Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Panie prezydencie, spokojnie

rozmawia Agnieszka Kaszuba
Mama to nie jest to samo, co tato!. Tak samo premier to nie to samo, co prezydent.
Mama to nie jest to samo, co tato!. Tak samo premier to nie to samo, co prezydent. Fot. Wojciech Oksztol
Jeśli ktoś myśli, że dzięki konstytucji można uniknąć konfliktów, to się myli - o sporze prezydent - premier mówi Stefan Niesiołowski.

Kurier Poranny: Panie marszałku, kto w Polsce powinien być ważniejszy: prezydent czy premier?

Stefan Niesiołowski: Nie ma takiego wyboru. To pytanie przypomina mi pytanie dzieci, kogo bardziej kochają: tatusia czy mamusię? W niektórych sytuacjach, jak mówi pewna piosenka: "sanki są w zimie, rower jest w lato, mama to nie jest to samo, co tato!". Tak samo premier to nie to samo, co prezydent. Prezydent jest głową państwa, on odpowiada za politykę, prezydent reprezentuje kraj, sprawuje nadzór ogólny, a premier działa inaczej.

Uprawnienia i prezydenta, i premiera wynikają z konstytucji...

- To prawda, ale jeśli ktoś myśli, że dzięki konstytucji można uniknąć konfliktów, to się myli. Bo te działania, które teraz obserwujemy, są irracjonalne. I wcale nie wynikają z konstytucyjnych zapisów, a z politycznej walki.

Czyli współpraca pomiędzy prezydentem a premierem jest raczej niemożliwa?

- Myślę, że mało prawdopodobna. Racja bytu prezydenta bowiem, według jego przekonania, to atakowanie rządu i osłabianie go. Może wynika to z tego, że prezydent, chociaż się tego wypiera, jest liderem jednej z opozycyjnych partii, a ta partia to PiS. Dlatego ja nie widzę tutaj możliwości żadnej współpracy. Pan prezydent tego nie chce. Mało tego, jego strategia polega na walce z rządem.

A rząd nie walczy?

- Premier dawał sygnały do zawieszenia broni, przejawiał dobrą wolę, ale prezydent dążył do awantur. Zresztą Lech Kaczyński jeszcze przed wyborami, rok temu, powiedział, że jeśli je wygramy i będziemy rządzić, to chyba dekretami, bo on będzie wetował każdą naszą ustawę. To był wyraźny sygnał. Ze strony premiera takie słowa nie padały. Premier nigdy nie mówił, że jak dojdzie do władzy, to obali prezydenta. Poza tym prezydent wprost pokazywał, jak traktuje premiera, kiedy mianował u siebie w kancelarii dymisjonowanych przez Donalda Tuska ministrów. Bez sensu jest także mówienie, że prezydent ma mandat Polski solidarnej, co w jego języku należy rozumieć jako PiS-owskiej, a w konsekwencji oznacza, że będzie realizował politykę tej partii. Ja nie pamiętam, aby premier mówił na temat takiego mandatu Platformy Obywatelskiej. Prezydent również dąży do konfliktu, mówiąc, że po przekształceniach szpitale będą dla bogatych, a biedni będą pod tymi szpitalami umierać. To przecież absolutna bzdura. Dlatego uważam, że winę za konflikt ponosi prezydent.

Może rząd powinien ustąpić i pozwolić na referendum w sprawie prywatyzacji szpitali?

- Na jakiej podstawie? Prezydent formułuje zarzut, że w szpitalach będą leczyć się bogaci, a biedni nie będą dopuszczeni. Jeszcze raz podkreślam: to absolutna nieprawda, podburzanie społeczeństwa. Jakie zresztą miałoby być pytanie w tym referendum? Przecież nie ma żadnej prywatyzacji. Istnieje ona jedynie w propagandzie antyrządowej pana prezydenta. Reforma służby zdrowia jest bardzo skomplikowana i nie da się jej ocenić w referendum. Ją ocenia parlament. A ten został demokratycznie wybrany.

Panie marszałku, nie zanosi się na porozumienie między premierem a prezydentem. To szkodzi Polsce. Śmieją się z nas.

- Nie sądzę, żeby to źle skończyło się dla Polski, bo śmieją się głównie z Lecha Kaczyńskiego. Ale przecież śmiali się już z niego wcześniej. Był bardzo nielubiany, w Europie bardzo niepopularny. Dlatego nie uważam, żeby obecna sytuacja była jakimś szczególnym dramatem dla Polski, ale dla prezydenta, który coraz bardziej pogrąża się w autoizolacji, dostaje coraz mniej zaproszeń... W końcu pewnie padnie ofiarą własnej polityki.

Granie w jednej drużynie prezydenta i premiera w perspektywie nadciągającego kryzysu może jednak okazać się dla Polski bardzo niebezpieczne...

- Tej gry na pewno nie będzie. Na pewno warto by było, aby tak się stało, ale uwagi prezydenta na tematy gospodarcze to dolewanie oliwy do ognia, podgrzewanie atmosfery, aby tylko zaszkodzić rządowi. Proszę zauważyć, że prezydent bardzo się ożywił, kiedy pojawiły się te problemy gospodarcze. A na takich problemach, wiadomo, zawsze traci rząd. Nie widzę żadnej woli ze strony Lecha Kaczyńskiego, aby pomógł w rozwiązaniu tych problemów, bo po pierwsze, prezydent się na tym nie zna, a po drugie, jedyne, co robi, to zwołuje radę gabinetową, aby premierowi zaszkodzić. Dlatego może lepiej byłoby, aby premier w ogóle na nią nie przyszedł...

Ale ktoś zapyta: A czy Platforma przewidziała w budżecie na przyszły rok, że nadciąga kryzys gospodarczy?

- Na razie nie ma żadnego kryzysu, co wielokrotnie podkreślał minister finansów. Jeśli wskaźniki rozwoju gospodarczego by się spowolniły, jeśli znamiona kryzysu pojawiłyby się w Polsce, to korekta budżetu będzie możliwa.

Lewica zarzuca, że przedstawiony przed tygodniem budżet to budżet wstydu. Że daje bogatym, zabiera biednym...

- Lewica ma znakomitą okazję, aby zaproponować lepszy budżet. Przecież jest debata, ale na razie panowie Olejniczak czy Napieralski mieli do zaproponowania parę ogólników i inwektyw. Mimo tego my jesteśmy otwarci i chętnie wysłuchamy wszelkich propozycji. Na razie budżet jest w komisji, więc piłka pozostaje w grze. Ale nie może być tak, że opozycja będzie mówić, że trzeba podwyższyć pensje, zapewnić pieniądze na budowę dróg i autostrad, doprowadzić do oczyszczenia środowiska, podnieść nakłady na naukę i jeszcze zmniejszyć podatki. Ale pieniądze na to musi już znaleźć rząd. Opozycja nie mówi, skąd ten rząd ma wziąć fundusze na te pomysły, nawet jeśli zasługują one w naszej ocenie na poparcie. Bo nie wystarczy iść do banku i wziąć pieniądze. Wtedy ekonomia byłaby niezwykle prosta, ale tak nie jest. Lewica niczego nie proponuje, poza demagogią.

To prawda, że stracą biedni, a zyskają bogaci?

- Co to oznacza? To żaden konkret. Przecież nauczycieli postrzega się jako biednych, a dostali podwyżki, i to spore. Lekarze także dostali podwyżki. Emerytury i renty zostały podniesione ponad inflację. To prawda, że zawsze można żądać podwyżek wyższych, tylko trzeba znaleźć źródło. Gwarantuję, że państwa na wyższe podwyżki nie stać. A prezydent zapowiada już weto odnośnie zmiany systemu emerytalnego! Jeśli nie uda się go odrzucić, to wtedy dopiero będzie dramat, bo nie możemy wypłacać w takim zakresie emerytur pomostowych! Ale trzeba zastanowić się, dlaczego kasjerka z kas kolejowych ma iść na wcześniejszą emeryturę, a sklepowa nie.

Insynuacją jest również to, co mówił poseł Palikot o ministrze sportu Mirosławie Drzewieckim w kuloodpornej kamizelce, którego śledzą prywatni detektywi?

- Osobiście nigdy nie widziałem ministra Drzewieckiego w kamizelce kuloodpornej. Myślę także, że poseł Palikot nie ma argumentów, aby potwierdzić tę tezę. Może to był jakiś pastisz słowny, może kalambur, może żart, przenośnia?

Minister Drzewiecki próbował wprowadzić do PZPN kuratora. Nie było na to za późno? Może lepiej było go tam umieścić, kiedy PZPN nie mógł ustalić ilości zespołów w ekstraklasie...

- Może i trzeba było. Ja się na tym nie znam. Po prostu chcę oglądać mecze i cieszyć się kibicowaniem. Liga rządzi się jakimiś prawami i widocznie były powody, aby jedne zespoły spadały, drugie wchodziły do ekstraklasy. Tak naprawdę dla kibiców nie ma to żadnego znaczenia. Chcą oglądać widowisko, jakim jest mecz. I chcą, żeby Polska mecze wygrywała. To się liczy. Rozgrywki w PZPN są drugorzędne, jeśli nie szkodzą sportowi.

Udało się wygrać mecz z Czechami, ale w PZPN jest ciągle nieciekawie. Platforma ma pomysł na rozwiązanie sytuacji?

- Osobiście pomysłu żadnego nie mam. Poza tym nie rozumiem, po co cały ten dramatyzm. W końcu piłka nożna to sport, zabawa, rozrywka... Minister Drzewiecki podjął próbę uzdrowienia tej sytuacji poprzez wprowadzenie kuratora. To się nie udało, bo twardo tych struktur broni FIFA. Mnie natomiast cieszy, że odbył się mecz z Czechami, a gdyby minister się upierał, to na pewno by się nie odbył, co więcej, zagrożona byłaby organizacja EURO 2012. Zresztą gdyby Drzewiecki nie ustąpił, to dopiero byłaby afera. Nie rozumiem także, dlaczego niektórzy z tej piłki robią taki problem, jakby narodowe powstanie przegrali.

Też możecie przegrać powstanie dotyczące ustawy medialnej. Dogadacie się z Lewicą?

- Tego nie wiem, ale bardzo bym chciał. Bo każdy dzień dłużej z panem Urbańskim czy Wildsteinem, Pospieszalskim, jest wielką kompromitacją. Te programy pod wieloma względami są stronnicze, napastliwe. Zresztą w Polskim Radiu także jest kolekcja orłów... Ci ludzie, zamiast w mediach publicznych, powinni występować u ojca Rydzyka.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny