Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tak muszą żyć ludzie

Julita Januszkiewicz
Złoty wiek, czy umieralnia
Złoty wiek, czy umieralnia
Złoty wiek, czy umieralnia. Warunki życia w "Domu Złotego Wieku" są skandaliczne - zgadzają się burmistrz Łap, Roman Czepe, Sanepid i wojewoda podlaski. - To bzdury. Nie stać nas na remont, bo nikt nam nie pomaga w utrzymywaniu placówki - mówią Tadeusz i Helena Drągowscy, właściciele.

Stara, zniszczona, odrapana elewacja, przerdzewiałe rynny, w oknach popękane szyby. Do tego nierówny, krzywy chodnik. Na sznurku przywiązanym do drzewa wisi pościel, wietrzą się prześcieradła. Jest podjazd dla niepełnosprawnych. Ale drzwi wejściowe nie są do niego dostosowane. Tak prezentuje się z zewnątrz "Dom Złotego Wieku", zwany w Łapach umieralnią. Na co dzień mieszka w nim 29 starych, w większości umysłowo chorych ludzi. Placówka należy do Tadeusza Drągowskiego i jego żony Heleny.

Burmistrz interweniuje

W grudniu Roman Czepe, burmistrz Łap, wysłał do Jana Dobrzyńskiego, wojewody podlaskiego pismo:. "(...) otrzymuję w ostatnim czasie liczne skargi na prowadzoną w ramach działalności gospodarczej placówkę "Dom Złotego Wieku" zajmującą się zapewnieniem całodobowej opieki osobom niepełnosprawnym, przewlekle chorym i będącym w podeszłym wieku" - pisze.

Czepe informuje dalej wojewodę, że pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Łapach, podczas rozmów z pensjonariuszami stwierdzili, że ludzie ci egzystują w bardzo trudnych warunkach. "Wewnątrz budynku wyczuwa się nieprzyjemną woń. Wejście do domu zawsze jest zamknięte na klucz i jedynie po interwencji u właściciela jest otwierane" - pisze dalej Roman Czepe.

Według danych magistratu na stałe zameldowane są w "Domu Złotego Wieku" trzy osoby. Jednak pensjonariuszy jest więcej. Placówka, jak informuje burmistrz, nie spełnia wymogów domu pomocy i jest prowadzona bez zezwolenia.

Sanepid: 30 uchybień i kara

- Od czasu do czasu przeprowadzamy tam kontrole. Wykryliśmy 30 nieprawidłowości. Są to głównie: nieszczelne okna, zimno w pokojach, zniszczone wyposażenie oraz brud. Właściciele mieli zapłacić karę w wysokości dwóch tysięcy złotych. Dotychczas tego nie zrobili - wyjaśnia Artur Wnuk, rzecznik Podlaskiego Sanepidu.

- Placówka działa bez zezwolenia wojewody. W 2004 roku zmieniły się przepisy dotyczące standardów, w jakich muszą funkcjonować tego typu domy. Ci państwo mieli rok na dostosowanie się do obowiązujących kryteriów - mówi Adam Dębski, rzecznik wojewody. - Niestety, tak się nie stało. Dlatego nałożyliśmy na nich karę w wysokości 10 tysięcy złotych. Jeżeli tego nie zrobią grozi im egzekucja - dodaje.

Rzecznik informuje nas, że kara została nałożona za zaległości z płatnościami, niepłacenie podatków, długi w ZUS. Do tej pory nie została uiszczona.

Drągowscy: To kłamstwa

- To wszystko nieprawda. Sanepid był u nas w grudniu. Zostało tylko sześć punktów do realizacji. A nie - jak mówi pan Wnuk, trzydzieści. To w ich papierach jest bałagan - denerwuje się Helena Drągowska. Owszem, zalegamy z karą dwóch tysięcy, ale zapłacimy - zapewnia. - I pokazuje nam protokoły oraz daty kontroli Sanepidu, gdzie rzeczywiście wpisano sześć uchybień. Dragowska zarzeka się też, że nie mają żadnych długów. - Składki do ZUS są opłacane w terminie. Z Urzędem Skarbowym też nie mamy problemów. Proszę sprawdzić w wodociągach i zakładzie energetycznym - broni się i pokazuje nam karty urlopowe i wszystkie dokumenty.

- Ja już po nocach spać nie mogę. Burmistrz bzdury napisał do wojewody. Kiedy i jacy pracownicy MOPS tu byli? Oni z nikim nigdy nie rozmawiali. Ksiądz też nas nie odwiedza. Tu nie było nigdy opłatka, ani kolędy. - odpiera zarzuty Drągowski. - Wczoraj byliśmy u wojewody w sprawie tego długu, co to musimy zapłacić 10 tysięcy złotych. Mają przyjechać z Podlaskiego Urzędu Wojewódzkiego w tym tygodniu. - dodaje.

Jest bardzo biednie

Chcemy obejrzeć dom. Rzeczywiście, po korytarzu roznosi się nieprzyjemny zapach moczu. Do tego dochodzi zapach farby. Zaglądamy do łazienek. Mijamy ekipę remontową. Czyżby Drągowski się przestraszył i zaczął remont?

Ściany są wyłożone kafelkami, ale starymi. Także umywalki są przestarzałe, ale czyste. Brakuje udogodnień dla niepełnosprawnych. Widać, że dom był od dawna nie remontowany. Ściany i podłogi odrapane. Na tych ostatnich leżą stare, zniszczone chodniki. W pokojach pensjonariuszy bardzo skromne. Dwa tapczany, stare, zużyte meble. W oknach wiszą niezbyt czyste firany.

Wchodzimy na górę. Na klatce schodowej też nie ma podjazdów. Po korytarzu krążą pensjonariusze. Kilka osób jest na wózkach. Inne siedzą przy plastikowych stolikach. Dwóch pensjonariuszy wpatruje się w czarno-biały ekran bardzo starego telewizora.

Wszystko z rent

Pod opieką Drągowskich są ludzie niepełnosprawni, często psychicznie chorzy, niektórzy obłożnie chorzy, przykuci do łóżka. Na konto domu co miesiąc wpływają ich emerytury i renty. Dlaczego więc żyją w takich warunkach?

- To bardzo niskie renty - 500, 600 złotych - wyjaśnia Drągowski. - Za te pieniądze muszę wszystkich wyżywić, zakupić lekarstwa, opłacić energię, wodę, zadbać o opał. Czy pani wie, że miesięcznie musimy kupować 800 pampersów? - mówi Drągowski. Musi też wypłacać pensje personelowi, czyli jednej pielęgniarce, dwóm sprzątaczkom, czterym opiekunkom i kucharce. Raz w miesiącu przychodzi tu lekarz psychiatra, raz w tygodniu - internista.

- Dlaczego nie ma rehabilitanta, psychologa? Czy są prowadzone zajęcia terapeutyczne? - pytamy. - Nie stać mnie na to. Oni mają jakieś książeczki, w których malują - odpowiada. - Był u nas pół roku rehabilitant, ale znalazł lepszą pracę. Niedawno miała przyjść do pracy nowa pielęgniarka, ale zrezygnowała. Ja więcej żadnych dziennikarzy tu nie wpuszczę - denerwuje się Drągowski.

Będzie remont?

Chcemy wiedzieć, czy stara się o dofinansowanie, o dotacje na prowadzenie takiej działalności? - Pisaliśmy do ministerstwa, ale nie możemy dostać pieniędzy, bo to jest prywatny dom - mówi. - Ja go wyremontuję. Chcę zmniejszyć okna. Trzeba tylko zrobić projekt budynku. Chcę go też ocieplić i otynkować - planuje.

Skąd weźmie? - Już sprzedałem działkę i dom wypoczynkowy w Rajgrodzie - tłumaczy.

Pytamy podopiecznych, jak im się tu mieszka? O dziwo, nie narzekają. - Bardzo dobrze. Ja się cieszę, że tu jestem. Żebym miała całe życie takie, jak tutaj - mówi Marianna Jachimowicz. Jest tutaj od sześciu lat. Pochodzi z Wierzbna koło Węgrowa.

Inni też mówią, że są zadowoleni. Czy można wierzyć tym starym, schorowanym ludziom, których los nie oszczędzał?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny