MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Spawacz. Kapral. Marszałek

Agnieszka Kaszuba
Krzysztof Putra przy obrabiarce w białostockiej Fabryce Przyrządów i Uchwytów
Krzysztof Putra przy obrabiarce w białostockiej Fabryce Przyrządów i Uchwytów Fot. Mariusz Olkowski
Pierwsze wąsy IV RP - tak o Krzysztofie Putrze mówią jego przyjaciele. Mało kto wie jednak, że wąsy są po dziadku Zygmuncie.

Po nim także Putra jest tak oschły.

Skłonności do polityki ma natomiast po swoim przodku Aleksandrze. Był on posłem na Sejm z ramienia PSL.

Może wypowiadać się z poważną miną na każdy temat, chociaż nie bardzo się w czymkolwiek orientuje - tak o Krzysztofie Putrze mówią jego polityczni przeciwnicy. Jednak żaden z nich nie może zaprzeczyć, że kariera podlaskiego posła PiS jest imponująca. Niektórym nawet przywodzi na myśl dzieje Lecha Wałęsy. Ten wprawdzie ze stoczni dotarł aż do Pałacu Prezydenckiego, a Putra od tokarki jedynie do prezydium Sejmu. Ale kto wie...

Putra w ciągu ostatnich lat wyrósł na jednego z najbardziej zaufanych ludzi braci Kaczyńskich. Jarosław Kaczyński wielokrotnie wspominał, że Putra był jednym z tych, którzy przetrwali z nim najcięższe chwile, i nie opuścił partii po powstaniu Porozumienia Polskich Chrześcijańskich Demokratów, do którego w 1999 roku odeszło z Porozumienia Centrum wielu polityków.

- Zawsze był im wierny. Dzisiejszy wzrost jego popularności, podobnie jak Szczypińskiej, a odsuwanie od władzy Ludwika Dorna czy Kazimierza Ujazdowskiego, oznacza tylko tworzenie wewnętrznej partii PiS. Stanowią ją politycy dawnego Porozumienia Centrum - twierdzi Robert Tyszkiewicz, szef podlaskiej Platformy Obywatelskiej.

Huta przestraszyła

W połowie lat 70., kiedy Putra skończył szkołę zawodową w Suwałkach (specjalność - spawacz), chciał zostać stoczniowcem na wybrzeżu i spawać statki.

- Przyjaźniłem się z Mirkiem Żukowskim. Postanowiliśmy wtedy, że po szkole wyjedziemy nad morze i będziemy w stoczni statki budować. Mirek pojechał w czerwcu, a ja, z powodu choroby mamy, miałem dojechać później - tłumaczy Putra. - Mirek po półtora miesiąca przysłał mi list, jak tam jest źle, że Krzyżacy są dosyć groźni. Wtedy ja zdecydowałem, że pojadę na Śląsk, do Dąbrowy Górniczej.

Budowano tam nową hutę. - Kiedy ja, chłopak z malutkiej wioski, wszedłem na plac budowy i zobaczyłem potężne buldożery, to się przestraszyłem i jedyne, co mi się zachciało, to wrócić do swojego Józefowa - dodaje Putra.
Ale zamiast do Józefowa młody Putra trafił do białostockich Uchwytów.

- Z Krzyśkiem bardzo dobrze się pracowało. Lubiliśmy mieć z nim zmiany. Zawsze był taki wygadany, nawet kiedy był młokosem - twierdzi Tadeusz Ukian, kolega Putry z Uchwytów. - Teraz, kiedy w posły poszedł, nie przestał się interesować firmą i nadal ma z nami kontakt.

Putra w Uchwytach pracował na wydziale doświadczalnym, jako frezer, potem jako ślusarz-spawacz. W końcu został majstrem, a w międzyczasie skończył technikum i zrobił maturę.

- Bardzo lubiłem swoją pracę i jeszcze dzisiaj wszystko bym zespawał, że hej! - mówi Putra. - Zresztą to spawanie nauczyło mnie konsensusu, czyli łączenia.

W międzyczasie musiał odsłużyć wojsko. Był jednym z najlepszych strzelców. I to nie tylko z karabinu.. - Żeby się nie nudzić, założyliśmy drużynę piłkarską. Doszliśmy nawet do finałów ogólnopolskich - chwali się Putra.

Urodzony 4 lipca

Media nigdy wstępu do domu Putrów nie mają. Prywatności strzeże przede wszystkim żona.
Media nigdy wstępu do domu Putrów nie mają. Prywatności strzeże przede wszystkim żona. fot. Mariusz Olkowski

Kapral Krzysztof Putra. Lata 70.

Rok 1980 zastał Krzysztofa Putrę w białostockich Uchwytach. Ale kiedy trwały wydarzenia w Gdańsku, Putra pomagał w rodzinnym Józefowie przy żniwach.
- Kiedy przyjechałem pod koniec sierpnia, wszystko już było w toku. Dalej potoczyło się bardzo szybko. Wybrano mnie na szefa oddziałowego Solidarności.

Gdy wybuchł stan wojenny, miał 24 lata i stał na maszynie w Fabryce Przyrządów i Uchwytów. 13 grudnia 1981 nie był jeszcze znanym działaczem. W małym mieszkaniu bez kuchni i łazienki na jego powroty z pracy czekała żona z dzieckiem. Niedługo będzie miał ich aż ośmioro.

- Ja, panie Giertych, mam więcej synów i córek niż pan elektoratu - żartował w programie "Co z tą Polską?". Żart później obrócił się przeciwko niemu, bo postanowił go wykorzystać Marek Kuchciński na konwencji w Rzeszowie i powiedział, że PiS ma tyle samo elektoratu, co Putra potomstwa. Zdenerwowana żona wicemarszałka miała wtedy zadzwonić i zapytać go, gdzie te dzieci i z kim są.
W 1981 roku Putra dowcipem nie tryskał i może dlatego nie spotkały go żadne represje. Zresztą, kiedy 13 grudnia przyszedł do pracy, zakład był już spacyfikowany. Bardziej zasłynął z buntu w 1976 roku, kiedy poparł strajki w Radomiu. Wtedy próbowano go nawet wyrzucić z pracy, ale uratowali go koledzy, którzy jego poczynania wytłumaczyli buntem pyskatego smarkacza.

Dopiero pod koniec lat 80. Putra zaangażował się w odbudowę Solidarności, ale przede wszystkim samorządowej. Został wtedy szefem rady pracowniczej Uchwytów.

- Wtedy założyliśmy Stowarzyszenie Samorządu Pracowniczego, poznałem Leszka Bugaja, Leszka Balcerowicza i wiele osób z ówczesnej opozycji - wspomina Putra. - Powróciliśmy wtedy znów do 21 postulatów.

Wtedy także Stanisław Marczuk, szef białostockiej Solidarności, zaproponował Putrze, jako przedstawicielowi społeczności robotniczej, kandydowanie do Sejmu kontraktowego. - My, ludzie działający w podziemiu, wcześniej Putry nie znaliśmy. Byliśmy zdziwieni tą kandydaturą, bo mieliśmy innych bohaterów i liczyliśmy, że to oni będą reprezentować nas w Sejmie - mówi Tyszkiewicz.

Putra w wyborach otrzymał 60 procent głosów. 4 lipca, w swoje urodziny, złożył ślubowanie jako poseł na Sejm.

Człowiek Kaczyńskich

Media nigdy wstępu do domu Putrów nie mają. Prywatności strzeże przede wszystkim żona.
(fot. fot. Mariusz Olkowski)

Na początku działalności sejmowej Putra rzadko wychylał się przed szereg.

- Chciałem się przede wszystkim uczyć - mówi.

Nie od razu w Sejmie trafił na braci Kaczyńskich. Najpierw związał się z kołem chrześcijańskich demokratów. Dopiero w maju 1990 roku znalazł się w Porozumieniu Centrum. Wtedy także Putra objął funkcję szefa partii w Białymstoku. Kiedy utworzono Prawo i Sprawiedliwość, też dowodził jego częścią podlaską. W 1991 roku Putra został wybrany po raz kolejny na posła. Ale w 1993 roku nagle z polityki krajowej zniknął.

- Z powodów rodzinnych. Urodziła się moja córka Agnieszka. Było to czwarte nasze dziecko. Obiecałem wtedy żonie, że przez dziesięć najbliższych lat nigdzie już nie wystartuję - opowiada Putra. - I wyszło.

Putra wrócił do Uchwytów i pracował tam do 1995 roku. Od polityki zupełnie nie odszedł. Był współtwórcą Białostockiego Porozumienia Prawicy. Wtedy także z BPP wprowadził Andrzeja Lussę do białostockiego magistratu.

- Dopiero w 2003 roku zostałem radnym sejmiku województwa. Minęło dziesięć lat i żona mi pozwoliła - dodaje Putra. - W 2005 roku postanowiłem wystartować do Senatu. Żona nie była za bardzo zadowolona, ale też się nie sprzeciwiała.

Nieoczekiwanie po wyborach Putra został wicemarszałkiem Senatu. Od tej pory było go coraz więcej w mediach. Zawsze obok braci Kaczyńskich. Cokolwiek by się nie wydarzyło, Putra bronił zarówno prezydenta, jak i byłego premiera. A klub PiS zgłosił go na marszałka Sejmu. Został wicemarszałkiem.

- Pan poseł Krzysztof Putra jest człowiekiem mocnym, o jasnych, wyrazistych i trwałych przekonaniach, o poglądach jednoznacznie patriotycznych i prawicowych. To, oczywiście, wysoki Sejmie, wielu ludziom, także na tej sali, może się nie podobać. Ale taka jest prawda, panowie. Prawdzie nie zaprzeczycie, bo prawda jest jedna - rekomendował go wtedy Marek Kuchciński.

Czy sprawdzi się jako wicemarszałek Sejmu? Być może w ciągu dwóch lat, jako wicemarszałek Senatu, już się wyrobił, bo początki łatwe nie były. Senatorzy Platformy Obywatelskiej ułożyli nawet wierszyk: "Przyjdzie Putra, przerwa będzie do jutra", bo wicemarszałek wyjątkowo często zarządzał przerwy. Wynika to z jego natury: nie lubi raptownych decyzji i zanim je podejmie, sprawę musi przemyśleć kilka razy.

Kilka razy Putra myśli także, zanim komuś zaufa i uczyni go swoim współpracownikiem. Starał się tak dobierać ludzi, aby miał się na kim oprzeć. Jednym z jego najbardziej zaufanych współpracowników jest Mariusz Kamiński i nie trudno mieć wrażenie, że nowo upieczony poseł wiele zawdzięcza Putrze.

- Pomógł mi i nie zostawił, kiedy przegrałem swoje pierwsze wybory i w ogóle nic mi nie wychodziło - przyznaje Kamiński. - Zresztą nas wszystkich traktuje trochę po ojcowsku.

Afery w "Lechu"

Na początku drugiego tysiąclecia Putra został szefem białostockiej spółki "Lech". Już kiedy został senatorem i odszedł z "Lecha", na jaw wyszły nieprawidłowości w zarządzaniu firmą. Prokuratura w Rzeszowie prowadzi śledztwo w sprawie odbioru oczyszczalni odcieków w Hryniewiczach, która nie działa do dziś. Białystok stracił ponad 4 mln zł. Firmą zarządzał wówczas Putra. Z kolei prokuratura w Białymstoku kilka dni temu wszczęła śledztwo po nieprawidłowościach, które ujawnił audyt w "Lechu". Spółka mogła stracić nawet 260 tysięcy złotych. Putra zapewnia, że zarządzał firmą zgodnie z prawem i spokojnie czeka na zakończenie prokuratorskiego śledztwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny