Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wałęsa. Człowiek z nadziei - recenzja filmu

Jerzy Doroszkiewicz
Rewelacyjnie wypada też Agnieszka Grochowska. Chociaż ubrana w nienajciekawsze PRL-owskie wdzianka, promienieje pięknem i kobiecością.
Rewelacyjnie wypada też Agnieszka Grochowska. Chociaż ubrana w nienajciekawsze PRL-owskie wdzianka, promienieje pięknem i kobiecością. Materiał dystrybutora
Roztrząsanie detali scenariusza czy reżyserskich uproszczeń byłoby tu mniej więcej tyle samo warte, co sławetne badanie zawartości cukru w cukrze.

Człowiek z nadziei samym tytułem nawiązuje do "Człowieka z marmuru" i kręconego niemal na życzenie Solidarności "Człowieka z żelaza". I to współczesne kino, wykorzystujące możliwości komputerowej techniki, świetnie się ogląda. Roztrząsanie detali scenariusza czy reżyserskich uproszczeń byłoby tu mniej więcej tyle samo warte, co sławetne badanie zawartości cukru w cukrze. I chyba nie obrazi się ani mistrz Andrzej Wajda, ani wyznawcy Lecha Wałęsy, że sprytny zabieg scenarzysty - Janusza Głowackiego - dał siłę napędową obrazowi i uzasadnił mnogość retrospekcji.

Wałęsę poznajemy w momencie jego niezaprzeczalnej wielkości. Nieznany nikomu elektryk ze Stoczni Gdańskiej staje na czele 10-milionowego związku w socjalistycznej Polsce. Podrywa Polaków, daje im wspomnianą w tytule nadzieję. Nie na obalenie komuny, ale lepsze życie. Swoją postawą zadziwia świat. Z drugiego końca Europy jedzie do niego na wywiad najsłynniejsza dziennikarka polityczna tamtych czasów i zaczyna rozmowę. I tu już skrzy się talent Głowackiego, który każe zadać filmowemu Wałęsie pytanie, co może zyskać na tym wywiadzie. Prostym otwarciem pokazuje intuicję polityczną faceta po zawodówce. Nie waha się też dość szczegółowo, by nie rzec łopatologicznie, wyjaśnić, dlaczego Wałęsa podpisał jakieś esbeckie kwity. W rozbudowanej scenie dzisiejszym małolatom pokazuje mechanizm działania policji politycznej, jej metody, nie oszczędza krwawych przebitek na katowanych robotników. Te sceny nie mogą pozostawić nikogo obojętnym, a Paweł Edelman filmuje je z wielką kulturą.

Motyw współpracy zresztą powraca w filmie w sposób dyskretny. Wielkie wrażenie robi scena, w której młodzi związkowcy z Wybrzeża uczą się od starszych, że gorsze od pobicia na komendzie jest podpisanie czegokolwiek. Wałęsa bez słowa opuszcza mieszkanie. I widz jest po jego stronie. Kto miał mu to powiedzieć w 1970 roku, kiedy widział, jak na ulicy leje się krew a on ryzykował wszystko chcąc zatrzymać ludzi? Rodzą się kolejne dzieci, Wałęsa traci pracę, ale nie traci właśnie owej nadziei. Za każdym razem podkreśla: Danuśka, damy radę. I Wajdzie udaje się uciec od tkliwości czy bogoojczyźnianych deklaracji. W scenariuszu Głowackiego, kto wie, czy właśnie nie nadzieja, pozwala Wałęsom przetrwać najtrudniejsze chwile. Jest też, pod koniec potraktowany nieco z przymrużeniem oka, motyw zostawiania obrączki i zegarka przed wyjściem na strajk czy na spotkanie z esbecją. Typowo filmowy łącznik, który pokazuje, że mimo wszystko całe to podziemie to nie były żarty, a konsekwencje mogły być tragiczne.
"Wałęsa" aktorami stoi, jak zresztą większość wartościowych polskich filmów. Robert Więckiewicz bez patosu wciela się w rolę robotnika. Umie pokazać młodego ojca przesłuchiwanego na dołku, budzącego się odważnego opozycjonistę, wreszcie przywódcę strajku, który umiał zapanować nad tłumem. Tu zresztą kłania się kunszt Głowackego, który w odpowiednim momencie wplata wytłumaczenie wielkości związkowego lidera. W rozmowie z filmową Fallaci Wałęsa tłumaczy, że wie, co ludzie chcą usłyszeć i im to mówi.

Rewelacyjnie wypada też Agnieszka Grochowska. Chociaż ubrana w nienajciekawsze PRL-owskie wdzianka, promienieje pięknem i kobiecością. Ma niewdzięczną rolę, bo w scenariuszu głównie musi czekać, żegnać i witać, ale też i ma swoje pięć minut, kiedy pacyfikuje ekipy dziennikarskie uniemożliwiające Wałęsom normalne życie. Jest tak stanowcza, że naprawdę wywołuje przez moment przerażenie. Fantastycznie w epizodach sprawdzają się Baka, Zamachowski. Blado wypada Adam Woronowicz w roli Tadeusza Fiszbacha, za to błyszczy przebojowa Dorota Wellman jako Henryka Krzywonos. Można powiedzieć, że za mało jest Anny Walentynowicz w filmie, nie ma w ogóle Aliny Pieńkowskiej - ale to tylko film, nie lekcja historii. Za to fantastycznie połączono zdjęcia dokumentalne z stylizowanymi. Wystarczy zobaczyć przejścia od nagrań ze Sztokholmu, po wystąpienie Grochowskiej podczas odbierania Nobla czy finał w Kongresie USA.

Z pewnością scenariusz nie powstawał na klęczkach. Wałęsa bufon pyta przecież Fallaci, czy nie wypadł zbyt nadęcie, kiedy wiozą go internowanego, chcąc sprawdzić czy ludzie obronią go przed esbekami, spotyka się z agresją prostych chłopów. Jednocześnie dyskretnie podkreśla, że bez wsparcia inteligencji robotnicy po raz kolejny mogliby polec, jeśli nie fizycznie, to przekupieni obietnicą podwyżki. I chociaż się obawia, błyskawicznie postanawia mieć na strajku ekspertów. Zresztą sam się przechwala, że kiedy inteligenci wszystko muszą przedyskutować, on decyzję podejmuje w 30 sekund. Bo ma intuicję.

Zobaczmy więc Wałęsę bez uprzedzeń, po 33 latach od "sierpniowych wypadków", cieszmy się wartką narracją, bez roztrząsania sporów.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny