Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Jan Poleszczuk o zwycięstwie Anny Marii Anders: W polityce nie zawsze wygrywają symbole

Rozmawiała Marta Gawina
Prof. Jan Poleszczuk
Prof. Jan Poleszczuk Andrzej Zgiet
Wyborcy doceniają zasługi ojców, ale mają mieszane uczucia, gdy dzieci korzystają z tego blasku - uważa prof. Jan Poleszczuk.

Wybory uzupełniające do Senatu wygrała kandydatka PiS Anna Maria Anders. Niespodzianki nie ma.
Prof. Jan Poleszczukuk, socjolog z Uniwersytetu w Białymstoku. Dokładnie. Wynik tych wyborów nie jest zaskakujący jeśli weźmie się pod uwagę pewne uwarunkowania tego głosowania. Pamiętajmy, że była to walka o jeden mandat uzupełniający, a zwycięstwo nie ma wielkiego znaczenia dla obecnego układu sił na scenie politycznej.

Jednak Jarosław Kaczyński nadał tym wyborom szczególnego znaczenie. Stwierdził, że podlaski wynik zmierzy temperaturę poparcia dla zmian wprowadzanych przez PiS. I może mówić o wielkim zwycięstwie?

To była nierozsądna wypowiedź prezesa PiS. Przy tego rodzaju prestiżowych wyborach to silniejszą motywację mają zawsze ci, którzy są w opozycji. Oni mają silniejszą motywację, by dać wyraz swojej niechęci wobec rządzących. Z drugiej strony z psychologii wyborczej wiadomo, że istnieje taki niebezpieczny mechanizm czyli efekt pewniaka. Jeżeli ktoś jest pewny wygranej, to trochę demobilizuje elektorat. Z góry wiadomo, że mecze między silnymi drużynami, a słabeuszami nie cieszą się wielkim zainteresowaniem. Co do tego oczekiwania prezesa Kaczyńskiego to warto zwrócić uwagę, że kandydat PSL Mieczysław Bagiński, był kandydatem koalicji z poparciem sympatyków PO, PSL, Nowoczesnej, może też lewicy. Z drugiej strony pani Anders reprezentowała PiS. Jeśli zsumuje się wyborcze wyniki i porówna z ogólnopolskimi sondażami, to proporcje mamy bardzo podobne. Dlatego nie jest to wielki test, że coś w ostatnich miesiącach się tak dobrego wydarzyło, że PiS miażdży wszystkich jak walec drogowy.

Tym bardziej że Mieczysław Bagiński dostał tylko kilka proc. mniej głosów niż kandydatka PiS. W październiku ta przewaga Bohdana Paszkowskiego była o wiele większa. Teraz kandydat PSL zyskał spore poparcie.

Wybory uzupełniające zawsze cieszą się mniejszym zainteresowaniem. To oznacza, że mobilizacja elektoratu jest mała. W polityce liczą się dwie sprawy. To są symbole i interesy. W tych wyborach zderzyły się te dwa motywy. Niewątpliwie tym symbolem była pani Anders. Z drugiej strony mieliśmy przedstawiciela polityki lokalnej. Starał się przedstawiać jako człowiek, który zna region, który dużo załatwił dla tej ziemi. Gdyby to były wybory samorządowe albo na sołtysa, wtedy pani Anders nie miałaby żadnych szans. Bo tam zwyciężyłyby ludzkie interesy. W tym sensie można się oczywiście zastanowić, dlaczego ten symbol pani Andres nie spowodował dużej przewagi, jakiej pewnie spodziewało się PiS. I to jest pewna przestroga dla partii rządzącej. Powinna zacząć myśleć w kategoriach bardziej realnych. Symbole nie zawsze wygrywają w polityce. Po pierwsze, zwykli wyborcy tacy jak ja mają postawę ambiwalentną. Doceniają zasługi ojców, ale mają mieszane uczucia, gdy dzieci korzystają z tego blasku. Powinny osiągać sukcesy dzięki własnym zasługom, a nie rodziców.

Może z tego powodu kandydatka PiS przegrała w samej Łomży, Grajewie, Suwałkach.

Może to być jeden z powodów. Oczywiście mamy pewien szacunek dla symboli, ale gdy są one zbyt mocno zaangażowane w bieżącą politykę, to wywołują w nas niechęć. W odniesieniu do tego symbolu zderzyły się dwie różne identyfikacje. Z jednej strony była to kandydatka nasza, z tradycją patriotyczną, ale jednocześnie trochę obca, z innego świata, nietutejsza, do której mamy dystans. Z kolei kandydat PSL był stąd i nie było tego dystansu. Pamiętajmy też, że istotne znaczenie mogły mieć wydarzenia z samej kampanii wyborczej. Oto przyjeżdża kandydat, który gdzieś przegrał, a teraz należy mu się zwycięstwo u nas. Pojawiły się takie komentarze, że może jest to nagroda za porażkę. Wszystkie te aspekty powinny być dla PiS-u ważnym sygnałem ostrzegawczym. Z niedzielnych wyborów nie wyciągałbym jakiś pogłębionych refleksji: o czym one świadczą i co dalej będzie. Z tego punktu widzenia ten wynik może być kompletnie nieinformacyjny. Natomiast, być może, dużo pokazuje z takiej zwykłej psychologii wyborczej.

Rozmawiamy głównie o Annie Marii Anders i Mieczysławie Bagińskim. Co z pozostałymi kandydatami? Poparcie uzyskali bardzo niewielkie.

Zawsze mnie to interesowało, dlaczego ludzie startują w wyborach, kiedy wiedzą, że przegrają. Nie mają żadnego poparcia.

Może po to, żeby nie wypaść z polityki?

Zarówno na poziomie ogólnopolskim jak i lokalnym jest to zaznaczenie swojego nazwiska w takiej przestrzeni informacyjnej. Będą za jakiś czas kolejne wybory, niekoniecznie na stanowiska polityczne, a nazwisko będzie bardziej rozpoznawalne. Czyli takie kandydat pokazuje się jako osoba, która jest zainteresowana życiem politycznym. A że akurat teraz przegrała, to cóż. Najważniejsze, że jest, a w przyszłości może być różnie.

Na koniec frekwencja. Wyniosła ponad 17 proc. Przyznam, że spodziewałam się jeszcze niższej.

Być może osoba pani Anders i aspekty, o których mówiliśmy były takim czynnikiem mobilizującym elektorat. Jeden i drugi. Natomiast prawdziwym sprawdzianem dla ekipy rządzącej będą wybory samorządowe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny