Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Avatar" zapoczątkował nowę epokę w dziejach kina.

Mirosław Miniszewski [email protected] tel. 85 748 95 43
Film jest po prostu ładny. Prawdą też jest, że ktoś bardziej romantyczny to i łezkę w niektórych momentach uroni. Trójwymiarowe efekty z kolei sprawiają, że widz staje się uczestnikiem przestrzeni filmu.
Film jest po prostu ładny. Prawdą też jest, że ktoś bardziej romantyczny to i łezkę w niektórych momentach uroni. Trójwymiarowe efekty z kolei sprawiają, że widz staje się uczestnikiem przestrzeni filmu. Plakat z filmu "Avatar"
Na samym końcu pozostaje z "Avatara" tylko to, co w nim "ładne": trójwymiarowa przestrzeń i romantyczna historia miłości dwojga atrakcyjnych stworzeń. Tylko z tego powodu warto pójść do kina, gdzie spędzone trzy godziny na pewno nie będą zmarnowane.

Kilometrowe kolejki po bilety do kina. rezerwacje na kilkanaście dni przed projekcją. Takiego czegoś nie widziałem chyba od czasów "Gwiezdnych Wojen" w latach osiemdziesiątych, ale wtedy był komunizm. Teraz zadziałała reklama. Najnowszy film Jamesa Camerona pt. "Avatar", został okrzyknięty hitem wszech czasów już na długo przed tym, zanim ktokolwiek poza ekipą realizującą mógł go zobaczyć. Sami producenci go takim określili, a miliony wydane na marketing, związany z utwierdzaniem tego hasła, niewątpliwie się opłacił. Nową jakość ma przede wszystkim w tym filmie wyznaczać technologia 3D. Wbrew oczekiwaniom nie zobaczyłem jednak na ekranie niczego nowego. Jest to w zasadzie mieszanina wszystkich dotychczasowych historii kinowych, które odniosły jako taki sukces: "Pocahontas", "Tańczący z wilkami", "Czas apokalipsy" i "Matrix" w jednym. "Avatar" opowiada historię, którą wszyscy już dobrze znamy i chyba dlatego tak się nam ona podoba.

Niebieskie hominidy

Jest XXII wiek. Młody weteran amerykańskich marines przybywa w ramach projektu biznesowo-naukowego na księżyc o nazwie Pandora, krążący dookoła odległej od naszego systemu planety. Wydobywany jest tam niezwykle cenny minerał. W zasadzie jest on jedynym powodem, dla którego ludzie skolonizowali to miejsce. Oprócz bezdusznych funkcjonariuszy amerykańskiej korporacji i górników jest tam jeszcze mała armia najemników oraz naukowcy, którzy wdrażają w życie specjalny program. Polega on na hodowaniu hybryd z ludzkiego DNA połączonego z genami rdzennych mieszkańców księżyca - ludu Na'vi. Autochtoni mają prawie 4 metry wzrostu, niebieską skórę, wielkie oczy oraz ogony. Pomimo tego, że można by och określić hominidami, wyglądają tak, jakby ich przodkami były jakieś błękitne koty. Ludzcy operatorzy łączą się z wyprodukowanymi hybrydami za pomocą wyrafinowanej technologii - sterują nimi ze specjalnych kabin. Bohater filmu Jack Sully otrzymuje swojego "avatara" - został uczestnikiem programu w miejsce swego brata bliźniaka, który na kilka dni przed wylotem na Pandorę zginął z rąk bandyty. Jack ma uszkodzony kręgosłup i sparaliżowane nogi. Wejście w ciało hybrydalnego avatara pozwala mu na nowo okrywać uroki chodzenia i biegania.

Niestety o sielance nie ma mowy. Na Pandorze rządzi pułkownik Quaritch - bezwzględna maszyna do zabijania na usługach korporacji. Wysyła on Jacka do Na'vich w charakterze szpiega, czego ten się ochoczo podejmuje, gdyż otrzymuje zapewnienie, iż jeśli wykona swoją robotę dobrze, to korporacja sfinansuje mu operację kręgosłupa i znów będzie mógł chodzić. W czasie pierwszej wyprawy w pandoriańską dżunglę Jack gubi się, a z opresji ratuje go piękna Neytiri, rdzenna Na'vi.
Potem fabuła jest już przewidywalna. Bohater trafia do wioski, gdzie początkowo miejscowi chcą go zabić, ale w końcu przyjmują do siebie i poddają edukacji. Ich wioska znajduje się na najbogatszych na księżycu złożach unobtanium - owego niezwykle cennego minerału kosztującego na Ziemi 20 mln. dolarów za kilogram. Na rozkaz Quaritcha Jack ma przekonać miejscowych do przeniesienia się w inne miejsce. Niestety, zakochuje się w Neytiri. Początkowo staje się jakby podwójnym agentem, ale kiedy zniecierpliwiona korporacja wysyła buldożery i wojsko przeciw Na'vim, ten zdecydowanie staje po ich stronie i zaczyna się wojna.

Między bajką a pamfletem

Cameron, oprócz przepięknej bajki, wyprodukował pamflet na współczesną politykę. Kiedy pułkownik Quaritch zagrzewa swoich podwładnych do mordowania Na'vich, krzycząc: "na terror musimy odpowiedzieć terrorem", to od razu słyszy się George'a W. Bhsha. W tym znaczeniu film ten próbuje podjąć krytykę kolonialnej polityki białego człowieka. Tutaj autochtoniczny lud Pandory staje się jednocześnie Irakijczykami, Indianami i Afrykanami. Ich strzały i dzidy przeciw nowoczesnej broni cywilizacji. Tę historię znamy już nader dobrze. Unobtanium to oczywiście nasza ropa, której obecność usprawiedliwia jakiekolwiek działania z masowym mordowaniem włącznie.

Przyroda na Pandorze jest, jak wynika z badań ekipy rezydujących tam naukowców, sieciowym organizmem. Autochtoni mają swoje święte drzewa, z którymi się porozumiewają. Cała dżungla w nocy błyszczy fluorescencyjnymi blaskami światła, które jest wydzielane przez wszystko, co żywe. Można przypuszczać, że pomysłodawca tych wizji musiał ostro przypalać jakieś magiczne zioła i wcinać tygodniami meksykańskie grzyby. Cały zbudowany tam świat jest niezwykle oniryczny, a efekt 3D sprawia, że trzy godziny filmy są jak prawdziwa halucynacja. Jeśli jest to film na wskroś współczesny, to niepokojącym wnioskiem może być ten, że jest to po prostu technologia filmowa dostosowana do umysłowości porządnie naprutego ćpuna, co przy statystykach ujawniających stan naćpania współczesnych ludzi wcale nie dziwi. Dlatego "Avatar" jest tak piękny, tak wciągający i tak lucyferyczny swą nieziemską świetlistością.

Nie zdradzając pointy filmu tym, którzy ze względu na przepełnienie kin nie mogli go jeszcze zobaczyć, chciałbym tylko napisać, że szczytem był pomysł, aby we włosach Na'vich umieścić jakby czułki, za pomocą których łączą się oni, niczym komputerowymi kablami, ze swymi wierzchowcami, smokami na których latają oraz drzewami, z którymi gadają. To jest idea z filmów "Matrix" i "Johnny Mnemonick". Wszelako pomysł biologicznego przewodu podłączanego do i z głowy jest tyleż znakomity, co przesadzony. Tylko rozum na wskroś skażony technologią mógł wymyślić coś takiego. Jak łącze USB do przesyłania danych mogła wymyślić sama matka natura i umieścić wtyczki w głowach swych dzieci? Jest to dla mnie rzecz niepojęta. Pandoriańska duchowość jest w wizji Camerona w całości oparta na biologii. Jest to niepokojący symptom zmian, jakim poddawana jest zbiorowa świadomość ludzi Zachodu. Mimo tych zastrzeżeń film zasługuje na pozytywną ocenę, ale wyłącznie jako bajka dla dużych dzieci. Ponadto scenariusz wyjątkowo mocno trzyma się kupy przez całe trzy godziny filmu. O scenografii, która jest perfekcyjna, trudno nawet mówić, bowiem dziewięćdziesiąt procent scen to komputerowa grafika.

Film ten jest po prostu ładny. Prawdą też jest, że ktoś bardziej romantyczny to i łezkę w niektórych momentach uroni. Trójwymiarowe efekty z kolei sprawiają, że widz staje się uczestnikiem przestrzeni filmu. Do tego stopnia, kiedy po filmie wychodzi się na ulicę, świat długo jeszcze wydaje się płaski, niedobarwiony i sztuczny, jak jakaś atrapa.

Łomot od Dzikiego

Cameron przekonał wielu recenzentów, iż jego film jest ciosem wymierzonym w cynizm współczesnej polityki międzynarodowej, że bezwzględnie obnaża zagrożenia płynące ze strony technologii oraz żądzy kolonizowania i bezwzględnego eksploatowania zasobów naturalnych. Jednocześnie film kosztował 237 mln. dolarów, które wróciły się producentom w czasie pierwszego weekendu jego wyświetlania. Za chwilę wejdzie na rynek agresywna gra pt. "Avatar", gdzie gracz będzie mógł wirtualnie pomordować albo Na'vich albo ludzi, w zależności od tego, w jaką postać się wcieli. Obawiam się więc, że rzeczywiste polityczne przesłanie tego filmu jest w czysto kapitalistyczny sposób szydercze, jednocześnie bardzo poprawne lewicowo i ekologicznie. Ten obraz ma przede wszystkim zarabiać ciężkie miliony i zdobyć Oscara nie drażniąc wrażliwego, nastawionego alterglobalistycznie i ekologicznie widza.

Jednakże dialektyczny zmysł każe w tym miejscu odwrócić ostrze krytyki. "Avatar" jest drenującą kieszenie widzów, a jednocześnie edukującą ekologicznie kosmiczną "Pocahontas". Tylko co z tego? Przecież e wszystkie te zabiegi Camerona są zrobione świadomie. Wszakże i tak wszystkie możliwe historie zostały już dawno napisane i sfilmowane. Próby tworzenia czegoś naprawdę "nowego" są dzisiaj możliwe raczej tylko w kinie niezależnym. Ludzie "nowego" i tak nie oglądają, bo kiedy takie coś kina zamawiają, to i tak na sali siedzą najwyżej dwie, trzy osoby. Trzeba więc pokazywać "stare", ale na nowo. Zarabiać, przemycając jednocześnie ukryte przesłanie.

"Avatar" jest w tym ujęciu filmem o kolonializmie. Do tej pory kolonizowaliśmy Ziemię i wyzyskiwaliśmy ludzi innych kultur w imię pozyskiwania zasobów gwarantujących nam utrzymanie naszego próżniaczego stylu życia. Cameron opowiada więc bajkę o tym, co może się stać kiedyś w przyszłości, kiedy sięgniemy w kosmos i spotkamy tam inne życie. Co wtenczas zrobimy? Ano dokładnie to samo, co dotąd robiliśmy, kolonizując Ziemię.

Tylko, że kiedyś w końcu możemy się bardzo zdziwić i pomimo zaawansowanej technologii dostać niezły łomot od Dzikiego. Atoli - znów odwracając dialektycznie ostrze krytyki - znacznie lepiej tę historię opowiedział nam kiedyś Stanisław Lem, chociażby w "Solaris" albo "Niezwyciężonym".

Na samym końcu pozostaje więc z "Avatara" tylko to, co w nim "ładne": trójwymiarowa przestrzeń i romantyczna historia miłości dwojga atrakcyjnych stworzeń. Tylko z tego powodu warto pójść do kina, gdzie spędzone trzy godziny na projekcji na pewno nie będą zmarnowane. Z całą pewnością jest to też początek nowej ery kina: po "Avatarze" nie da się już nakręcić hitu bez technologii 3D.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny