Co było powodem protestu? Niskie zarobki. - Miesięcznie pracujemy po 250 godzin - mówią protestujący kierowcy. - I mamy po 1100, 1200 złotych miesięcznie. To stanowczo za mało.
W minioną środę w bielskiej Veolii zawrzało. Urlopy na żądanie wzięli kierowcy i kilku pracowników z obsługi technicznej. Taką formę protestu przyjęli niezadowoleni kierowcy. Żądania kierowców dotyczyły przede wszystkim kwestii finansowych. Żądali podwyżek.
- Pracujemy miesięcznie po 250 godzin - mówi pan Eugeniusz, kierowca z ponad dwudziestoletnim stażem. - To stanowczo za mało. Za takie pieniądze można pracować, ale tyle, ile wynosi etat, czyli około 170 godzin. Teraz mamy 7,50 złotych na godzinę. Domagamy się 12 złotych.
Wykorzystują
- Przecież my nie mamy swego prywatnego życia - dodaje inny kierowca. - Bywało tak, że odpoczywam na działce a tu telefon, że trzeba jechać. Jak trzeba, to trzeba. Człowiek zaciskał zęby i szedł do tej roboty. Ale to musiało się skończyć.
- To nie są godziwe pieniądze - skarżą się jednym głosem kierowcy. - A my przecież mamy rodziny, dzieci, czynsz trzeba opłacać. Za naszą pracę otrzymujemy stanowczo za niskie wynagrodzenia. Po prostu nas wykorzystują.
Kierowcy od pewnego czasu domagali się podwyżek. Rozmawiali na ten temat z kierownictwem spółki. Bez skutku.
- Mówili, że pieniędzy na podwyżki dla kierowców nie ma - twierdzą protestujący. - Nawet straszyli nas zwolnieniami, jeżeli rozpoczniemy protest. A niech zwalniają. Tu i tak nie ma przyszłości.
Rozmowy z przedstawicielami zarządu firmy w dniu protestu nie przyniosły żadnego
przełomu. Kierowcy usłyszeli, że jeśli nie wrócą do pracy mogą liczyć się z wypowiedzeniami.
- Rozmowy się toczą - mówi w dniu protestu Krzysztof Liszewski, prezes zarządu Veolia Bielsk Podlaski.
Szantaż zamiast negocjacji
Rozmowy z kierowcami miały być kontynuowane nazajutrz z samego rana. Jednak już na samym początku przyjęły nieoczekiwany obrót. Kiedy delegacja kierowców przygotowywała się do rozmów, dwóch kierowców siadło za kierownice i wyruszyło w trasę. To wykorzystała druga strona.Kierowcy zdali sobie sprawę, że są na straconej pozycji.
- Rozmowy rozpoczęły się wczoraj o 4 nad ranem - wyjasnia jeden z protestujących kierowców, który chciał zachować absolutną anonimowość. - Zarząd był nieugięty. Nie było mowy o żadnych podwyżkach.
Wówczas zarząd wezwał czterech kierowców z Brańska i tak jak ostrzegał wcześniej wręczył im wypowiedzenia z pracy. Następnymi było dwóch kierowców z Bielska i trzech z Hajnówki. Jeden z nich spytał, czy jeżeli wyjedzie na trasę wypowiedzenia kolegów zostaną cofnięte? Zarząd cofnął wypowiedzenia. Nie było innego wyjścia. Kierowcy wrócili na trasy.
- To nie były negocjacje, to było zastraszanie - mówi anonimowy kierowca. - My mamy prawo domagać się podwyższenia wynagrodzenia, tym bardziej, że nasze zarobki są bardzo niskie.
Rozmowy zostały zakończone - mówi Grażyna Faldyga-Król, zastępca prezesa spółki Veolia Bielsk Podlaski: - Służby są obsadzone, autobusy wyjechały na trasę, przedsiębiorstwo funkcjonuje poprawnie.
- Cieszę się, że kierowcy zebrali siły i postanowili wyrazić swój sprzeciw związany z niskimi zarobkami - twierdzi Krzysztof Linka, przewodniczący lokalnych struktur Solidarności. - Ale zarząd w stosunku do nich postąpił nieuczciwie. Kierowcy przecież wcześniej w formie pisemnej domagali się podwyżek. Bez skutku. Zarząd mógł się spodziewać protestu. Zarząd powinien teraz wyciągnąć odpowiednie wnioski i zastanowić się nad dalszym postępowaniem w stosunku do kierowców.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?