Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Milion za nogę Cytrona

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Samuel Cytron
Samuel Cytron
Białystok lubił obgadywać swoich potentatów przemysłowych. Ot taka, typowa bezinteresowna zawiść. Kiedy zachorował syn Samuela Cytrona, po mieście rozeszła się plotka, że lekarz z Warszawy zażądał milion złotych.

Na początku 1922 roku jeden z synów znanego w mieście fabrykanta Samuela Cytrona, Abel "niebezpiecznie zachorował na nogę". Gdy miejscowi lekarze okazali się bezradni, to do chorego wezwano doktora Sołowiejczyka z Warszawy.

Stugębna plotka rozeszła się po Białymstoku, że warszawski medyk oświadczył, że za przyjazd do Białegostoku i zbadanie pacjenta "policzy sobie milion marek". Takich stawek nikt w Białymstoku jeszcze nie brał! Mimo to Sołowiejczyk do Białegostoku przybył.

Cenę negocjowano. Ile warta była noga młodego Cytrona, dokładnie nie wiemy. Wiemy tylko, że po tym konsylium uzdrowiony Cytron wydał oświadczenie, w którym brał lekarza w obronę. Dementował plotkę o milionie. Pisał, że "nie odpowiada to rzeczywistości, gdyż kwestia honorarium przed wyjazdem z Warszawy przez p. Sołowiejczyka wcale nie była poruszana, a zapłacono mu daleko mniej niż połowę podanej sumy". Uciął tym dalsze plotki.

Białystok lubił obgadywać swoich potentatów przemysłowych. Ot taka, typowa i dziś, bezinteresowna zawiść. Bez przerwy na cenzurowanym byli Tryllingowie. Czasem obrywało się Nowikom. Nic płazem nie uszło gnębicielowi Szpiro, podobnie miał się Janowski, ten od papierosów. Nie było tygodnia żeby komuś czegoś nie przypięto.

Ale z Samuelem Cytronem było inaczej. Sprytnie się ustawił. Mieszkał bowiem w Białymstoku, ale robotniczą krew wysysał w Supraślu. Znał też Samuel starą rosyjską maksymę powiadającą, że tisze jedziesz, dalsze budiesz. Dlatego też z rzadka pisały o nim kroniki towarzyskie. Musiała być to już naprawdę wyjątkowa okazja.

Tak też było 12 lutego 1927 roku, gdy w Pałacu Branickich odbył się Bal Wojewódzki na rzecz LO.P.P. (Ligi Obrony Przeciwlotniczej i Przeciwgazowej). To było wielkie wydarzenie. Przybyłych gości "wprowadziła w podziw prześliczna dekoracja sali balowej, która była utrzymana w charakterze krajobrazu zimowego". Bal rozpoczął się o godzinie 23 polonezem. Zakończył o 9 (!) rano błękitnym walcem.
Ci co na nim byli, mówili, że "toalety dam mogłyby wzbudzić podziw nie tylko w Białymstoku". Panowie zjawili się we frakach. Odnotowano, że pośród 600 gości, ze "sfer przemysłowych byli obecni: Waldemar Hasbach, państwo Cytronowie, Beckerowie, Markusowie, Tryllingowie, Szatia". To właśnie na tym balu Mikołaj Kawelin "ofiarował na budowę hangarów lotniczych 100 metrów budulca".

Dbał też Cytron, aby zanadto nie rozpisywały się o nim gazety. Z rzadka więc pojawiał się na łamach i to za sprawą błahostek. Oto 15 marca 1920 roku, w poniedziałek rano ledwie fabryka w Supraślu rozpoczęła pracę, nastąpiła w niej awaria. Cytron widząc, że miejscowi nie poradzą sobie z naprawą, posłał do Białegostoku swój powóz po inżynierów Waksa i Wojciechowskiego. Inżynierowie cały dzień spędzili w Supraślu i wieczorem, tym samym Cytronowym powozem powrócili do miasta.
Wszystko to nie uszło uwadze białostockich dorożkarzy. Taki kurs, czekanie cały dzień i jeszcze powrót, to była niezła gratka.

Nic przeto dziwnego, że we wtorek rano jeden z "jaśnie panów od bata", czy jak kto woli dryndziarz, gdy zauważył na ulicy jednego z inżynierów, z wysokości dorożkarskiego kozła niczym z ambony zaczął grzmieć na inżyniera. Jaśnie pan dryndziarz tak się rozochocił w łajaniu niedoszłego pasażera, że przeszedł szybko do pogróżek i wymachiwania batem. Wykrzykiwał też i obelgi pod adresem Cytrona i jego powozu. I nie wiadomo, jak by się to skończyło, gdyby inżynier nie dał drapaka.

Przechodnie komentowali to zajście, pytając "czyż to nie jawny już nie bolszewizm, ale wprost bandytyzm?"

Nie był to jedyny zatarg Cytronów z dorożkarzami. Sprawcą kolejnego, w maju 1932 roku był jeden z synów Samuela, Benjamin Cytron. Około 9 rano wezwał on swojego szofera i kazał się wieźć do Supraśla. Był już spóźniony, wobec czego zirytowany popędzał kierowcę. Ten nie chcąc narazić się na gniew chlebodawcy mknął przez Warszawską, skręcił w Sienkiewicza i tu "na widok auta p. Cytrona przestraszył się koń z dorożki nr 215 i poniósł ulicą Sienkiewicza".

Cytron pojechał w swoją stronę, natomiast dorożka 215 popędziła w kierunku Rynku Kościuszki. Gdy była obok kina Apollo "w całym pędzie wywróciła się wyrzucając na bruk właściciela, który złamał nogę i doznał ciężkich obrażeń wewnętrznych".

Jakby tego było mało to "podczas wypadku popularny kolporter gazet p. Mojżesz Łapiner omal nie został zabity przez rozhukanego konia". A wszystkiemu winien był oczywiście Cytron.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny