I właśnie Roberta Brylewskiego, twórcę Kryzysu, wybrał sobie za rozmówcę do wywiadu-rzeki Rafał Księżyk. Świetny dziennikarz muzyczny dwa lata temu opublikował podobny wywiad z Tomaszem Stańko - gigantem polskiego i światowego jazzu. I podobnie jak przy “Desperado" - rozmowa skrzy się od błyskotliwych i głębokich pytań. I jak w dobrym kryminale - raz rozpoczęty wątek, w pewnym momencie musi powrócić, by zdradzić nam kolejne losy rozmówcy.
Sam Robert Brylewski w wywiadzie praktycznie nie kryje się z żadnymi sekretami. A już dzieciństwo i młodość miał niezwykle ciekawą.
Wiele osób może uznać za swego rodzaju szok, że jego rodzicami byli soliści hołubionego w czasach socjalizmu zespołu pieśni i tańca Śląsk. Późniejszy twórca Kryzysu wspomina życie przy Śląsku jako niemal idyllę. Miał kilkudziesięciu wujków i tyleż ciotek. Bez żenady opowiada także o tancerzach homoseksualistach, próbach uwiedzenia go i inicjacji seksualnej, którą przeżył odwiedzając już po przeprowadzce do Warszawy siedzibę zespołu.
Historię tworzenia się Kryzysu, pierwsze koncerty, entuzjazm początku lat 80. , wprowadzenie stanu wojennego, Warszawę czasów wielkich bitw mieszkańców z ZOMO czyta się jak świetną reporterską opowieść.
Łatwo wyczuć, że Księżyk, choć niemal o dekadę młodszy od swojego rozmówcy, doskonale orientuje się w tamtych czasach i umie poprowadzić rozmowę, by plastycznie nakreślić obraz tamtych czasów.
Trzeba przyznać, że Brylewski - jak na ikonę alternatywy przystało - zachowuje w opowieściach niezwykły dystans. Jakby z sentymentem wspomina ostatnich prawdziwych hipisów stawiając ich w opozycji do fanów Dżemu, którzy szybko zamienili się w poszukujących wywaru z maku narkomanów.
Nie kryje też, że medialny sukces wczesny Kryzys zawdzięczał pomocy Jacka Olechowskiego, młodszego brata eks menadżera Krzysztofa Klenczona i późniejszego kandydata na prezydenta RP Andrzeja Olechowskiego.
Nikogo nie oskarża, ale wystarczy uważnie przeczytać jego wspomnienia, by wyrobić sobie opinie o zachowaniu tamtejszych gwiazd. Przypomina, jak potężnym tuzem socjalistycznej rozrywki był ojciec Wojciecha Cejrowskiego, jak i jakie koncerty w pierwszych miesiącach stanu wojennego zapowiadał Piotr Kaczkowski, jakie wersje Izraela puszczał w radiu Marek Niedźwiecki. I nikogo nie ocenia.
Z perspektywy czasu wydaje się, że apogeum wolności artystycznej i wspólnoty duchowej z innymi muzykami Brylewski osiągnął tworząc właśnie Izrael.
Bez nawiedzeń ideowych, acz z dobrą znajomością Biblii, stworzył nie tylko kultową formację, ale i rodzaj wielkiej artystycznej rodziny. I miał szczęście do świetnych współpracowników.
Bo w życiu muzyków szczęście jest niezmiernie ważne. Nieopierzone młodziaki nagrały przecież genialną "czarną płytę" Brygady Kryzys, bo trafiły na testowanie studia i realizatora, który nie bał się wyzwań.
Brylewskiemu udało się przeżyć pobicie przez milicję w tym samym komisariacie, gdzie tydzień później zakatowano Grzegorza Przemyka.
Udało mu się nie uzależnić się od polskiej heroiny, chociaż nigdy nie zerwał z paleniem marihuany i eksperymentował z różnymi narkotykami. Założył kilka formacji, które na zawsze zapisały się w historii polskiej muzyki rozrywkowej. I ciągle koncertuje, tworzy, ma profil na Facebooku.
"Kryzys w Babilonie" to mimo formuły rozmowy, znakomity zapis polskiej historii z perspektywy niezależnego muzyka. Rafał Księżyk uporządkował także większość faktów z artystycznej biografii Roberta Brylewskiego, przypomniał, że muzyk aktywnie tworzył także przez ostatnie 25 lat.
Wywiad-rzeka buduje portret nie tylko kreatywnego muzyka, ale i tolerancyjnego, wrażliwego człowieka. I pomyśleć, że nie podszedł nawet do matury, by poświęcić życie muzyce. Chyba miał rację.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?