Hiszpański reżyser, uwielbiający Antonio Banderasa, tym razem nakręcił komedię, i to w dodatku z silnym wątkiem gejowskim. W sumie - nic nowego i nie dla każdego ciekawego.
Przede wszystkim "Przelotni kochankowie" niewiele wspólnego mają z klasyczną komedią. Nawet pierwsza scena tylko wprawnym obserwatorom pozwoli zrozumieć późniejszą awarię samolotu. Bo właściwie cała akcja rozgrywa się na pokładzie samolotu. I gdyby nie ostatnia scena w pianie, wydawać by się mogło, że budżet filmu był niemal minimalny. Bo i wspomniany Banderas pojawił się na ekranie nie dłużej niż przez dwie minuty.
Za to mamy pełen przekrój konfliktów, wyuzdanego seksu, traktowania biedniejszych pasażerów narkotykami i tych z klasy biznesowej, którzy w kompulsywnym seksie znajdą rozładowanie napięcia związanego z możliwą katastrofą lotniczą. Poszczególne scenki średnio śmieszą, choć wypowiadane kwestie na pewno spodobają się fanom Almodóvara. Na widzach szukających żartów z mniejszości seksualnych najlepsze wrażenie zrobi taniec gejów stewardów w rytm starego przeboju The Pointer Sisters. I chyba ta właśnie scena najbardziej zapadnie w pamięci. Bo już wyznania twardych mężczyzn, którzy nagle wyznają sobie miłość przypominają raczej wystawiane ostatnio nagminnie w Białymstoku przez najeżdżających nas aktorów scen polskich tandetne farsy.
Jedni twierdzą, że film w dobie totalnej zapaści Hiszpanii namawia ich do zabawy, mimo kryzysu. Mnie jednak wydaje się on bardziej kolorową wydmuszką. Bo że w obliczu tragedii wiele osób chce się zmienić i zmazać grzechy - do stwierdzenia tego faktu akurat Almodóvar nie jest potrzebny.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?