Sama historia jest naprawdę niezła. Lokalny kacyk sponsoruje maraton tańca, ale zakłada, że i tak nie wypłaci pieniędzy. A 50 tys. zł to na tyle duża kwota, że zdobyć chce ją każdy. Na trumnę, na poszukiwania ojca pijaka, na leczenie noworodka, na wyjazd do Irlandii. Ilu Polaków, tyle marzeń i tyle prowincjonalnej biedy.
I o ile w Weselu Smarzowskiego Tymon śpiewał naprawdę fajne i komentujące sytuację piosenki, tu zapowiadana w materiałach prasowych jako gwiazda pop szansonistka disco polo Dżessika jest tylko uosobieniem małomiasteczkowego bezguścia połączonego z przygodnym seksem bez zahamowań i z odrobiną przemocy.
Galeria prowincjonalnych typów i zachowań, choć przedstawiona w komediowej karykaturze, jakoś całkiem nieźle odwzorowuje świat dolnośląskiej prowincji XXI wieku. Ba, każdej polskiej prowincji. Wygodnym tłem staje się tu festyn, bo i oprawa muzyczna narzuca się sama, ale i zachowania coraz bardziej pijanych adwersarzy są niemal do przewidzenia.
Nie brakuje w scenariuszu suspensów mówiących kim jest samobójca z pierwszej sceny filmu, jaką rolę pełni lubiąca piwo bez pianki zakonnica albo do czego może przydać się w środku nocy kombajn bizon. Świetna jest Joanna Kulig i niemniej ciekawa Olga Frycz. Aktorzy w rolach drugoplanowych też mają swoje pięć minut.
Nieznośne wydaje się jednak zakończenie, w którym jeden z bandytów czy upadłych aniołów wyraźnie hurtowo zaczyna już nie tylko leczyć dotykiem, ale wręcz przywracać martwych do świata żywych. I to nie jest śmieszne, raczej niesmaczne. A miało być tak miło i wesoło.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?