Z Tomaszem Bagińskim, rysownikiem, animatorem, reżyserem, rozmawia Marta Jasińska.
Kurier Poranny: Nad "Kinematografem", najnowszym filmem, pracował sztab ludzi. Kuba Jabłoński był odpowiedzialny za warstwę plastyczną, Mateusz Skutnik to autor komiksu, na podstawie, którego powstał film... Ty tym razem zająłeś się wyłącznie reżyserią. Jaka dokładnie była Twoja rola?
Tomasz Bagiński: Reżyserzy, jak wiadomo, są to ci ludzie, którzy najbardziej się obijają... Ale tak serio, to porównałbym siebie do kapitana statku. Pamiętamy, że on bez swojego bosmana, oficera i całej masy majtków sam nic nie zrobi. Jest jednocześnie tą osobą, która decyduje, w którym momencie postawić żagle, przyśpieszyć, czy zmienić kurs. Moim zadaniem było zgrywanie całego zespołu ze sobą, podejmowanie decyzji, nadawanie kierunku. Nie tworzyłem natomiast niczego w obrazie.
To spora zmiana. W "Katedrze" byłeś odpowiedzialny za każdą kreskę.
- Moja rola przy produkcji filmów zmienia się powoli od kilku lat. Ale to konieczność. Jedynym sposobem na to, bym robił filmy takie, jak chcę jest przejście na tę "ciemną stronę mocy" i zajęcie się zarządzaniem, a nie tworzeniem.
Czy w ciągu roku pracy nad "Kinematografem" miałeś czasem ochotę wyrwać Jabłońskiemu ołówek i powiedzieć: ja to narysuję, ja to zrobię?
- Były takie momenty, ale wiedziałem, że to głupi pomysł. Bo gdy jest się od podejmowania decyzji i jednocześnie chce się coś robić, to nie ma czasu ani na jedno ani na drugie. Jest się takim "zawalidrogą" w projekcie. Ale przyznam, że w tym filmie jedno ujęcie wziąłem na siebie. To dlatego, że trudno je było komuś wyjaśnić i mieliśmy już mało czasu.
Cała rozmowa w papierowym wydaniu Porannego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?