Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Leon Tarasewicz: Kiedy nie ma sztuki, naród ginie

Jerzy Doroszkiewicz
Leon Tarasewicz urodził się 4 marca 1957 w Waliłach.
Leon Tarasewicz urodził się 4 marca 1957 w Waliłach. Jerzy Doroszkiewicz
Nowa wystawa artysty z Walił to przede wszystkim dialog z widzami za pomocą światła. A Leon Tarasewicz opowiada o tworzeniu i rozumieniu sztuki, wspomina czasy dzieciństwa.

Malarstwo...

Jeżeli znasz moje obrazy, na przykład z roku 1989, których jest dużo w Muzeum Narodowym we Wrocławiu, nie różnią się one niczym innym od prac, które są w Akademii Supraskiej. Tyle, że tamte malowane były pędzlem, a te malowane są światłem. Malarstwo jest sztuką iluzji, i obojętnie jakich użyjesz malarskich środków - to to samo. Ważne jest co, a nie czym. Dla rzemieślników ważne jest jak i z czego jest zrobione, dla artysty ważny jest przekaz.

Prawie we wszystkich malarskich pracach jest światło. O ile można, staram się zsyntetyzować swoje prace. Niedużo już czasu zostało (śmiech) mógłbym już nie mieć i tej wystawy (w Akademii Supraskiej), kiedy znalazłem się w szpitalu w Lublinie, mogłem już jej nie zrobić.

Wydaje mi się, że zawsze byłem malarzem, który robił syntezę z otaczającego świata i tu chyba jest to samo.

W każdym zestawie farb są te same kolory. Każdy może kupić i zestawić kolory. Problem polega na tym, żeby parafrazując Michała Anioła, który powiedział wystarczy odrzucić z kamienia niepotrzebne części i jest rzeźba, wystarczy odpowiedni kolor położyć na odpowiednim miejscu i jest obraz. Czasami trzeba długo pracować, żeby to wiedzieć.

Podobnie z pisarstwem. Znam rękopisy Sokrata Janowicza. To były przekreślone kartka za kartką. Wtedy nie było komputera, opcji kopiuj-wklej.

Malarstwa nie da się robić projektowo, tak jak to robi teraz młodzież. Najpierw piszesz, potem dostajesz pieniądze, potem dopiero wykonujesz i realizujesz myśl sprzed roku.

Malarstwo jest takim myśleniem, w którym musisz łączyć racjonalność z intelektem. Wielokrotnie już byłem pewny i wiedziałem, jak ma wyglądać obraz i miał być genialny, a okazało się, że był prymitywny i nie przetrwał. Obrazy, które powstawały w trakcie przygotowań do wystawy, kiedy idzie twoja myśl i przekraczasz granice, o których nawet nie myślałeś, że są do przekroczenia, powodują że się rozwijasz, odkrywasz coś, czego poprzednio nawet nie podejrzewałeś.

Zrozumieć obraz...

Wchodząc na moją wystawę już na korytarzu te horyzontalne żółte kasetony to mogą być rzepakowe pola - to proste jak drut. Dlatego nie podpisuję obrazów. Jak bym podpisał „krowa”, to każdy by przeczytał i myślał, że widzi krowę. A jak nie podpiszę - to ludzie albo pomyślą albo… nie pomyślą.

Ten kto nie myśli, nie ma wiedzy, ten nie będzie miał kontaktu z malarstwem. Nie sposób zrozumieć współczesną sztukę nie znając tego, co dotychczas człowiek zrobił, nie mając wiedzy. To wszystko jest bardzo złożone. Sztuka jest taką piękną rzeczą, że jeśli ktoś nie widzi, to co by nie zrobił, ile pieniędzy by nie wydał żeby mieć takie dzieło w domu, to i tak niczego nie zobaczy. Piękna rzecz - sztuka (uśmiech).

Zawsze broniłem się, żeby nie pisać wypracowań z polskiego, ale tu, na ścianie Akademii Supraskiej, jest moje takie belfrowskie wypracowanie.

Niektórzy dopiero niedawno odkryli, że trochę napisałem. „Obecność pejzażu” chyba już została przetłumaczona na osiem języków. Kiedy napisałem 36 stron i zaniosłem do promotora mojej pracy teoretycznej, powiedział: Leon, kto to będzie czytał? Weź skróć o połowę. Wyrzuciłem połowę kartek i taka była moja praca magisterska. Potem musiałem pisać pracę habilitacyjną, ale najgorzej, że teraz muszę pisać recenzje studentom. Wtedy dzielę kartkę na trzy części i piszę: trzy zdania wstępu, trzy zdania rozwinięcia i trzy zdania zakończenia.

Ikony...

W moim wariancie życia, od ikony nie można uciec. Ojciec bił mnie po głowie w cerkwi, bo cały czas się rozglądałem po obrazkach. Co mnie obchodził ten ksiądz, który prowadził nabożeństwo w niezrozumiałym dla mnie języku, a jeszcze jak zaczął mówić kazanie - tym bardziej było niezrozumiałe.

Baciuszka kazania mówił w języku zbliżonym do rosyjskiego, nabożeństwo było w staro-cerkiewno-słowiańskim. Pan Bóg nie rozumie po białorusku tylko dlatego, że biskup wyda taką a nie inną decyzję.

W czasach mego dzieciństwa na wysrance wszyscy mówili po białorusku, nawet oficerowie osadzeni przez Piłsudskiego jako wywiad, bo wszyscy tak rozmawiali. Moja mama w ogóle myślała, że cały świat rozmawia po białorusku i sobie z tym radziła.

Ojciec wychowując się na rynku w Gródku, pomiędzy dwiema synagogami i mykwą, rozmawiał i w jidysz, a potem, jeżdżąc do Białegostoku, nauczył się polskiego. Kiedy przyjeżdżał jakiś mój kolega, a ojciec go nie znał, to z dwie godziny trwała praca nad ojcem, żeby zaczął mówić po białorusku. Jak wszedł na polski, trudno mu było wrócić.

Nauka...

W okolicach Akademii Supraskiej często bywałem. Tej cerkwi wtedy nie było. Kiedy byłem uczniem liceum, antyplastycznego, jak je nazywałem, po drugiej stronie ulicy grywałem w piłkę, siadałem na murku. Każdy, kto uczył się matematyki czy fizyki, zdawał bez egzaminu na studia, a kto malował - musiał zdawać egzaminy. Mi zabrakło jednego punktu i na dwa lata zostałem żołnierzem Ludowego Wojska Polskiego. Dziś mało które małżeństwo w Warszawie wytrzymuje dwa lata.

W cerkwi ciągle obserwowałem malowidła, na szczęście były to prace Adama Stalony-Dobrzańskiego z Krakowa. Widać, że on malował jedną stronę, a drugą Jerzy Nowosielski. Patrzysz i widzisz te różnice.

Potem przyszły jakieś szkoły, podstawówka, średnia, straszni nauczyciele, którzy mieli na mnie negatywny wpływ, ale na Akademii Sztuk Pięknych trafiłem do pracowni Tadeusza Dominika, pomijając dwa lata zmarnowane nie wiadomo po co dla Ludowego Wojska Polskiego, i wtedy już wszystko poszło do przodu.

Po roku Dominik powiedział mi, żebym nie przychodził do Akademii, nie malował tych gołych bab i tych garnków i umawialiśmy się tak raz na trzy miesiąc. Przyjeżdżał do mnie, ja zamrażałem butelkę wódki, obgadaliśmy tematy i na koniec roku starsi studenci prosili tylko, żebym nie przynosił wszystkich obrazów.

Wystawy zacząłem robić jeszcze będąc studentem - na czwartym roku - wykorzystując część obrazów namalowanych na dyplom. Z tamtych czasów został mi tylko jeden obraz. Inne albo u jakiegoś Szweda wiszą nad wersalką albo w muzeum we Wrocławiu. Tam mam najwięcej obrazów, bo… najdalej od Białegostoku.

To drugie miasto hitlerowskich Niemiec, to może przynajmniej zostaną te obrazy, nikt ich nie zniszczy, a tutaj - zobaczymy jak będzie.

Dom...

W domu właściwie nie mam obrazów na ścianach. Jest malutki obrazek Ryszarda Winiarskiego, jest obrazek Stanisława Koguciuka, takiego malarza z lubelskiego, który maluje przy świecach. To jest boks - kogut czerwony bije się z białym kogutem.

W narożniku wisi „Czarny kwadrat” Malewicza, tak jak wisiał w 1921 roku na wystawie w hotelu „Polonia” w Warszawie.

Jest też ikona Matki Bożej Gródeckiej, która była kopią Matki Bożej Wileńskiej, a którą dała Zofia Paleolog córce Helenie, kiedy wychodziła za Aleksandra Jagiellończyka, wtedy Wielkiego Księcia Litewskiego i dlatego jest taka hellenistyczna. Nie ma na niej ani kawałka moskalszczyzny, żadnych ozdób, to rzymskie malowanie jak w supraskiej cerkwi.

Podłoga jest zielona, ściany białe, rośliny zielone. Kolorów mam pełno w pracowni.

Supraśl. Wernisaż Leona Tarasewicza

Wygląd...

Na szyi mam obrączki, które zakłada się gołębiom jako znaczniki, żeby wiedzieć kto się z kim kocha. I tych znaczniczków mam przypadkowo 33, do tego dębowy krzyżyk z Ławry Kijowsko-Peczerskiej. A po co więcej?

Od wiosny zakładam te same buty „siateczki” za 12 złotych z bazaru, a jak idę do pracy czy do cerkwi zakładam pantofle.

Życie...

Co jest sensem życia? Ojej. Mnie się wydaje, że istotą wszystkich zwierząt jest przedłużenie gatunku, a tych zwierząt myślących… przedłużenie intelektu.

Dopóki dana grupa społeczna się rozwija, tworzy sztukę, to rozwija się cywilizacja. Kiedy nie ma sztuki, naród ginie. Gdyby któryś polityk tego nie wiedział, to niech posłucha. Donald Tusk, kiedy jeszcze nie był premierem, powiedział mi wprost: Wiesz Leon, artysta to przynajmniej zostanie artystą, a politykiem to się bywa…

Widać, co zostało po Jaćwingach - tylko nazwy topograficzne. Po każdym kawałku kamienia z wypisaną literą, po samych napisach na ulicach poznajemy na jakim poziomie jest dana cywilizacja i społeczeństwo. Ono też może się rozwijać, ale i może się cofać.

Talibowie niszczyli świątynie, my z tego robimy wielką aferę, a kiedy w Krakowie zniszczono kaplicę pw. Borysa i Gleba wymalowaną przez Jerzego Nowosielskiego z okazji przyjazdu papieża, wszyscy milczą. A takiej czarnej cerkwi nigdzie nie ma. Kto pozwoliłby na Białostocczyźnie pomalować cerkiew na czarno?

Miłość jest wytworem intelektu ludzkiego. Zanim człowiek jej nie stworzy, jest tylko prokreacja. Okazuje się, że około 70 procent małżeństw w Warszawie nie przetrzymuje kilku lat, to o jakiej miłości tu mówić? Wieczna miłość? To na kolana i do cerkwi, będzie wieczna miłość (śmiech).

Leon Tarasewicz

Urodził się 4 marca 1957 w Waliłach. Polski malarz białoruskiego pochodzenia, profesor sztuk plastycznych. Absolwent Liceum Plastycznego w Supraślu, a następnie Wydziału Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie w pracowni Tadeusza Dominika (dyplom otrzymał w 1984). Od 1996 prowadził gościnną pracownię malarstwa na tejże uczelni. Obecnie wykłada przestrzeń malarską na Wydziale Sztuki Mediów i Scenografii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny