Mężczyzna zginął od strzału w głowę. Jego zwłoki znaleziono we wtorek po popołudniu przy ul. Saneczkowej w Konstancinie Jeziornej pod Warszawą.
Ciało w samochodzie
Pomiędzy godziną 15 a 16 dostrzegli go mieszkańcy. Zwłoki mężczyzny z przestrzeloną skronią leżały w samochodzie marki Volvo, należącym do denata - powiedział nam wczoraj kom. January Majewski z zespołu prasowego w Komendzie Stołecznej Policji w Warszawie. - W tym samym miejscu samochód był przez kogoś widziany już nad ranem. Ale przez oszronione szyby nikt nie dostrzegł mężczyzny w środku. Auto było zaparkowane z dala od zabudowań, w odludnym miejscu w lesie. Policjanci od razu stwierdzili zabójstwo. Biegli ustalą dokładany czas zgonu.
To nie był rabunek
- Mężczyzna przyjechał do Warszawy poprzedniego wieczora w jakichś interesach. Miał ze sobą sporo gotówki. Na początku policjanci nie wykluczali zabójstwa na tle rabunkowym - dodał komisarz.
Nieoficjalnie wiemy, że już w pierwszym policyjnym telegramie ekipy dochodzeniowe - prócz motywu rabunkowego - podawały, że mogą to być porachunki. W telegramie nie było mowy o kradzieży pieniędzy.
- Ciało mężczyzny znaleziono w raczej drogim aucie - srebrnym volvo V70. Nikt ani auta, ani gotówki nie zabrał. To wyklucza motyw rabunkowy - mówią policjanci.
Żona go szukała
Kom. Adam Fabian, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Zambrowie powiedział nam, że zaginięcie Mariana J. zgłosiła we wtorek przed godz. 9 jego żona.
- Kobieta była zaniepokojona. Nie miała od męża żadnej wiadomości od poprzedniego wieczora. Z jej relacji wynikało, że Marian J. wyjechał do Warszawy około godz. 15 w poniedziałek. W interesach. Nie powiedziała, jakich. Wziął ze sobą 10-15 tysięcy złotych. Powiedziała nam, z kim miał się spotkać. Dane tego człowieka przekazaliśmy stołecznej policji - powiedział nam komisarz Fabian. - Po wyjeździe męża była z nim cały czas w kontakcie telefonicznym.
- Jakby przeczuwała niebezpieczeństwo - stwierdzili mundurowi. - Dzwoniła do męża na komórkę kilka razy, pytając, gdzie jest i co robi. Kiedy zadzwoniła o godz. 19, powiedział jej, że z kimś już rozmawiał. Potem zatelefonowała około godz. 22. Mąż już nie odebrał.
Czysty w policji
Jak twierdzi komisarz Fabian, Marian J. nie był znany policji, nie zgłaszał też, że jest szantażowany. Zambrowska policja nie miała też sygnałów, by jego bar był na liście gangsterów, pobierających haracze.
Stołeczna policja przesłuchała już mężczyznę, z którym zambrowski przedsiębiorca się spotkał w poniedziałek wieczorem. Poszukuje drugiego mężczyzny, z którym Marian J. odjechał z miejsca spotkania w nieznanym kierunku. Jest on podejrzewany o zabójstwo. Do wczoraj ukrywał się przed policją. Stołeczni funkcjonariusze nie podają szczegółów dotychczasowego dochodzenia.
Bar gastronomiczny "Biały domek" położony jest tuż przy trasie do Warszawy, prawie osiem kilometrów za Zambrowem. Przed barem jest duży parking. Tutaj codziennie zatrzymują się dziesiątki kierowców tirów i innych aut. Bar serwuje i dania gorące i alkohol. Wczoraj był czynny. Po południu świecił pustkami. Dwóch klientów siedziało przy stoliku w pobliżu baru. Na kontuarze paliła się świeczka, przewiązana czarną, żałobną wstążką. Młoda barmanka, która - jak nam wyznała - nie tylko pracuje, ale i mieszka w pokojach na zapleczu baru, nie mogła uwierzyć w śmierć właściciela.
- On i jego żona byli dla mnie jak rodzice. Nie wiem, co się stało - powiedziała. - Nigdy tu w barze nie było niebezpiecznych sytuacji. Często w nocy stoję za barem i nie musiałam się bać. O żadnych haraczach ani groźbach nie wiem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?