Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Simona Kossak – O ziołach i zwierzętach

Jerzy Doroszkiewicz
Jerzy Doroszkiewicz
Simona Kossak była biologiem z wykształcenia i leśnikiem z zamiłowania, krakuską z urodzenia i białowieżanką z wyboru. Pracowała w Zakładzie Lasów Naturalnych Instytutu Badawczego Leśnictwa, gdzie badała zachowania dziko żyjących ssaków leśnych oraz ich ekologiczne relacje ze środowiskiem. Oprócz tego inwentaryzowała liczebność oraz skład populacji ssaków łownych i chronionych, przez co aktywnie pomagała leśnikom w racjonalnym zarządzaniu zwierzostanem i ochronie gatunków rzadkich.
Simona Kossak była biologiem z wykształcenia i leśnikiem z zamiłowania, krakuską z urodzenia i białowieżanką z wyboru. Pracowała w Zakładzie Lasów Naturalnych Instytutu Badawczego Leśnictwa, gdzie badała zachowania dziko żyjących ssaków leśnych oraz ich ekologiczne relacje ze środowiskiem. Oprócz tego inwentaryzowała liczebność oraz skład populacji ssaków łownych i chronionych, przez co aktywnie pomagała leśnikom w racjonalnym zarządzaniu zwierzostanem i ochronie gatunków rzadkich. Wydawnictwo Marginesy
Simona Kossak jeszcze nie tak dawno gawędziła na antenie Polskiego Radia Białystok, a mija już niemal dekada, odkąd nie szuka ziół i nie podgląda zwierząt w swojej ukochanej Puszczy Białowieskiej. Wznowienie książki „O ziołach i zwierzętach” w serii Eko Wydawnictwa Marginesy utrwala pamięć o jej ogromnej wiedzy i uważności w obserwowaniu świata.

Przy okazji warto przypomnieć, że Simona Kossak była córką Jerzego, wnuczką Wojciecha i prawnuczką Juliusza – trzech uwielbianych w Polsce malarzy – wielbicieli koni i krajobrazów. Widać jednak od przenoszenia urody świata na płótno wolała studiować ją na na Wydziale Biologii i Nauk o Ziemi Uniwersytetu Jagiellońskiego a później zgłębiać w naturalnym otoczeniu prastarej puszczy. Będąc bratanicą poetki Marii Pawlikowskiej- Jasnorzewskiej i pisarki Magdaleny Samozwaniec oraz stryjeczną wnuczką Zofii Kossak- Szczuckiej odkryła w sobie wyjątkowy dar opowiadania i pisania o swoich badaniach, obserwacjach, przemyśleniach.

Któż bowiem tak jak Simona Kossak potrafiłby przyrównać uroki monarchii do życia trzmieli. A nie jest ono łatwe. Taka trzmiela matka przychodzi na świat w końcu lata, później odbywa lot godowy i...musi zagrzebać się w ziemi. Nie dla niej przytulne pałace. W odrętwieniu podobnym do śmierci siedzi tak całą jesień i zimę, by wiosną wzbić się w powietrze. To natura każe jej szukać miejsca, gdzie założy rodzinę. Samica trzmiela, która wpadła w oko wybitnej biolożce znalazła opuszczoną mysią norę i wykorzystując stare gniazdo gryzoni,założyła swój ród składając na grudce pyłku zmieszanym z odrobiną miodu grupę jajeczek. Musiała codziennie oblatywać łąkę, by zbierać miód. Po kilku dniach drobniutkie larwy wylęgły się z jajeczek i błyskawicznie pożarły podściółkę i zapasy. Szczęściem dla matki, a zrządzeniem sił natury, objedzone owinęły się w kokony i zamieniły w nieruchome poczwarki. Zaledwie po 20 dniach od złożenia jajeczek, najstarsze córki trzmielej matki przegryzły kokony i… musiały wziąć się do pracy. Młode robotnice musiały przynosić z łąki pyłek, zaś ich matka budowała kolejne „kołyski” sama zachowując pozycję szefowej. W gnieździe rodzi się naturalna hierarchia, są robotnice słabsze i lepiej odkarmione, młodsze i starsze, wreszcie pod koniec lata na świat przychodzi kilka samców, zaś rodzinne gniazdo opuści grupa wyjątkowo tłustych i dorodnych młodych samic, by cykl narodzin mógł znów i znów odtwarzać się w przyrodzie. Za rok to one będą królowymi.

Bywalcy okolic Hajnówki czy Białowieży z pewnością mieli okazję skosztować nalewek z bukwicą. Według Simony Kossak dobra jest na nieżyty jelit, a nawet zwichnięcia kończyn i gojenie się ran. Ksiądz Klimuszko używał jej do leczenia migren i cukrzycy. Ceniona była w starożytności i średniowieczu. W jej opowieści o tej bylinie nie brak cytatów z dawnych ksiąg zakończonych zjadliwą i wciąż aktualną konstatacją iż gdyy tereny przeznaczone pod budowy fabryk leków obsiać bukwicą, to jedno małe ziele mogłoby zastąpić wiele pigułek i zastrzyków. Będąc w okolicach Puszczy Białowieskiej – warto sprawdzić.

Inne zioło warte odnalezienia w puszczańskich ostępach to bylica boże drzewko. Od wzmacniania układu nerwowego po gruźlicze zapalenie opon mózgowych – podobno jej zastosowanie jest niezwykle szerokie. Czy w 1995 roku była już moda na bycie fit, trudno dziś spamiętać, tak czy inaczej już wtedy Simona Kossak, opierając się na swej rozległej wiedzy przypominała, iż w czasach starożytnych dziewice, które raz w księżycowym miesiącu piły świeży sok z bylicy, zachowywały szczupłe figury aż do zamążpójścia. Już na przełomie X i XI wieku staroruskie kazania miały piętnować używanie bylicy jako panaceum na uroki i czary. Jednak jeszcze w XVII weku w noc Kupały tańczono w wieńcach z werbeny i bylicy na głowach lub biodrach. I to nie tylko w Puszczy Białowieskiej, ale w całej Europie. Dziś bylica nie chroni już przed przedmałżeńską wpadką, co może doprowadzić zdaniem niepozbawionej odrobiny złośliwości pani profesor, do kompromitacji dziewicy. Ale przytomnie zauważa, że przecież zmieniły się nam obyczaje.

Mimo upływu lat nie zmieniła się chyba w nas potrzeba poznawania świata. Nie z ekranu smartfona, ale tego prawdziwego, oddychającego, kuszącego zapachami i tajemnicami skrytymi w dziuplach drzew czy mysich norach. Rąbka tajemnic świata roślin i zwierząt małych i dużych uchyliła przed ponad dwiema dekadami Simona Kossak. W historii świata to tyle co mrugnięcie okiem. Zatem niekoniecznie z przymrużeniem oka, ale na pewno z uśmiechem na twarzy wznowienie „O ziołach zwierzętach” polecam.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny