Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Drzewo życia, czyli kilka słów o sztuce Lecha Mackiewicza

Anna Kopeć
Lech Mackiewicz w Teatrze Dramatycznym im. Aleksandra Węgierki wyreżyserował sztukę pt. "Drzewo"
Lech Mackiewicz w Teatrze Dramatycznym im. Aleksandra Węgierki wyreżyserował sztukę pt. "Drzewo" Fot. Archiwum/Wojciech Oksztol
Sztuka dwójki aktorów, ze skromną scenografią, ale za to w gwiazdorskiej obsadzie. Do tego nietypowa, jak na białostocką scenę, forma przedstawienia. "Drzewo" w reżyserii Lecha Mackiewicza to projekt nieprzewidywalny i dość karkołomny.

Każdego wieczoru w sztuce pojawia się nowa twarz. Gość zaproszony jest tylko na jeden spektakl. Nie zna scenariusza, zaledwie na godzinę przed występem dostaje jedynie techniczne wskazówki. Nieprzygotowanie jest głównym założeniem spektaklu i efektem tego, co widz zobaczy na scenie.

Akcja rozgrywa się na seansie hipnotycznym, na który trafia mężczyzna potrzebujący pomocy. Tę postać odgrywa zaproszony aktor. Początkowo sztuka wydaje się być lekką farsą z wulgarnymi żarcikami. Jednak to tylko pierwsze, złudne wrażenie. I takie chyba było założenie reżysera, aby na początku lekko rozbawić widza, by zaraz potem sprowadzić go na ziemię. Sposobem na to jest monolog gościa.

To szczególna scena. Aktor opowiada o wieczorze, w którym dowiedział się o śmierci kilkuletniej córki. Mówi o tym w sposób niezwykle przejmujący, każdą kolejną chwilę opisując odpowiednim kolorem. Od tego momentu widz skupia się na odtwórcy monologu, a konkretnie na jego emocjach. To właśnie one ogrywają w tym spektaklu najważniejszą rolę.

Jako gościa widziałam Ewę Kasprzyk i Jerzego Bończaka. Aktorka początkowo mocno zaangażowała się w tekst i rolę, z czasem wydawało się, że była nią znużona i zmęczona. Nieco inaczej wypadł Jerzy Bończak. To, z czym musiał zmierzyć się na scenie wyraźnie go poruszyło. Zaskoczył sposobem, w jaki przekazał swoje emocje. Z pewnością oboje aktorów ten występ dużo kosztował, co doskonale było widać, kiedy schodzili ze sceny.

W postać hipnotyzera na zmianę wcielają się: Maciej Radziwanowski i Marek Tyszkiewicz. Na scenie miałam okazję oglądać tego pierwszego. W spektaklu prezentuje się w kilku bardzo skrajnych wcieleniach. Kiedy trzeba jest zabawny, wściekły, bezczelny albo smutny. Za każdym razem bardzo autentyczny.

Sztuka, niestety, ma kilka niedociągnięć technicznych. I to takich, które pojawiają się jeszcze przed jej rozpoczęciem. Z założenia spektakl ma być niespodzianką dla gościa i widza. Ten drugi tuż przed wejściem może dowiedzieć się, kto będzie gwiazdą wieczoru - sugeruje to ustawione w holu zdjęcie gościa. Natomiast podczas przedstawienia mogą irytować - wypowiadane przez gospodarza szeptem do słuchawki - wskazówki, których udziela zaproszonemu aktorowi. Być może gdyby spektakl wystawiany był na dużej scenie ten problem sam by się rozwiązał.

"Drzewo" to niełatwa sztuka. Wymagająca zastanowienia i zaangażowania zarówno emocjonalnego, jak i intelektualnego, bowiem rzecz dzieje się na kilku płaszczyznach. I tak naprawdę odnosi się do naszej codzienności. W życiu często bywa tak, że potężny cios pojawia się w najmniej oczekiwanym momencie. To, jak sobie poradzimy z trudną sytuacją, zależy od nas i naszego otoczenia. Każdy z nas przecież reaguje na nią inaczej - tak jak zaproszeni aktorzy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny