Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Włodzimierz Cimoszewicz - SLD go nie interesuje

Agnieszka Kaszuba
Dzisiejsze kłopoty lewicy są wynikiem jej błędów i oczywiście nie oznaczają, że polskie społeczeństwo to jakiś mutant z dwiema prawymi nogami - mówi Włodzimierz Cimoszewicz
Dzisiejsze kłopoty lewicy są wynikiem jej błędów i oczywiście nie oznaczają, że polskie społeczeństwo to jakiś mutant z dwiema prawymi nogami - mówi Włodzimierz Cimoszewicz Fot. Wojciech Oksztol
Zawsze byłem raczej "człowiekiem osobnym" niż członkiem grupy i z wiekiem jest mi z tym coraz lepiej - mówi Cimoszewicz.

Kurier Poranny: Czy w Polsce, pomiędzy PiS a PO, jest jeszcze miejsce na lewicę?

Włodzimierz Cimoszewicz: Nie tyle między, ale poza nimi. Oczywiście, jest. PiS i PO to formacje prawicowe. Same tak się określają i różne istotne elementy ich programu politycznego to potwierdzają. Jak w każdym społeczeństwie demokratycznym, ludzie mają w Polsce różne poglądy i sympatie polityczne, ich osobiste interesy wiążą ich ściślej bądź to z lewicą, bądź z prawicą. Oczywiście ostateczne wybory polityczne są bardziej złożone, ale nie ma żadnego sensownego powodu, by wątpić, że lewica, czy też jak ja bym wolał - centrolewica, ma licznych potencjalnych zwolenników.

LiD się rozpadł, a jego części składowe dogorywają. Może to sygnał, że lewicowe poglądy to już przeżytek?

- W demokracji tak jest, że rządzące i opozycyjne formacje polityczne zamieniają się rolami, przeżywają wzloty i upadki. Dzisiejsze kłopoty lewicy są wynikiem jej błędów i oczywiście nie oznaczają, że polskie społeczeństwo to jakiś mutant z dwiema prawymi nogami.

Wszystko wróci za jakiś czas do pewnej średniej, charakterystycznej dla ogromnej większości państw europejskich. Problemem jest jedynie, kiedy i jak to nastąpi. I o to toczy się dzisiaj spór.

Nie ma Pan pretensji do kolegów z SLD, że kiedy jakiś czas temu proponował im Pan, razem z Michnikiem, tworzenie czegoś podobnego do LiD, to się nie zgodzili? Może Pana projekt miałby większe szanse na powodzenie?

- Nigdy niczego takiego z panem Michnikiem nie proponowałem. Owszem, w 1995 roku napisaliśmy pewien wspólny tekst, który nigdy nie został właściwie odczytany i do dziś jest przytaczany przez wiele osób w sposób całkowicie dowolny. Już wtedy uważaliśmy, że historyczne podziały są politycznie instrumentalizowane dla bardzo prozaicznych i doraźnych celów oraz że stało się to przeszkodą dla optymalnego rozwoju kraju. Dlatego postulowaliśmy wspólne, przebiegające ponad podziałami politycznymi, poszukiwanie prawdy historycznej i dążenie na tym gruncie do pojednania narodowego. Nie miało to nic wspólnego z jakimikolwiek pomysłami dotyczącymi kształtu sceny politycznej.

Czyli już wtedy myślał Pan o wielkiej lewicy...

- Prawda jest taka, że co najmniej od 15 lat byłem zwolennikiem współpracy środowisk centro-lewicowych, ponieważ uważam, że w polityce trzeba w pierwszym rzędzie szukać porozumień, a nie różnic. Zażarcie kłócić się można u cioci na imieninach o to, czy zdrowsza ryba, czy schabowy. W polityce trzeba skutecznie rządzić państwem, a więc koncentrować się na rozwiązywaniu ważnych problemów. Do tego zaś potrzebne jest jak najszersze poparcie.

To dlaczego, Pana zdaniem, LiD się rozpadł? W założeniu miała to być przecież współpraca środowisk lewicowych...

- Trudno tu o racjonalne wyjaśnienie. Porażka wyborcza mogła osłabiać poczucie wspólnoty, ale decyzja o rozejściu się nie była sensownie uzasadniona. Uważam ją za poważny błąd. Być może przyczyną była wewnętrzna rywalizacja w SLD, być może naiwna próba ucieczki od surowej oceny własnych niepowodzeń.

Myśli Pan, że SLD może spotkać podobny los, a jego członkowie rozpierzchną się wkrótce po innych partiach?

- Nie wykluczałbym indywidualnych decyzji tego typu, ale gdy chodzi o całość SLD, to raczej spodziewam się powolnego zamierania tej partii. Podobnie, nawiasem mówiąc, jak i pozostałych obecnie istniejących partii lewicy. Najwyraźniej nie są zdolne do głębokiego i dobrze przemyślanego wewnętrznego rozrachunku. Struktury organizacyjne SLD zostały w dużym stopniu opanowane przez ludzi niezbyt dużego formatu i to wyklucza możliwość odbycia mądrej debaty. Smutne to, ale takie są fakty.

A zmiana lidera SLD w czerwcu może podreperować wizerunek SLD i zmienić w partii coś na lepsze?

- Nie. To będzie bez znaczenia.

Ale może gdyby zamiast Olejniczaka czy Napieralskiego w tych wyborach wystartowałby Aleksander Kwaśniewski, coś by się zmieniło? Byłby to dobry kandydat?

- To nie jest pomysł realny. Przede wszystkim nie sadzę, żeby Aleksander Kwaśniewski był tym zainteresowany. Co więcej, mimo że 15 lat temu umiał wydobyć partię, którą kierował z politycznego dołka, to teraz chyba niewiele by zdziałał. Po prostu tego nie da się uratować.

A Pan nie chciałby pokierować SLD? Jest Pan przecież jeszcze członkiem partii...
- To mnie nie interesuje.

To może woli Pan stworzyć własną lewicową partię?

- Też nie. Nie ma, na szczęście, przymusu tworzenia czy przewodzenia partiom politycznym. Zawsze byłem raczej "człowiekiem osobnym" niż członkiem grupy i z wiekiem jest mi z tym coraz lepiej.

Od niedawna swoje działania intensyfikuje "Krytyka Polityczna". Może trzeba dać teraz szansę młodym? Co Pan myśli o tym ruchu?

- Na pewno trzeba dawać szansę młodym. Choćby dlatego, że sami ją wezmą. To, mówiąc poważnie, jedno z najtrudniejszych zadań każdego pokolenia liderów partii politycznej. Przygotować dobrą zmianę. I tego, jak wielu innym, nam się nie udało zrobić. Środowisko "Krytyki Politycznej" to oczywiście ciekawe zjawisko, ale wciąż bez większego znaczenia. Czy wypracuje sobie rzeczywistą zdolność do skutecznego działania politycznego? Tego nie wiadomo. Na razie cierpi na rodzaj "dziecięcej choroby lewicowości", jest przesadnie radykalne i zideologizowane. Jeżeli to po prostu pewien okres dojrzewania, to dobrze. Jeżeli rodzaj trwałej postawy, to źle, bo tak, jak dzisiaj, ci ludzie także za 20 lat będą politykowali w kawiarni.

"Krytyka Polityczna" zapoczątkowała publiczną debatę o lewicy. Dołączy Pan do niej?

- Sam uczestniczę w takiej debacie. Nasza rozmowa jest przykładem. Nie mam natomiast większej ochoty na jakieś konferencje, panele itd. Słonimski mawiał, że nie wymienia z innymi poglądów, bo zawsze na tym traci. Ja nie jestem aż tak arogancki, ale przyznaję, że wolę przedstawiać swoje myślenie bezpośrednio czytelnikom, słuchaczom, widzom, niż spierać się z kimkolwiek. Sens niewielki i szkoda czasu.

Obecnie jest Pan senatorem. Ale co będzie za kilka lat? Może znów wyścig do Belwederu?

- W ostatnich miesiącach wielokrotnie stwierdzałem, że zdecydowałem się na udział w wyborach tylko dlatego, że podobnie jak większość obywateli, miałem serdecznie dość Kaczyńskich, Leppera, Giertycha i całego ich towarzystwa. Ponieważ mogłem zrobić trochę więcej, niż stosownie głosować, zgosiłem się. Swoje zrobię rzetelnie. Nie oznacza to jednak chęci trwałego powrotu do polityki. Prawie dwadzieścia lat swojego życia poświęciłem sprawom publicznym. Miałem istotny udział w niemal wszystkich najważniejszych zmianach i wydarzeniach w naszym kraju. To mi daje satysfakcję i poczucie, że coś zrobiłem dla Polski. I wystarczy.

A nie czuje Pan, że coraz bardziej oddala się Pan od polityki i jest Pan na jej marginesie, nie jako uczestnik, ale komentator i obserwator? Dlaczego?

- To prawda. Byłem w centrum wydarzeń, teraz nie jestem. Z jednej strony, mam poczucie niewykorzystywania dość wyjątkowych kwalifikacji, jakie posiadam, z drugiej jednak, mogę mówić o pewnym spełnieniu. Upływ czasu ma swoją logikę. A przede wszystkim życie jest znacznie bogatsze i nie ogranicza się do polityki. W jednym z pierwszych wywiadów po wyborach w 1989 roku powiedziałem, że polityka to rzecz ważna, ale nie najważniejsza w życiu. Tak myślę nadal.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny