Philip Hook ma niesamowitą wiedzę nie tylko o sztuce, ale także o historii handlu dziełami sztuki. Żeby zaciekawić czytelników swoją opowieść zaczyna jednak nie od czasów Renesansu, ale od lat 20. XX wieku. Wtedy to legendarny w świecie kolekcjonerów marszand Joseph Duveen przyznał się, że jego sukcesom handlowym pomaga sowicie opłacany "wywiad prowadzony pod schodami". Wiadomo, kiedy w grę wchodziły setki tysięcy dolarów, można się spodziewać, że ich posiadacze mają służbę, kucharzy, sprzątaczki> I od nich właśnie, rzecz jasna nie za darmo, dowiadywał się o humorach i nawykach swoich klientów. Kiedy baron Rothschild miewał zatwardzenie, lepiej było nie wychylać się z wielkimi sumami, ale kiedy kiszki spełniły swoje zadanie...
Już w 1625 roku prześladowany za przekonania religijne Hendrick van Uylenburgh mógł wrócić z gościnnej Polski z powrotem do Holandii, gdzie otworzył pracownię, a po sześciu latach zatrudnił w niej Rembrandta. No i pogonił go do malowania portretów, bo te najlepiej się sprzedawały. Podobnie jak sceny biblijne. Marszand zbijał kabzę, a i malarz mógł być pewny, że nie umrze z głodu. Ba, nawet ożenił się z bratanicą marszanda. Ale był na tyle wielki, że w końcu opuścił go.
Siedemnastowieczne pomysły jeszcze skuteczniej wcielał w życie działający na początku XX wieku Danil-Henry Kahnweiler. Można się domyślić, że urodził się w bogatej żydowskiej rodzinie. Nie zachwalał swoich obrazów, nie promował, wysyłał jednak potencjalnym kupcom czarno-białe fotografie dzieł z krótkimi opisami w stylu "To ważny obraz". Miał za to wyłączność na twórczość Picassa. Był jednym z nielicznych, którzy zdali sobie sprawę z wyjątkowości jego płótna "Panny z Awinionu". Kiedy przekonał malarza do wyłączności, wspierał go innych swoich podopiecznych finansowo.
Dziś marszandzi stali się bardziej agresywni, ale też bez znajomości sztuki i upodobań klientów, niewiele by wskórali. Wszak próby sprzedaży obrazów w domach towarowych w USA nie przyniosły rezultatów, choć to Amerykanie wylansowali warholowski pop-art. Jednak ci których stać wolą atmosferę unikalności, zatem to, co odkryli marszandzi epoki Renesansu.
"Galeria szubrawców" przedstawia w pełen erudycji sposób historię współzależności wielkich malarzy z utalentowanymi handlarzami. Nie ma w niej miejsca dla Polaków. Dlaczego? o tym w świetnym wstępie mówi Anda Rottenberg, wspominając zresztą że nad Wisłą nadal pokutuje myśl, by bezpośrednio dogadywać się z twórcą. Tymczasem w świecie już i marszandzi odchodzą w przeszłość. Zastępują ich domy aukcyjne. Dlaczego, i czy z korzyścią dla twórców i kolekcjonerów, tego można się dowiedzieć z książki Philipa Hooka. Ciekawej, nawet dla kogoś, kto kolekcjonowanie ogranicza do zbierania darmowych katalogów z wernisaży. A nuż?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?