Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Blitzkrieg VI - Białystok (Hala Węglowa) 20.03.2012 (zdjecia)

Michał Iwaniuk
Blitzkrieg VI – Białystok
Blitzkrieg VI – Białystok Michał Iwaniuk
To już szósta edycja trasy Blitzkrieg , czyli muzycznej wojny błyskawicznej prowadzonej przez załogę Vader oraz zaprzyjaźnione kapele. Tym razem w trasę ruszyły Nammoth, Calm Hatchery, The Sixpounder, Eris Is My Homegirl i Resistance.

[galeria_glowna]
Na tej jak i na poprzednich "bitwach metalowych" tego typu każdy fan mocnego metalu może posłuchać formacji z kraju, jak i z Europy . Tym razem "generał Peter" zabrał na trasę ciekawy zestaw grup, który przyciągnął nie tylko starych załogantów, ale również młodzież, która jest młodsza od Vadera o paręnaście lat, a lider "pancernej załogi" mógłby spokojnie być ich rodzicem.

Białystok to ósme miasto na trasie, lecz jak dało się zauważyć na scenie, zespoły zaprezentowały się z niesamowitą energią, która biła zarazem od muzyków, ale również od fanów. Trzeba przyznać, że perfekcyjna muzyczna maszyna Petera posuwa się do przodu i zdobywa kolejne miasta, podobnie było we wtorkowy wieczór i w Białymstoku.

Na pierwszą linię muzycznego frontu zostali rzuceni ełczanie z Nammoth, dla których muzyczną bazą wypadową jest death metal. Młodzi muzycy nie boją się eksperymentować i eksportować ciekawych patentów do swojej muzyki, zasłyszanych u starszych kolegów, bądź kapel z innych części świata. Czołową postacią tego zespołu był wokalista - bardzo ekspresyjny w zachowaniu na scenie, ale również w umiejętnościach wokalnych. Stosował różne techniki od standardowego growlu po pig scream wykorzystywany przez wokalistów z branży grindcore'owej.

Ełczanie mają w swoim dorobku muzycznym tylko płytę demo, więc ich występ nie potrwał długo. Pod scenę również nie przyciągnęli wielkiej rzeszy ludzi, raczej weteranów sceny metalowej, którzy zawsze mają ochotę na zabawę przy barierkach.

Drugą formacją, która zameldowała się na scenie węglówki było Calm Hatchery. Zespół ten kiedyś stacjonował w Białymstoku (część muzyków jest z Białegostoku, a część z Pomorza, aktualnie wszyscy mieszkają na Wybrzeżu) , więc publiczność przyjęła go bardzo ciepło, co zaowocowało również dobrym show ze strony zespołu. Wokalista, podobnie jak jego kolega z Nammoth, był na scenie w świetnej formie. Skakał, bujał się, wspinał się na bajerki, pod koniec występu swego zespołu zaryzykował i przedostał się przez nie i za nimi kontynuował swój występ .

Calm Hatchery zmobilizowało ludzi do zabawy. Przy ich death metalu pod sceną zapanowało szaleństwo, występ należał do jednego z najlepszych podczas tego wieczoru .

Następny set przypisany był kowbojom z Wrocławia, czyli The Sixpounder. Muzykę, którą grają można scharakteryzować jako groove metal, w której słychać klimat południa USA. Te wszystkie skojarzenia prowadzą do jednej nazwy - Pantera. Nie pomylę się, jeśli określę ich jako spadkobierców kapeli z Teksasu.Ten zespół to nie jakaś kalka - wrocławianie mają pomysł na muzykę i show.

Muzyka, którą grają nie należy do łagodnych, ale naprawdę dobrze jej się słucha. Ekspresyjny wokalista z dużą charyzmą i poczuciem humoru oraz świetni instrumentaliści i pirotechnika - to wszystko tworzy muzyczne widowisko na prawdziwie europejskim poziomie. Zresztą, nie ma co się dziwić, panowie z The Sixpounder grali na festiwalu Wacken w Niemczech, a wokalista zaliczył epizod w programie Voice of Poland, gdzie był członkiem drużyny Adama Nergala Darskiego, lidera Behemotha.

Podczas koncertu wrocławian nie zabrakło szybkich kawałków z ich debiutu, jak "Plastic Bag" czy bujającego "Last True Cowboy Manifesto" zadedykowanego dla wszystkich kowbojów i kowbojek pod scen. Czas przy muzyce The Sixpounder minął szybko .

Kolejną formacją, która miała tego wieczoru zaprezentować swoją wizję ekstremalnego rocka było Eris Is My Homegirl. Zespół został chłodno przyjęty, wystarczyło porównać, jak ludzie zachowywali się i odbierali muzykę poprzedniego zespołu, a jak występ EIMH. Zresztą komunikacja między wokalistą a publicznością była słaba, wręcz jej nie było. Frontman nie potrafił wkupić się, jak jego starsi koledzy, w łaski publiczności.

Nie trudno się dziwić EIMH - to młody zespół, który wypłynął na fali muzycznego programu Must Be The Music. Jest to na pewno jeden z tych powodów, dla którego fani metalu są im nie ufni i nie traktują ich jak swoich. Czas jeszcze pokaże, czy młodzi lublinianie wytrzymają próbę czasu i czy scena ich zaakceptuje. Na pewno muszą jeszcze dużo popracować, jeśli chcą się liczyć, bo ich deathcore nie prezentuje nic odkrywczego.

Przed gwiazdą wtorkowego wieczoru wystąpił belgijski Resistance. To właśnie od takich formacji mogą uczyć się zespoły pokroju EIMH. Belgijski kwintet zaprezentował ciekawe spojrzenie na deathcore i wykrzesał z niego to, co najlepsze. Wokalista Resistance nawiązał szybki kontakt z publicznością, która po dwóch piosenkach już zaskarbiła sobie jej sympatię. Belgowie, podobnie jak publiczność, nakręcali się z utworu na utwór. W setliście Brukselczyków nie zabrakło starszych utworów, ale głównie skupili się na ogrywaniu swojej ostatniej płyty "To Judge And Enslave". Białostocka publiczność po tym występie Belgów będzie miała na pewno miłe wspomnienia.

Po koncercie Resistance zgromadzeni pod sceną fani zastanawiali się, jak zaprezentuje się Vader - tym bardziej Vader w ¼ białostocki. Ktoś mi może zarzucić, że dzielę włos na czworo, ale cóż - fakt jest taki, że białostoccy fani Vadera mogą być dumni, bo w jego szeregach gra ich krajan, czyli basista Tomasz Halicki zwany Halem.

Vader to już tak solidna załoga, że nie daje słabych występów i tak było tym razem. Peter na wstępie przeprosił i stwierdził, że jego warunki głosowe nie są najlepsze, ale postara się. Słowa dotrzymał, bo podczas koncertu Vadermaniacy usłyszeli stare kawałki, jak i nowe rzeczy. Nie zabrakło takich klasyków, jak "Carnal", "Wing" czy "Cold Demons".

Podczas trasy Blitzkrieg VI nie mogło zabraknąć utworów z ostatniej płyty Vadera "Welcome To The Morbid Reich". Zespół zagrał "Come and See My Sacrifice" czy "Return to The Morbid Reich". Vader zaskoczył również utworem promującym swego czasu grę Wiedźmin, czyli "Sword of the Witcher", który został ciepło odebrany przez fanów, a Peter podczas koncertu mógł przybierać pozy niczym książkowy bohater Sapkowskiego.

Występ "pancernej załogi" Petera był tak ekscytujący, że wydawało się iż zajął mniej niż godzinę, lecz tak naprawdę zespół uraczył nas niemal dziewięćdziesięcioma minutami muzyki, kończąc outrem "The Imperial March" znanym z filmów z serii Star Wars.

Przede wszystkim cieszy, że koncert zgromadził pod sceną nie tylko metalowych wyjadaczy, ale również ludzi w różnym wieku od 30-latków z pociechami po starszych panów pod wąsem, a wszystkich łączyło jedno - szczera miłość do dobrych ciężkich dźwięków.

Vader po raz kolejny nie zawiódł. Zagrał "dobrą sztukę" oraz przedstawił swoim fanom adeptów metalowego rzemiosła, którzy już niedługo mogą być nie tylko dla Petera i spółki młodszymi kolegami, co wręcz równymi partnerami w walce na metalowej scenie.

Czytaj e-wydanie »

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny