Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Złodziej i paser w jednym stali domu

Włodzimierz Jarmolik
W ciągu roku Kuryłowicz wraz z kilkoma małolatami dokonał 16 włamań mieszkaniowych. W kwietniu 1938 r. Sąd Grodzki podsumował ich rezultaty. Złodzieje - od 3 miesięcy do 1,5 roku kratek. Paser Jan Bućko - 9 miesięcy i 200 zł grzywny.
W ciągu roku Kuryłowicz wraz z kilkoma małolatami dokonał 16 włamań mieszkaniowych. W kwietniu 1938 r. Sąd Grodzki podsumował ich rezultaty. Złodzieje - od 3 miesięcy do 1,5 roku kratek. Paser Jan Bućko - 9 miesięcy i 200 zł grzywny. archiwum
Już średniowieczne traktaty prawnicze znały zasadę, która brzmiała mniej więcej tak: bez pasera nie ma złodzieja. W międzywojennym Białymstoku paserów także było na pęczki. Procederem tym zajmowali się zawodowo zwłaszcza chanajkowscy Żydzi.

Wśród zwykłych płotek, kupujących za bezcen każdą kradzioną rzecz, szewców, handlarzy starzyzną czy właścicieli budek z wodą sodową, zdarzały się i rekiny. Królem miejscowych paserów był stateczny kupiec Ela Mowszowski zwany Kulasem. Mieszkał na ul. Sosnowej i reflektował tylko na duże partie nielegalnej manufaktury (tkanin), biżuterię oraz złote precjoza.

Kiedy na początku lat 30. policja stała się wobec niego zbyt natarczywa, zwinął interes i z uciułanym kapitałem wyemigrował do Argentyny. Skończył akurat 60 lat. Nie opodal na Orlańskiej rządził niepodzielnie Jankiel Rozengarten, pseudo Jankieczkie. Nie gardził on zyskami z przestępstw popełnianych przez innych. Wyłącznie na jego szczot pracowali liczni chanajkowscy włamywacze i szpringowscy. Zajmował się również rozprowadzaniem po całym województwie produkcji fałszerzy złotówek i dolarów. Na tym zresztą w 1926 r. wpadł i zarobił 4 lata ciężkiego więzienia. Żywot zakończył marnie. W 1933 r. zasztyletował go własny szwagier, też kawał bandziora. Paserzy bywali wybredni. Niektórzy np. przyjmowali tylko trefne futra i niezniszczoną garderobę - palta, garnitury, marynarki, smokingów i fraków nie wyłączając. Korzystali zwykle ze stałych dostawców. Sami zamawiali u nich często potrzebny towar. Należał do nich niewątpliwie krawiec Motel Mordka Akronowicz, mający swój zakład przy Rynku Kościuszki pod 40. Był on człowiekiem niebywale ostrożnym. Do kontaktów ze światkiem przestępczym używał Rywy Fiszel, handlarki z Rybnego Rynku.

Zimą 1933 r. dwaj znani złodzieje białostoccy Abram Dychywiński i Chaim Charon ulżyli bogactwu Mojżesza Wałacha z ul. Żydowskiej. Zagarnęli łup wartości 4 tys. zł. Były to biżuteria, frażety i kilka futer. Te ostatnie trafiły od razu pod opiekę madame Fiszel. Jednak agenci kryminalni nie próżnowali. W ciągu miesiąca schwytali podejrzanych złodziei i ustalili ich handlowy kontakt.

W śledztwie przewinęło się nawet nazwisko Akronowicza, ale futra do niego jeszcze nie trafiły, więc dano mu na razie spokój. Miał jednak odtąd w kartotece Wydziału Śledczego swoją fiszkę. Długo jeszcze M. M. Akronowicz prowadził swój paserski interes. W Białymstoku, zwłaszcza w zimowe miesiące, stale ginęły cenne futra. Pomimo obserwacji. A często i rewizji, w pracowni mistrza igły niczego podejrzanego nie znajdowano. W końcu stało się. 14 listopada 1936 r. policyjne przeszukanie przyniosło nadspodziewany rezultat: 4 futra męskie i 2 damskie w trakcie gruntownej przeróbki. Policja zaczęła szukać właścicieli. Futra pokazywano wszystkim ostatnio okradzionym. W końcu kapitanowa Perechłodowska i doktorowa Bomaszowa z trudem, ale rozpoznały swoją własność. Pozostałe okrycia były już tak zmienione, że nikt się do nich nie zdecydował przyznać.

Na początku lutego 1937 r. Motel M. Akronowicz stanął przed sądem. Oczywiście odrzucił z oburzeniem oskarżenie o czyny niezgodne z prawem. Dowody były rzeczywiście raczej nikłe. Pomimo, że przesłuchano aż 32 świadków. Elokwencją popisał się doświadczony adwokat - obrońca Łazik. Ostatecznie zapadł wyrok - niewinny. Tym razem jeszcze paserowi się udało. Inaczej potoczyła się sprawa innego reflektanta na kradzione przedmioty, Jana Bućki z ul. Słonimskiej. Prowadził on tam małą, dość obskurną piwiarnię. W tym samym domu mieszkał Michał Kuryłowicz, młodzieniec 18-letni, ze sporym już doświadczeniem życiowym. W połowie 1937 r. spiknął się on ze swoim handlującym sąsiadem i tak powstała spółka. Kuryłowicz zbiera szajkę koleżków i kradnie, zwłaszcza garderobę białostoczan, zaś Bućko dyskretnie rozprowadza przynoszone mu menele.

W ciągu roku Kuryłowicz wraz z kilkoma małolatami dokonał 16 włamań mieszkaniowych. W kwietniu 1938 r. Sąd Grodzki podsumował ich rezultaty. Złodzieje - od 3 miesięcy do 1,5 roku kratek. Paser Jan Bućko - 9 miesięcy i 200 zł grzywny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny