy zdecydowanie mniej. Za to po wybudowaniu muru zaczęliśmy przyjmować osoby z urazami, czyli takie, które próbowały sforsować mur i w związku z na przykład upadkami z wysokości robili sobie krzywdę. Teraz znów, od około trzech miesięcy obserwujemy bardzo duży ruch na granicy. Oczywiście mówię to w kontekście naszego szpitala, gdzie trafia bardzo dużo osób. Dla przykładu w 2023 roku, który raczej był spokojniejszym rokiem, mieliśmy 180 pacjentów będących migrantami. Dla porównania w tym roku do końca marca tych pacjentów mieliśmy prawie 90.

Średnio to daje pacjenta z granicy każdego dnia.
Dostając raport o obłożenia szpitalu, czytamy czasem o 15-17 migrantach, którzy akurat u nas przebywają. Oczywiście, nie zawsze są to nowi pacjenci, bo część z nich po prostu jest hospitalizowana i przebywa w szpitalu od kilku dni. Na szczęście większość osób, która do nas trafia, jest obsługiwana na SOR-ze. I to wystarcza. Natomiast urazy związane ze skakaniem z płotu czy jakimiś urazami mechanicznymi, z kontaktem z drutami, powodują, że pacjenci muszą być dłużej hospitalizowani. To są złamania wielomiejscowe, urazy długo gojące się, pozostawiające na pewno ślad.

To również pacjenci zdrowotnie zaniedbani, z chorobami przewlekłymi?
Przekrój zdrowotny tych pacjentów jest bardzo różny. Ale raczej możemy założyć, że nie forsują granicy osoby bardzo chore. Na początku rzeczywiście zdarzało się więcej osób starszych i takich, u których w trakcie hospitalizacji okazywało się, że mają na przykład cukrzycę, nadciśnienie czy jakieś choroby neurologiczne. Do tej pory mam przed oczami widok rodziny, gdzie wszystkie dzieci były chore na porażenie mózgowe. Ale to rzadkość. Raczej trafiają do nas są młodsi ludzie - szczególnie po wybudowaniu tego muru - wręcz nawet dzieci, osoby niepełnoletnie. Ten profil pacjenta nie jest taki bardzo skomplikowany – to przede wszystkim ludzie wycieńczeni i i urazowi. To urazy kończyn dolnych, kończyn górnych, po bardzo skomplikowane urazy kręgosłupa ze złamaniami wymagającymi interwencji chirurgicznej.

Odsyłacie czasem tych pacjentów do innych szpitali?
Nasz szpital, jak na powiatową placówkę, jest wieloprofilowy, więc staramy się kompleksowo obsługiwać pacjentów. Chociaż rzeczywiście zdarza się czasami, że takich pacjentów wysyłamy. Przypomina mi się - ale było to chyba ze dwa lata temu – pacjent, który potrzebował komory hiperbarycznej w związku z niegojącą się raną po odmrożeniu kończyny dolnej. Rzeczywiście szukaliśmy mu pomocy, bo takiej usługi nie mamy. Ten pacjent pojechał aż do Wrocławia, bo tam znalazł się szpital, który chciał go przyjąć. Bywa też, że czasami my diagnozujemy jakąś chorobę, na przykład problem kardiologiczny u osoby nieletniej, u dziecka. W Hajnówce mamy taką ogólną pediatrę, więc jeśli jest taka potrzeba, to wysyłamy pacjenta do innego szpitala. Ale to są pojedyncze przypadki, bo – tak jak wspomniałem – to są przeważnie ludzie zdrowi, tyle że z urazami. Główny oddział, który jest obciążony hospitalizacjami migrantów od czasów wybudowania muru, to oddział urazowo-ortopedyczny.

Stan dziecka urodzonego przy granicy jest stabilny. Dziewczynka z mamą są w szpitalu w Hajnówce

Często trafiają do państwa dzieci? W mediach społecznościowych wolontariusze piszą nadal o całych rodzinach, ale też o grupach chłopców 16-, 17-letnich.
Na szczęście, jeśli chodzi o młodsze dzieci, to są raczej pojedyncze osoby. W systemie ratownictwa w ogóle jest raczej taka zasada, że jeśli jest to skomplikowany przypadek, to już przy interwencji pogotowia ratunkowego jest raczej od razu przewożony do Uniwersyteckiego Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. Do nas więc trafiają tak naprawdę dzieci z jakimiś przeziębieniami, zapaleniami płuc, wycieńczone, głodne. Natomiast najczęściej – na szczęście – to są dzieci towarzyszące rodzicom. Ale pamiętam kilka przypadków dzieci, które rzeczywiście trafiły do nas bez żadnych opiekunów. Staraliśmy się wtedy jakimiś drogami - aktywiści, którzy pomagają na granicy, również w to się włączali – żeby ich rodziny odnaleźć. Częściej jednak przywożone są do nas osoby na granicy dojrzałości, kiedy nie do końca wiadomo na pierwszy rzut oka, czy to jest dziecko, czy dorosły. I dopiero później, podczas rozmów, dociekania, dowiadujemy się, że to są dzieci.

Razem z pacjentami-migrantami przyjeżdżają do was również strażnicy graniczni. I do tej sytuacji, że wciąż na korytarzach szpitala są mundurowi, zdążyliście się już przyzwyczaić?
Pyta pani o strażników nadzorujących, czy strażników pacjentów, bo i takie sytuacje przecież się zdarzają.

O nadzorujących.
Na dziś ta sytuacja jest już całkowicie wyklarowana. Rzeczywiście na przestrzeni całego kryzysu ona się troszeczkę zmieniała, szczególnie na początku, kiedy wszyscy byli zaskoczeni tym, co się działo - nie tylko my w szpitalu, ale również strażnicy. Szukaliśmy wtedy rozwiązań, jak to wszystko pogodzić, bo z jednej strony to są osoby, które nielegalnie przekraczają granicę, więc wymagają jakiegoś nadzoru, sprawdzania i pilnowania przez straż graniczną, czy jakichś tam konsekwencji z tym związanych. Natomiast z drugiej strony szpital jest całkowicie apolityczny, wszyscy nasi pacjenci mają swoje wszystkie prawa pacjenta zachowane. I rzeczywiście na początku to był problem, bo strażnicy nie wiedzieli, jak się zachowywać. My do końca nie wiedzieliśmy, jak to ma wyglądać. Teraz już mogę powiedzieć, że ta współpraca jest wzorcowa. Mamy osoby kontaktowe między naszym szpitalem, pacjentem i strażą graniczną. Wiem, z którym komendantem mam się jakikolwiek kwestiach porozumiewać. Mamy mamy taki łącznikowy kontakt, jeśli dojdzie do jakichś problemów. Strażnicy oczywiście bywają w naszym szpitalu, ale można powiedzieć, że ich obecność nie jest taka wyraźna. Oczywiście, kontrolują naszych pacjentów, sprawdzają. Ale na dziś sytuacja jest uregulowana, przystosowaliśmy się jedni do drugich.

Są nie tylko wycieńczeni, ale także z urazami. Z każdą falą migracji do szpitali trafiają nowi pacjenci

A jak wygląda komunikacja z pacjentami. Do Hajnówki trafiają przecież z tak wielu krajów. Różnimy się od nich nie tylko językiem, ale i kulturą, przyzwyczajeniami.
Możemy wymienić chyba wszystkie kraje afrykańskie, część Półwyspu Arabskiego. To naprawdę bardzo różni ludzie, rozmawiający w bardzo różnych językach. Przypominam sobie sytuację, kiedy mieliśmy pacjentów, którzy rozmawiali dialekcie któregoś z języków arabskich i nawet nasi tłumacze nie byli w stanie się z nimi porozumieć. Dzwoniliśmy do tłumacza, do Holandii czy Belgii, i przez telefon żeśmy się tłumaczyli. Na szczęście, jak powiedziałem wcześniej, to są ludzie przeważnie zdrowi, którzy doznają urazów. Często więc tłumacz nie jest potrzebny. Porozumiewamy się z nimi, badając ich, rękoma, szybko stawiamy diagnozę; głębokie wywiady naprawdę nie są konieczne w takich hospitalizacjach ratujących życie i zdrowie. To nie są planowe hospitalizacje, gdzie musimy dociekać jakichś problemów zdrowotnych. Szybko więc diagnozujemy, szybko leczymy i jakoś tam się porozumiewamy. Jednocześnie też są pracownicy, którzy są w stanie usiąść i poświęcić więcej czasu tym osobom, po to właśnie, żeby się od nich dowiedzieć czegoś więcej, czy mają jakieś aktualne potrzeby – nie tylko zdrowotne, ale również socjalne, społeczne. Czasami ci ludzie chcą nam zgłosić, że kogoś zagubili, że zaginął jakiś członek rodziny podczas ich podróży. To są bardzo różne problemy. I rzeczywiście wtedy staramy się z jakimiś translatorami przy nich siadać.

Jak to pomaganie migrantom wpływa na kondycję finansową szpitala? Kto płaci za ich leczenie?
Zgodnie z polskim prawem obciążenia finansowe i płatności za hospitalizację cudzoziemców migrantów, którzy są tu nielegalnie, opłaca nam straż graniczna. Natomiast wciąż jesteśmy szpitalem się w sieci szpitali i mamy ryczałt do wyrobienia. Jeśli to obciążenie pacjentami migrantami by jeszcze wzrastało, to mogłoby spowodować problem z wykonaniem ryczałtu. No, ale staramy się. Jesteśmy bardzo wieloprofilowym szpitalem, jak na szpital powiatowy, więc mamy nadzieję, że to takiej sytuacji nie dojdzie.

Pacjenci migranci to jaki procent wszystkich pacjentów?
Nadal jeszcze niewielki. Na pewno nie dochodzimy do 10 proc. wszystkich pacjentów. W szpitalu mamy bardzo dużo hospitalizacji, w ciągu roku jest to nawet kilkanaście tysięcy, więc setka dodatkowych to nie jest wiele. Jednak mam nadzieję, że ta liczba nie będzie wzrastać.

W jakiej kondycji jest teraz szpital?
Trudno trochę się chwalić, że jesteśmy w dobrej kondycji, bo wtedy możemy być postrzegani, że nie potrzebujemy żadnej pomocy. Natomiast jak najbardziej każdą pomoc przyjmujemy. Ale płynność finansową mamy zachowaną. Planujemy również sporo inwestycji nie tylko ze środków zewnętrznych, ale również własnych, bo niektóre rzeczy nie są przewidziane w żadnych programach wsparcia. Więc podsumowując – jesteśmy w całkiem dobrej kondycji, głównie pewnie ze względu na naszą szeroką działalność.

Na plusie zamknęliście ubiegły rok? Z zyskiem czy bez zysku?
Nasza działalność jest bezzyskowa. Wykonujemy ryczałty. Każdego roku zresztą, ostatniego też, wykonujemy dużo ponad limity wskazywane przez NFZ. I zawsze mamy obawy, czy te płatności za nadwykonania dojdą do skutku. W tym roku troszeczkę na nie czekaliśmy, ale faktycznie je otrzymaliśmy. Jesteśmy więc w dobrej sytuacji i mamy plany na dalszy rozwój, na poszerzanie naszej działalności.

Dlaczego prowadzicie tak szeroką działalność?
Na szczęście wieloletnia polityka zdrowotna prowadzona w powiecie przez kolejnych starostów i działalność naszego dyrektora Grzegorza Tomaszuka, który już 25 lat jest na tym stanowisku, trzyma w ryzach tę płynność finansową z jednej strony, a z drugiej stale staramy się rozszerzać nasz profil świadczeń zdrowotnych. Nie jesteśmy szpitalem powiatowym – jak bywa – który ma tylko oddział internistyczny, chirurgiczny i koniec. Jednostek w naszym szpitalu jest 17. Na pewno tu wspomnę o szerokim i bardzo prężnym działaniu naszych oddziałów zabiegowych: ortopedii i chirurgii laparoskopowej. Na bloku operacyjnym wykonujemy ponad 3 tys. operacji rocznie. To jak na taki szpital jak nasz bardzo dużo. Mamy też oddział internistyczny z pododdziałem rehabilitacji kardiologicznej, której faktycznie nie spotyka się wszędzie. Jako szpital powiatowy mamy bardzo dużą ofertę rehabilitacyjną: poczynając od ambulatoryjnej poprzez oddział dzienny, ale też duży oddział rehabilitacji neurologicznej i ogólnoustrojowej, co też jest rzadko spotykane w tego typu szpitalach. Oprócz tego prowadzimy oddziały specjalistyczne, jak oddział chorób zakaźnych, który rzeczywiście dostał trochę w kość podczas COVID-u. Nasz szpital był na pierwszej linii frontu COVID-owego w całym województwie. Jest też oddział chorób płuc i gruźlicy – mamy szczęście, bo specjalistów z tej dziedziny jest coraz mniej. Mamy też pediatrię, ginekologię.

I położnictwo?
Tak. Ale rzeczywiście ta demografia jest nieubłagana. Niestety, negatywnie wpływa na liczbę porodów. U nas jest do 300 rocznie.
Czyli jesteście na granicy zamknięcia porodówki? Bo specjaliści mówią, że 300 porodów to taka granica opłacalności.
Żeby się naprawdę opłacało, to tych porodów powinno być dużo więcej. Ale o zamknięciu porodówki na razie nie będę nic mówić. Bo wciąż się staramy, żeby nic nie zamykać, a wręcz otwierać.

I co otwieracie?
Nowością w naszym szpitalu są na przykład zabiegi w ramach chirurgii, ale związane z chirurgią naczyniową. Mamy też duży, nowoczesny SOR. To właśnie SOR przyjmuje najwięcej pacjentów z kryzysu migracyjnego. Ale oprócz tego mamy też dwa oddziały opieki długoterminowej, łóżka paliatywne. Ale taką innowacyjnością w powiecie jest centrum zdrowia psychicznego. My jako pierwsi w województwie podlaskim wzięliśmy udział w pilotażu. Teraz już obsługujemy trzy powiaty – nie tylko hajnowski, ale również siemiatycki i bielski. I widzimy, że taka opieka faktycznie ma sens.

Jak się wchodzi do szpitala, to czuje się, że to nowoczesna jednostka?
Wiele mówi się o różnego rodzaju dofinansowaniach. I jak najbardziej – my z tego korzystamy. Jednak te wszystkie dofinansowania idą w kierunku sprzętowym, związanym typowo z udzielaniem świadczeń zdrowotnych. Natomiast nie idą w ogóle w kierunku remontów i modernizacji budynków. Rzeczywiście jednak mamy plany, żeby to z własnych środków remontować. Już teraz modernizujemy elewację szpitala. Mamy plany, żeby przebudować, zmodernizować również wejście do szpitala. Będziemy czekali na jakieś możliwości finansowania. Ale jednocześnie wciąż staramy się, by pomieszczenia, gdzie udzielamy świadczeń, były nowoczesne. Nowy jest SOR, oddział intensywnej terapii, bloki operacyjne, ale też staramy się sukcesywnie remontować oddziały szpitalne. W planach mamy remont kuchni, która – jako ewenement pozostała w strukturach szpitala.

Mówi pan o nowoczesnym SOR-ze, a jeszcze niedawno były plany, by w szpitalach powiatowych SOR-y zlikwidować, a zostawić tylko izby przyjęć.
Być może są takie szpitale, gdzie rzeczywiście funkcjonowanie SOR-u nie ma racji bytu: i ekonomicznego, i praktycznego. Hajnówka na pewno nie jest takim szpitalem. Działalność SOR-u w ostatnich latach, kiedy byliśmy szczególnie doświadczeni przez problem COVID-u i teraz przez kryzys migracyjny, wskazuje, że nasz szpital bez SOR-u nie mógłby chyba funkcjonować prawidłowo. Jest to więc oddział bardzo potrzebny w naszym szpitalu. Zresztą i bardzo prężny i dobrze wyposażony. Lada chwila zresztą wzbogaci się jeszcze o nowy tomograf komputerowy – po to, by nasze świadczenia były na najwyższym poziomie. Rozmawialiśmy o migrantach, ale w naszym szpitalu hospitalizujemy również bardzo dużo wojskowych, żołnierzy, których teraz sporo stacjonuje przy granicy. Oni również doznają urazów, oni również chorują.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak kupić dobry miód? 7 kroków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na poranny.pl Kurier Poranny