- Widok był straszny. Dziewczynki były czarne na buzi, leżały w brudnej pościeli. Wszystko zlewało się w jedno. Były osowiałe, nie reagowały, jak do nich podchodziliśmy. Starsza miała kołtun na głowie. Gdy się schyliłam zobaczyła, że w nim kłębowisko odchodów po wszystkich insektach, które chodziły po tych dziewczynkach: pchły, wszy, pluskwy. Tego się nie da opisać... - zeznawała w sądzie wciąż poruszona policjantka z referatu ds. nieletnich i patologii białostockiej komendy miejskiej.
Czytaj też: Pijani rodzice opiekowali się niemowlęciem. Przez alkoholowe upojenie mieli problemy z poruszaniem
To ona podjęła decyzję o wezwaniu pogotowia, a w konsekwencji odebraniu córek mieszkance ul. Klepackiej w Białymstoku. Medycy stwierdzili stan zagrożenia życia i zabrali siostry do szpitala. Było to pod koniec stycznia 2021 r. Wcześniej w mieszkaniu Anny B. interweniowała policja w związku z libacjami alkoholowymi. Kobieta sama zajmowała się dziećmi, bowiem jej mąż trafił do więzienia. Jak wynika z zeznań funkcjonariuszy, oskarżona związała się z innym mężczyzną, a w jej domu często przebywali bezdomni. Mimo poleceń dzielnicowego do zmiany trybu życia, 44-latka wciąż nadużywała alkoholu i nie zerwała ze starym środowiskiem.
- Z rozmowy z panią B. można było wyciągnąć taki wniosek, że wódka była jej droższa niż dzieci - mówił sądowi policjant dzielnicowy. Z akt sprawy wynika, że oskarżona ma pięcioro dzieci. Troje starszych zostało jej odebranych wcześniej.
U 4- i 7-latki pozostających pod jej opieką biegły stwierdził znaczne zawszenie, skołtunienie włosów, zaniedbaną ciemieniuchę tworzącą rodzaj skorupy na głowie, liczne ślady po ukąszeniu owadów, które doprowadziły do infekcji, niedokrwistość, a u jednej z sióstr dodatkowo dużą nadkażoną zmianę skórną na pięcie, infekcje ropną w okolicach płciowych. Wszystko to rodziło zagrożenie sepsą - uznał ekspert.
M.in. na podstawie tej opinii Anna B. usłyszała zarzut narażenia dzieci na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. Grozi jej od 6 miesięcy do nawet 5 lat więzienia. Kobieta w śledztwie odmówiła składnia wyjaśnień. Przyznała się do winy, ale jednocześnie nie chciała skorzystać z możliwości dobrowolnego poddania się karze. Wolała proces. Ten ruszył we wtorek, ale oskarżona nie pojawiła się na rozprawie. Sąd Rejonowy w Białymstoku zdecydował o przesłuchaniu wezwanych świadków.
Zobacz także: Supraśl. Jest wyrok na matkę za nieumyślne spowodowanie śmierci syna [ZDJĘCIA]
Prócz policjantów, były to też przedszkolanki dzieci oskarżonej oraz pracownik MOPR. Pracownice przedszkola twierdziły, że dzieci nie sprawiały problemów wychowawczych, były grzeczne, spokojne i całkiem zadbane, choć ich ubrania pachniały papierosami. Według wychowawców, zachowanie dziewczynek ani ich matki nie wskazywało na nic niepokojącego. Jedynie pod koniec listopada 2020 r. u sióstr znaleziono wszy. Po odebraniu przez matkę, dzieci nie wróciły do przedszkola przez kilka kolejnych miesięcy. W tym czasie zostało wszczęte dochodzenie, a dziewczynki trafiły do rodziny zastępczej.
Według pracownika MOPR, rodzina B. nie korzystała regularnie z pomocy społecznej, a podczas ostatniej wizyty pod koniec września 2020 r. nie stwierdzono żadnych nieprawidłowości.
- Gdybym stwierdziła jakieś nieprawidłowości, na pewno bym zareagowała. Nie mając żadnych sygnałów ze środowiska lokalnego, nie miałyśmy podstaw do ingerencji - zeznała pracownik socjalny.
Po przesłuchaniu świadków, sąd zamknął przewód. Wyrok ogłosi 23 listopada.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?