Pobili i poszczuli agresywnym psem, bo mężczyzna zwrócił im uwagę

Historia zaczęła się od odwiedzin Salama S. u znajomej, która mieszka w bloku przy ulicy Eliasza w Białymstoku. Kobieta żaliła się, że z sąsiadami stale dochodzi do nieporozumień, że uprzykrzają jej życie.

Salam S. poszedł do mieszkania sąsiadów. To było w drugi dzień ubiegłorocznych świąt Bożego Narodzenia. Drzwi otworzył Roman M. Po krótkiej wymianie zdań, wyskoczyli pozostali oskarżeni. Według śledczych, zaczęli szarpać i bić pokrzywdzonego. Mężczyzna upadł. Gdy leżał, z mieszkania wybiegł pies.

- Bierz go, bierz go - miał rozkazywać pit bullowi Roman M. Pies zaczął gryźć Salama. Rany od ukąszeń zaatakowany miał nawet na głowie. Oskarżeni nadal bili i kopali mężczyznę. Według prokuratury, używali też drewnianej pałki. Wtedy Salam wyjął nóż, który miał w kieszeni. Dźgnął psa. Jednak ten nie przestawał gryźć. Salam znów uderzył go nożem. Tym razem mocniej. Pit bull puścił. Pies nie przeżył tego zdarzenia.

Śledczy ustalili, że pokrzywdzony bronił się nożem także przed napastnikami. Udało mu się uciec. Na stacji benzynowej zobaczył patrol policji. Oddał nóż i opowiedział, co zaszło.

Oskarżeni nie przyznali się. Śledczy umorzyli postępowanie wobec Salama S., któremu początkowo zarzucili uszkodzenie ciała. Prokuratura uznała, że mężczyzna działał w obronie koniecznej.