To był pierwszy tak dramatyczny wypadek z udziałem podlaskich strażaków od 1992 r., czyli od chwili powołania Państwowej Straży Pożarnej. W 2017 r. podczas akcji w magazynie na Dojlidach zginęli 26- i 29-letni funkcjonariusze białostockiej Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 1, pod którymi zawalił się podwieszany sufit. Po śmierci mundurowych straż w całej Polsce ogłosiła żałobę, a do Białegostoku przyjechał Komendant Główny PSP, który powołał specjalny zespół do zbadania okoliczności zdarzenia.
Niezależnie od tego śledztwo prowadziła Prokuratura Okręgowa w Białymstoku. Po 3 latach postawiła zarzuty dowodzącemu akcją, a we wtorek 30 marca przed Sądem Rejonowym w Białymstoku ruszył proces w tej sprawie.
- Zarzut to nieumyślne niedopełnienie obowiązków służbowych i niemyślne narażenie funkcjonariuszy z roty rozpoznawczej na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu - mówi prokurator Jarosław Wierzba, podkreślając, że chodzi tu o narażenie, a nie nieumyślne spowodowanie śmierci. Ma to nie tylko lżejszy "ciężar" moralny, ale także prawny. Oskarżonemu grozi nie 5 lat więzienia, a maksymalnie 2 lata pozbawienia wolności.
Relacja z pożaru: Tragedia na Dojlidach. Zginęło dwóch strażaków [WIDEO]
Śledczy, na podstawie m.in. zeznań świadków, zapisów nagrań rozmów z rejestratora PSP w Białymstoku oraz opinii biegłego z zakresu pożarnictwa,, uznali, iż oskarżony niewłaściwie rozpoznał zagrożenie. Nie zebrał w sposób dostateczny informacji na temat konstrukcji i umiejscowienia znajdującego się w budynku podestu technicznego i sufitu.
W śledztwie strażak nie ustosunkował się do postawionego mu zarzutu i odmówił wyjaśnień. Przed sądem zmienił zdanie. Nie przyznał się do winy i złożył wyjaśnienia. Jakie? Tego niestety nie mogliśmy usłyszeć. Mimo ogromnego zainteresowania mediów, sąd wyprosił dziennikarzy z sali rozpraw, powołując się na niewielką salę i zagrożenie epidemiologiczne.
Z relacji obrońcy przekazanej po rozprawie wynika, iż informacje jakie otrzymał w czasie pożaru jego klient to fakt, że w budynku jest antresola i podwieszany sufit. Wyciągnął z tego wniosek, że sufit znajduje się powyżej antresoli. Okazało się odwrotnie.
- Łatwo jest oceniać coś post factum. Kiedy ma się pełną dokumentację, można analizować, wyciągać takie albo inne wnioski. Natomiast jeśli jest się w czasie akcji, robi się kilka rzeczy na raz, między innymi rozpoznanie - bo nie ma się planów, tylko informacje ustne - to takie przekazy odczytuje się jednoznacznie - uważa adw. Jan Oksentowicz.
Zobacz także: Śmierć strażaków. Takiej tragedii na Podlasiu nie było od 25 lat
Na rozprawę przyszli bliscy ofiar. Żona, partnerka, rodzice oraz rodzeństwo. Nie składali zeznań.
- Odstąpiliśmy od tego z uwagi na duże emocje. Sąd postanowił uznać za ujawnione bez odczytywania zeznania, które zostały złożone w toku postępowania przygotowawczego - tłumaczy adw. Michał Brodecki, pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych. Taki status przyznano części pokrzywdzonym.
Sąd odroczył kolejną rozprawę do 29 lipca. Rozpocznie się przesłuchiwanie świadków wskazanych przez prokuraturę w akcie oskarżenia.
Tu oglądasz: Ostatnie pożegnanie strażaka, który zginął w pożarze
Od tragedii miną wkrótce cztery lata. 25 maja 2017 r. zapłonęła hala magazynowa przy ul. Poziomej 2, w której składowane były m.in. sztuczne kwiaty i opony. Pożar był bardzo intensywny. Do akcji zadysponowano w sumie ponad 100 strażaków i 31 pojazdów ratowniczych. W środku panowało duże zadymienie, a widoczność była słaba. Dwóch białostockich strażaków prowadziło rozpoznanie na piętrze. Jak się okazało, sufit był podwieszany. Zawalił się pod mundurowymi. Jeden z mężczyzn zmarł w wyniku upadku, drugiego zabiła wysoka temperatura, która sięgała 800 st. C.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?