Proszę spojrzeć jak to wszystko wygląda. Na moim podwórku wszędzie leżą pióra. Nie da się zjeść zupy czy wypić kawy w plenerze, bo zaraz do miski czy kubka wpadnie jakieś pióro - rozkłada ręce Emilia Bielawska.
Dziesięć lat temu kupiła z mężem działkę w kolonii Baciuty. Po drugiej stronie wąskiej żwirówki od ponad dwudziestu, a teraz już od ponad trzydziestu, lat działa ferma gęsia. - Wiedziałam co kupuję i jakie jest sąsiedztwo. W tym czasie gęsi było tu znacznie mniej, ok. 1,5 tys., teraz jest to aż 9 tys. Smród jeszcze wtedy aż tak mi nie przeszkadzał - podkreśla Bielawska.
Zarzeka się, że nie przeszkadzały jej również pióra. Jednak do czasu - Wiosną zeszłego roku sąsiad wyciął las, który rósł naprzeciwko jego fermy, a za moim płotem. Rosły tam nie tylko wysokie drzewa, ale też krzaki, które z powodzeniem blokowały pióra. To był taki, powiedziałabym, bufor - mówi pani Emilia.
Czytaj też: Supraśl. Ma postanowienie sądu, decyzje urzędników i podpisaną umowę. Tylko gazu nie ma
Dopytujemy, czy na pewno jakiekolwiek krzaki czy drzewa mogą powstrzymać pióra, które lecą przecież tam, gdzie wiatr zawieje? - Proszę mi wierzyć, że krzaki je blokowały! Nawet i smród był mniejszy niż teraz. Po ogołoceniu terenu nie sposób tu żyć. A kończymy właśnie budowę domu i chcemy z mężem przenieść się tu na stałe - żali się Bielawska.
Gdy z nią rozmawiamy, na swoje podwórko wychodzi żona właściciela fermy (nie chce się przedstawić). Mówi, że ma już dość kontroli nasyłanych przez sąsiadkę. - A kogo tu nie było - od wojewody, od wójta, z ochrony środowiska. Wszyscy stwierdzili to samo. Nie robimy nic złego. Skoro jest ferma, to musi być smród i muszą być pióra - mówi.
Czytaj też: Wielka awantura o kurniki w Kurianach
Między paniami wywiązała się gorąca dyskusja. Żona właściciela krzyczała, że przez tyle lat wszyscy żyli w zgodzie, bawili się razem na weselu, a pani Emilia użyczała od sąsiadów prąd i nawet jadła gęsi.
- Co to ma do rzeczy, czy jadałam, czy nie jadłam. Tu chodzi o pióra. O nic więcej. Postawcie wyższe ogrodzenie, które nie będzie miało tak dużych otworów i będziecie mnie mieli z głowy - denerwuje się Bielawska.
Żona właściciela puka się w głowę pytając, czy ma stawiać ogrodzenie do nieba? - Pióra przelecą przez każde ogrodzenie. To przecież wiatr je niesie - mówi.
Czytaj też: Mieszkańcy Kawaleryjskiej się boją. W opuszczonym budynku zamieszkali bezdomni. Ostatnio wzniecili pożar
Na części ogrodzenia - bliżej działki pani Emilii - jest jednak założona szczelniejsza - plastikowa siatka (tam jednak nie stoją gęsi). - Założyliśmy ją dla świętego spokoju. Na całej długości nie założymy, bo gęsi podzióbią plastik i go zjedzą. Jeszcze nam przez to padną - twierdzi żona właściciela.
- Nic nie podzióbią! Jeśli nie plastikowe, to można postawić przecież metalowe ogrodzenie - krzyczy Emilia Bielawska.
I podkreśla, że sąsiedzi robią jej po prostu na złość. - Proszę zauważyć, że na ich działce za płotem jest dużo mniej piór niż tutaj przy drodze. Żeby chociaż raz na miesiąc je posprzątali, sytuacja nie byłaby tak uciążliwa - pokazuje.
Żona właściciela fermy zarzeka się, że to wiatr tak akurat "wywiał" te pióra. - Sprzątałam je zresztą w zeszłym roku. To jednak nic nie daje. Zaraz pojawiają się nowe. Gdy popada deszcz, pióra "wsiąkają" w ziemię tworząc później ściółkę - mówi.
Czytaj też: Awantura o wysypisko w Łapach
Kiedy pojednawczo mówimy, że może jednak dla świętego spokoju postawić wysokie ogrodzenie (jeśli nie z plastiku to z innego materiału) i częściej sprzątać pióra leżące koło drogi, żona właściciela mówi, że to jej działka i jej pióra. - Również te, które leżą za ogrodzeniem. Pas między ogrodzeniem, a drogą też należy do nas - podkreśla.
Natomiast właściciel (który w międzyczasie przyjechał na miejsce) twierdzi, że nie ma czasu ani na stawianie wyższego ogrodzenia, ani częstsze sprzątanie pasa między ogrodzeniem, a drogą. - Oprócz gęsi, mamy do obrobienia hektary pola - twierdzi.
Sprawa była nawet w sądzie. Nie doszło jednak do ugody. - To wtedy postawiłem wyższe - plastikowe ogrodzenie bliżej działki sąsiadki. Tyle mogłem zrobić, ale nic więcej - tłumaczy.
- Tylko co z tego, skoro w tej części nie stoją gęsi to i nie ma piór? - odpiera Emila Bielawska.
Właściciel fermy mówi, że to przerzucanie się argumentami i powtarzanie w kółko tego samego nie ma sensu, a sednem sprawy nie są żadne pióra tylko pieniądze. - Żadne pióra jej przeszkadzały do czasu aż odmówiliśmy kupna części jej działki. Wtedy się na nas obraziła i zapałała chęcią zemsty - mówi.
- A komu za darmo pozwalałam sadzić na mojej działce ziemniaki? No komu? - krzyczy pani Emilia.
Okazuje się, że kupując z mężem 10 lat temu działkę zapłaciła mniej niż chciała po latach za część działki, na której pozwalała sąsiadowi sadzić ziemniaki. - To moja sprawa po jakiej cenie kupiłam, a po jakiej chcę sprzedać ziemię. Nikogo nie zmuszałam zresztą do jej kupna. Przez lata jej wartość zresztą wzrosła. Obecnie nawet cieszę się, że nie doszło do transakcji, bo miałabym gęsi jeszcze z drugiej strony - tłumaczy Emilia Bielawska.
Właściciel fermy zamiast od niej kupił więc taniej inną działkę - graniczącą z panią Emilią z drugiej strony. Tam właśnie rosły drzewa, które właściciel fermy wyciął.
- To nie był żaden las, tylko kilka drzew i krzaków. Musiałem je wyciąć, bo będę to stawiał budynek gospodarczy. I od tego czasu zrobiła się w naszych relacjach wielka złość. Ale powtarzam, nie chodzi o żadne pióra czy drzewa, tylko o to, że zamiast przepłacić i kupić działkę od niej, śmiałem kupić ziemię od kogo innego i zapłacić mniej - twierdzi właściciel fermy.
Emilia Bielawska mówi co prawda, że gdyby wiedziała, że właściciel fermy kupi ziemię tuż obok jej posesji, to przebiłaby jego cenę i sama ją kupiła, to podkreśla, że w sprawie chodzi wyłącznie o pióra. - To nieprawda, że rosło tam tylko kilka drzew i krzewów. To był 50-letni las - twierdzi.
Czytaj też: Awantura o Budrysa (wideo)
Na dowód przesyła mapkę, którą ściągnęła ze strony urzędu gminy. Widać na niej, że na działce (ale jedynie jej części), o której mowa faktycznie było sporo zieleni.
- Kontrolowaliśmy tę fermę w lipcu zeszłego roku na wniosek właścicielki sąsiedniej działki - mówi naczelnik wydziału inspekcji Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska Marcin Dziedzic.
Oprócz piór, we wniosku do WIOŚ Emilia Bielawska napisała, że przeszkadza jej smród, hałas oraz przelewanie się ścieków z fermy na jej posesję.
- Nie stwierdziliśmy żadnych nieprawidłowości. Wiadomo, że zwierzęta wydzielają nieprzyjemny zapach - tym bardziej, że mówimy o wolnym wybiegu, a nie chowie w kurniku - i hałasują. A co do ścieków, nie stwierdziliśmy jakoby przelewała się na działkę sąsiada - mówi Dziedzic.
Dodaje, że na fermie jest 9 tys. sztuk gęsi, a dopiero liczba 40 tys. sztuk wymaga uregulowania stanu formalno-prawnego jeśli chodzi o przepisy środowiskowe.
- Jedynym punktem zaczepiania, która ma właścicielka sąsiedniej działki jest wniosek do wójta gminy. Tylko on jest władny nakazać właścicielowi fermy zbudowanie szczelniejszego ogrodzenia czy częstsze sprzątanie posesji - podkreśla naczelnik.
Czytaj też: Niespotykana para. Kaczka i gęś zniosły jajka
Wójt gminy Turośń Kościelna Grzegorz Jakuć twierdzi, że to oczywiste, że z prowadzeniem produkcji zwierzęcej związane są pewne niedogodności. - Głównie w postaci okresowo występującego nieprzyjemnego zapachu. Jednak posesja sąsiednia, której właściciel skarży się na „pióra leżące przy drodze gminnej” została nabyta w 2009 r., zatem już podczas działalności gospodarstwa - podkreśla.
Natomiast jeśli chodzi o wycinkę drzew do to miała ona mieć związek z przywróceniem gruntów nieużytkowanych do użytkowania rolniczego, więc zgodnie z przepisami zgoda wójta nie była wymagana.

Szymon Hołownia ma duże ego, większe ma tylko Lech Wałęsa
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?