Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Leokadia Nowik. Sowieci wywieźli dziewczynkę na północ Rosji

Adam Czesław Dobroński [email protected]
Leokadia Nowik z siostrą Wandą przy grobie dziadka Piotra Zimnocha. Cmentarz w Kargowinie, 1943 r.
Leokadia Nowik z siostrą Wandą przy grobie dziadka Piotra Zimnocha. Cmentarz w Kargowinie, 1943 r.
Powracam do wspomnień Leokadii Nowik, która szczęśliwe dzieciństwo spędziła w osadzie wojskowej Zababie koło Prużany. 10 lutego 1940 roku dziewczynka wraz z najbliższymi została wywieziona do obozu pracy w Kargowinie, na północy Rosji, obwód archangielski.

Co najbardziej zadziwiało 14-letnią panienkę? Warunki. Dobrodziejstwem była bania, "… specjalne pomieszczenie, dwa oddzielne pokoiki. W pierwszym należało się rozebrać i pozostawić ubranie, w drugim stały beczki z wodą i duży piec z szerokim paleniskiem". Rozgrzane kamienie po włożeniu do beczki z wodą powodowały wytwarzanie się pary. Nie było wprawdzie mydła, ale pod ścianą leżały miotełki z cienkich brzozowych gałązek. Pod ich uderzeniami skóra robiła się czerwona, można było wyjść nawet na największy mróz bez uszczerbku dla zdrowia. "Takie kąpiele bardzo nas hartowały". Z łaźni można było korzystać raz na tydzień.

Największym przekleństwem stały się pluskwy. "Wypełzają każdą szparą i każdą szczeliną w łóżku, w szafeczkach, w podłodze, w ścianie. Nocą wychodzą jak szarańcza. W czasie snu tną niemiłosiernie". By zwalczyć plagę pluskiew mama Leokadii zlewała podłogę i sprzęty wrzątkiem, smarowano je także naftą, nogi łóżek wstawiano do metalowych puszek z wodą, z prześcieradeł robiono baldachimy, by gryzące draństwo nie spadało na śpiących z sufitu. "Walka z pluskwami trwała przez całe lato, potem dało się już wytrzymać".

Praca

Od trzeciego dnia pobytu trzeba była na sygnał gongu wychodzić do pracy. Najpierw maszerowano gęsiego przez głęboki śnieg, kobiety piłowały pnie i rąbały je na szczapy, dzieci wykonywały roboty porządkowe. Po miesiącu Leokadia także piłowała drzewo z równolatką. Potem była praca w stołówce: noszenie wody z przerębli, mycie naczyń i kotłów, szorowanie podłóg. Pojawiły się wrzody na rękach i nogach, więc trzeba było podjąć pracę przy spławie. Wrzody dokuczały jeszcze bardziej, ale pojawił się tran z zapomogi amerykańskiej, a mama dziewczynki zaczęła uprawiać czosnek. "Dodawało się go codziennie przynajmniej do jednego posiłku. Rozcierało się go drobno i zaparzało wrzątkiem, trochę soliło, a do naparu wkładało drobne kostki chleba. To była nasza zupa. Nie byłyśmy wtedy świadome, że czosnek działa tak ochronnie na organizm, ale chyba Duch Święty nami kierował". Pomagały i jagody zbierane latem w lesie.

Brat Leokadii - Edmund podjął pracę, mając 12 lat, dowoził drzewo koniem na brzeg rzeki. "W wolne dni chłopcy chodzili do kołchozów i proponowali gospodyniom naprawianie garnków, wiader i różnego rodzaju misek, za co dostawali ziemniaki lub kaszę tłuczoną w dużej, drewnianej stępie". Z czasem brat nauczył się łapać ryby. Zimą przyszedł czas na wykołkę - wykuwanie łomami drewna z lodu i wyciąganie go na brzeg. To była okrutnie ciężka robota, do tego niebezpieczna. Wiosną 1942 roku, kiedy mężczyźni poszli na front, zapędzono młodych, w tym Leokadię do spławu. Ciążyły bagry (bosaki), trzeba było wchodzić do lodowatej wody. "Kiedy woda dochodziła do kolan, nogi zaczynały drętwieć, a kiedy sięgała pasa, nie odczuwało się już w ogóle chłodu". Pojawiły się strupy, piekły rany, doskwierał i głód, do chleba dodawano przy wypieku mielone igły z sosny. Tym razem ratunkiem okazały się dary od Polonii amerykańskiej.

Dobrzy i źli ludzie

Kilka dziewcząt skierowano do pracy przy młockarni. "Kurz był straszny, a ziarna często odbijały się prosto w twarz z taką mocą, że do wieczora byłam spuchnięta i posiniaczona. Najgorsze jednak było to, że w stercie były myszy. Nie wszystkie zdążyły się ulotnić i często ze snopkiem wpadały w bęben maszyny. Ich szczątki razem z ziarnem uderzały w twarz". Na kwaterze Irina Pawłowna robiła co mogła, by ulżyć doli młodych Polek. Przykładała im na twarze okłady z mąki żytniej wymieszanej z mlekiem, starała się nakarmić, dała czarowny płyn dla odpędzenia choroby, a na powrotną drogę wsunęła każdej do ręki zawiniątko z jęczmiennymi lepioszkami.

"Ucałowałam ją znowu w rękę i widziałam, że miała łzy w oczach. Nic nie mówiła, ale na pewno dużo myślała o sowieckiej rzeczywistości. Tak jak na całym świecie, tak i tam byli ludzie dobrzy i źli. Źli byli przeważnie ci, którzy pełnili służbę, zajmowali stanowiska, chociaż i to nie było regułą, bo spotkałam też ludzi dobrych, którzy pełnili odpowiedzialne funkcje. Jednak wszyscy byli tam zastraszeni, bali się mówić, dzielić własnym zdaniem lub spostrzeżeniem. Wiedzieli, że są poddanymi, że muszą ciężko pracować i że w każdej chwili grozi im kara za najmniejsze wykroczenie."

Siostrę Leokadii - Wandę (Dadę) uratowały starsze panie z kołchozu, bo przyniosły żytniej mąki i trochę miodu z dzikich pszczół, kazały dodać mydła i smoły ze świerku. Wszystkie te składniki należało wygnieść i przykładać codziennie na chorą nogę, aż wypłynie z niej ropa. Pomogło.

Przypadki szczególne

We wspomnieniach Leokadii Nowik znajdują się opisy wielu zdarzeń dramatycznych, zagrożeń życia w lasach, na rzece, w pracy. Dziewczyna trafiła i do aresztu, bo przemęczona i osłabiona nie wyszła do pracy. Zapełniał się stopniowo cmentarz wśród sosen i świerków. "Dzieci umierały jedno po drugim, także ludzie starsi nie wytrzymywali warunków, jakie tu panowały. Latem 1943 roku na cmentarzu złożono budulec. Wszyscy myśleli, że nasz cmentarz ogrodzą. Kiedy zaczęto stawiać podmurówki z grubych bali, okazało się, że budują chlewnię. Ludzie zaczęli protestować, płakać, chodzić z prośbami do naczelnika. Wszyscy słyszeli jednakową odpowiedź: - Takoj prikaz (takie zarządzenie)". Cmentarz został zniszczony.

Cierpieli Polacy, także miejscowi. Mechanik z kołchozu jeździł dwukołową kibitką, do której zaprzęgał konia. Kiedyś wziął dla zwierzęcia pół wiadra owsa, doniesiono, pojawili się enkawudziści. Sędzia skazał obwinionego o kradzież na osiem lat pracy przymusowej na Syberii.

Epilog

Leokadia Nowik na początku marca 1946 roku wróciła do Polski, rodzina zamieszkała na Śląsku. Autorka wspomnienia zakończyła akapitem: "Sięgnęłam pamięcią w lata dobre i złe. I choć nie wszystko opisałam, bo czas zatarł ślad i pamięć już nie ta, mam nadzieję, że moje umiłowanie wolności i Ojczyzny przeniesie się na przyszłe pokolenia w mojej rodzinie".

Czy doświadczenia z lat wojny i okupacji mają dziś moc oddziaływania na młodych? Trudno o jednoznaczną odpowiedź. Z pewnością skuteczniej przekazywanie nauk płynących z przeszłości dokonuje się w rodzinach szczególnie doświadczonych, wielopokoleniowych, utrzymujących serdeczne więzi. Jaka rola w wypełnianiu tej misji przypada opracowaniom naukowym, literaturze, środkom masowego przekazu, szkołom?

Pytania to tym ważniejsze, że trwają w Białymstoku prace nad utworzeniem Muzeum Pamięci Sybiru.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny