Marcin Kamiński to właściciel Villi Nova – pensjonatu położonego tuż obok zaniedbanego budynku przy ul. Kawaleryjskiej 48. – Goście wciąż się skarżą na hałas, smród, awantury, które słychać aż u nas – mówi.
– I jeszcze ten sobotni pożar. Musieliśmy prać wszystkie firanki z tej strony pensjonatu – pokazuje jego żona Dorota Kamińska. – Szczęście w nieszczęściu, że wybuchł w dzień. Szybko zauważyliśmy ogień i zawiadomiliśmy straż pożarną. A gdyby to się stało w nocy, gdy wszyscy spali? Strach pomyśleć. Poszliby z dymem i ci bezdomni, i wszyscy sąsiedzi – dodaje.
Faktycznie, zabudowa jest tu bardzo zwarta. Dom stoi tuż koło domu.
Eleos. Bezdomni opowiedzieli o życiu. Te historie mogą się zdarzyć każdemu
Właściciele budynku wyprowadzili się stąd już kilkanaście lat temu. I zupełnie przestali się interesować tą nieruchomością. A ta – z roku na rok coraz bardziej niszczeje. O wystający, poszarpany dach – jak twierdzą sąsiedzi – nielegalnie postawionej dobudówki co i rusz zaczepiają większe samochody. Komin się sypie. Cegły niebezpiecznie spadają na podwórko państwa Kamińskich. Ściany są rozwalone, nie ma drzwi, sypie się tynk. A w budynku i na posesji – niewyobrażalne ilości śmieci: odpady, stare kartony, reklamówki...
Kilka lat temu opuszczony budynek upodobali sobie bezdomni. Przesiadują tu całymi dniami i nocami. Sąsiadom może by to i nie przeszkadzało, gdyby zachowywali się spokojnie. Niestety. Alkoholowe imprezy to tu codzienność. Nielegalni lokatorzy śmiecą, piją, hałasują. Pół biedy, żeby to tylko był hałas. Ale z domu przy Kawaleryjskiej 48 lecą takie słowne wiązanki, że aż uszy więdną.
Mieszkańcy mają już dość. Zgłaszali sprawy i na policję, i do Straży Miejskiej. Jak na razie – bez skutku. Bałagan jak był, tak jest. – A jak przyjeżdżają do bezdomnych, to tylko po to, by sprawdzić, czy są bezpieczni i nic im nie grozi. Nikt nie myśli o nas – denerwuje się Marcin Kamiński. – Mówią, że nic więcej zrobić nie mogą.
Bezdomnizm 3: Wystawa fotografii Pawła Pietruczuka
Sąsiedzi rozkładają ręce. Bo tak nie da się dłużej żyć. Szukają sposobów, by nakłonić właścicieli do uprzątnięcia terenu. – Gdy mieszkali tu, były z nimi kłopoty. Ale jak się wyprowadzili, są jeszcze większe – mówią.
A właściciel (nie chce podawać swoich danych) twierdzi, że wyprowadził się właśnie z powodu sąsiadów. I to nie on jest winny temu, jak wygląda dziś jego posesja. Tylko właśnie sąsiedzi. Skąd taki tok myślenia – nie wyjaśnia.
– Nie sprzedam nikomu działki za bezcen! – mówi tylko. I opowiada, że bezdomni nie chcą ani jego, ani żony, wpuszczać już dziś do domu. – Jeśli policja da mi ochronę, działkę uporządkujemy. Tyle mogę obiecać – mówi. Ale nie chce wyjaśnić, czy rozbierze ruderę, czy będzie ją remontował. – To nie pani sprawa! – ucina.
Więcej przeczytasz 24 maja w papierowym wydaniu Magazynu Porannego oraz na plus.poranny.pl