Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezydent Nowakowski modernizuje ulice

Andrzej Lechowski, dyrektor Muzeum Podlaskiego
Prezydent Seweryn Nowakowski z synem i córką. Białystok około 1935 roku.
Prezydent Seweryn Nowakowski z synem i córką. Białystok około 1935 roku. Ze zbiorów rodzinnych
Zwykło się uważać, i słusznie, że gdy w Białymstoku zaczęły się rządy Seweryna Nowakowskiego, który najpierw w latach 1931 - 1933 był komisarzem rządowym, a później prezydentem, to miasto zaczęło rozwijać się znacznie dynamiczniej.

Nowakowski był po prostu dobrym gospodarzem, co należy odczytywać, że był znakomitym organizatorem, pragmatycznym urzędnikiem i miał jeszcze to coś, to co wprowadziło go na pierwsze karty historii Białegostoku. Była to charyzma. Nie polegała na wygłaszaniu płomiennych przemówień. Po prostu wrodzone umiejętności przywódcze czyniły z Nowakowskiego autentycznego lidera. Jedną z jego licznych ambicji było uporządkowanie miasta. No i te nieszczęsne bruki jawiły się jako jeden z elementów, a nie cel.

Prace brukarskie związane były, o czym wcześniej wspominałem, z zakładaniem kanalizacji. Oczywiście instalacje te nie obejmowały wszystkich białostockich ulic. Tym niemniej tam gdzie je zakładano, tam też remontowano jezdnie i chodniki. I tak w 1934 roku według założonego wcześniej planu wykonane zostały nowe bruki na ulicy Żwirki i Wigury (Pałacowa). Po niej roboty i przeniosły się na ulicę Kilińskiego, Rynek Kościuszki i ulicę Marszałka Piłsudskiego (Lipowa).

Zakres prac był ambitny i zakładał oprócz nowego bruku ułożenie betonowych krawężników, a na chodnikach kładziono też betonowe nowe płyty. W opisie tych prac dodawano, że „roboty te mają na celu stworzenie jezdni zdatnych do użytku. Usunięta będzie m. in. pełna dziur kostka na części ulicy Marszałka Piłsudskiego. Bruki te miały charakter tymczasowy. Dopiero po ukończeniu robót kanalizacyjnych będzie możliwe ułożenie nowoczesnych, gładkich bruków na betonowym podłożu, przy czym dokonana będzie nowelizacja niektórych ulic, jak np. Rynku Kościuszki - od Kościelnej do Sienkiewicza itp.”. W 1935 roku zauważalne były już pierwsze efekty. Pisano, że zawdzięcza się je „szerokiej inicjatywie, energii i wysiłkom obecnego prezydenta miasta p. S. Nowakowskiego”. To dzięki niemu „naprawa i budowa dróg, ulic i szos w Białymstoku postępuje szybko naprzód”.

Pod koniec 1935 roku informowano o potrzebach i planach na następne lata. Wciąż niekorzystny był wskaźnik długości ulic w stosunku do możliwości budżetu miejskiego. Stan faktyczny wyglądał tak, że „Białystok posiadał 386 ulic i dróg o ogólnej długości 178 km, z tego Państwo i Wydział Powiatowy utrzymują około 8 km, zaś zarząd miejski 170 km”. Te miejskie ulice dzielono na: „nieurządzone (niezabrukowane) 92 km; 2) szosowane - 12 km i 3) zabrukowane 66 km”. I dalej podawano już kwoty, które powodowały ból urzędniczych głów, a zwykłym śmiertelnikom po prostu się w nich nie mieściły. Koszt zabrukowania ulic bez nawierzchni szacowano na 2,5 mln złotych. Tyle samo trzeba było przeznaczyć na remonty istniejących nawierzchni.

Kwota 5 milionów złotych była astronomiczna. Przy okazji zastanawiano się co było przyczyną tak katastrofalnego stanu rzeczy. Opinia była jednoznaczna. „Do takiego stanu dróg wymagających obecnie tak ogromnych nakładów przyczyniła się w latach ubiegłych głównie chaotyczna parcelacja i zabudowa terenów, wskutek czego powstało bardzo dużo nowych ulic i uliczek bez jakiegokolwiek planu”. Chcąc na przyszłość zapobiec pogłębianiu się tego niekorzystnego procesu, który nie dość, że wymagał od władz przeznaczania coraz większych sum pieniężnych na zakładanie nowych ulic, to jeszcze tworzył obraz chaosu przestrzennego, przez co Białystok robił na przybyszach fatalne wrażenie, proponowano, że „jedynym środkiem przeciwdziałania istniejącemu stanowi rzeczy jest skoncentrowanie zabudowy na terenach już urządzonych jak: Marczuk, Zdobycz Robotnicza na Wygodzie, tereny w Dojlidach oraz kontrola prowadzona przez biuro regulacji Wydziału Technicznego Zarządu Miejskiego nad parcelacją działek budowlanych i w innych dzielnicach miasta”.

W planach na 1936 rok i następne lata zawarto ciekawy z dzisiejszej perspektywy wykaz ulic z klasyfikacją ich znaczenia. Po dokonaniu wizji lokalnych i jej analizy, to charakterystyczny dla Nowakowskiego sposób działania, dziś jakże oczywisty, ale wówczas rewolucyjnie nowoczesny, ułożono program inwestycji drogowych. „1. Na zabrukowanie ulic w dzielnicy o charakterze mieszkaniowym (Chmielnej, Koszykowej, Lubelskiej, Nowogródzkiej, Parkowej, Próżnej, Sukiennej, Staszica, Żelaznej i Kraszewskiego) zachodzi potrzeba preliminowania około 90 000 złotych”. Jak widać Bojary już przed wojną miały priorytet. Na 10 wymienionych ulic 4 były z tej dzielnicy. Dalej w planie przewidziano „2. Na zabrukowanie ulic o charakterze komunikacyjnym: (Choroszczańskiej, Dalekiej, Młynowej, Piasta, Skorupskiej i Wiejskiej) - potrzeba około 100 000 złotych”. Tu widać jak Białystok zmienił się. Z ulic o „charakterze komunikacyjnym” pozostała jedynie ulica Wiejska. Reszta straciła swoje główne, strategiczne dla komunikacji miejskiej znaczenie. Jako kolejny punkt preliminarza wyznaczono „3. Na zabrukowanie ulic o charakterze reprezentacyjnym (Elektrycznej, Mickiewicza, Placu przed Urzędem Wojewódzkim) - około 40 000 złotych”. Dziś dziwi reprezentacyjność ulicy Elektrycznej, a tak zwany plac przed urzędem, czyli przed bramą pałacu Branickich chyba dopiero obecnie nabiera reprezentacyjnego charakteru. Dalej „4. Na budowę chodników na ulicy Wasilkowskiej i Szosy Supraskiej (do cmentarza) - około 17 000 złotych; 5. Na przebudowę mostów na ul. Kupieckiej, Kościelnej, w Dojlidach i na Szosie Południowej - około 110 000 zł.”. Ale inwestycję strategiczną umieszczono na ostatnim miejscu - „6. Na budowę wiaduktu nad torami kolejowymi (na ul. Dąbrowskiego) - około 240 000 zł.”

Ta ostatnia pozycja planu wymagała dotacji państwowej. Nowakowski wraz z zarządem miejskim „czynili duże wysiłki w kierunku możliwie najszybszego urzeczywistnienia całego programu tych robót drogowych, uważając to zagadnienie za jedno z najpilniejszych zadań gospodarczych m. Białegostoku”. Ten plan tchnął nieco optymizmu w mieszkańców, ale uczucie to szybko ulatywało, gdy białostoczanie wychodzili z domów. Ich ponury nastrój potęgował się przy jesiennych słotach - to oczywiste, bo pora to depresyjna, ale wcale nie mijał wraz z nadchodzącą wiosną. Opisując ten stan nastrojów wynikający ze stanu ulic wspominano, że „na niektórych dzielnicach miasta - błota aż po kolana. Mieszkańcy tych dzielnic, aby trafić do swoich domów pokładają na ulicach cegły i kamienie, przechodzą przez cudze posesje i ogrody, łażą przez płoty”.

Tak to poczciwe „kocie łby” wpisywały się w historię Białegostoku. Dlatego warto zachować je tam, gdzie jeszcze się ostały.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny