Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zaczęło się od Murzynka Bambo...

Rozmawiała Julita Januszkiewicz
Padri Marco ma wiele pamiątek z Zairu, m.in. sandał wykonany z chińskiej opony samochodowej
Padri Marco ma wiele pamiątek z Zairu, m.in. sandał wykonany z chińskiej opony samochodowej Fot. Julita Januszkiewicz
Z księdzem Markiem Pasiukiem, misjonarzem, rozmawia Julita Januszkiewicz

Kurier Łapski: Jak to się stało, że został ksiądz misjonarzem?

Ksiądz Marek Pasiuk: Przede wszystkim było to powołanie. Każdy z nas musi je odnaleźć w swojej działalności, w pracy, w życiu. Kiedy marzyłem o wyjeździe za granicę, to były czasy komunizmu. Egzamin dojrzałości w łapskim Liceum Ogólnokształcącym zdałem w 1981 roku. Najważniejszymi motywami, które mną kierowały były motywy religijne: chęć dzielenia się wiarą, ewangelizacją, dobrą nowiną. Ale też ciekawość świata, podróżowania, chęć zobaczenia, jak żyją i mieszkają inni. Misje umożliwiały wyjazd poza Polskę, za granicę.

Skąd u księdza zainteresowanie Afryką?

- Po zdaniu matury rozpocząłem nowicjat w ośrodku pallotynów w Ząbkowicach Śląskich, a następnie podjąłem studia w Wyższym Seminarium Duchownym w Ołta-rzewie. W 1988 roku otrzymałem święcenia kapłańskie z rąk kardynała Józefa Glempa. Po studiach pracowałem jako wikariusz w parafii Bóbrka koło Soliny - w archidiecezji przemyskiej. Tam narodziło się moje powołanie misyjne. Kolejne lata spędziłem w Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie i Brukseli. Tam przygotowywałem się do pracy na kontynencie afrykańskim. Pallotyni w tym czasie prowadzili misje w Rwandzie, Zairze i w Brazylii. Miałem do wyboru któryś z tych krajów. Fascynowała mnie Afryka. Co obudziło moje zainteresowanie? Musimy cofnąć się do czasów dzieciństwa. Pamięć podsunęła mi lekcję w wiejskiej szkole w Hodyszewie na Podlasiu i znany z elementarza każdemu polskiemu dziecku wierszyk pod tytułem "Murzynek Bambo". Zadziwiło i zafrapowało mnie wówczas, że mój szkolny kolega był czarnego koloru....

Przez trzynaście lat pracował ksiądz w Zairze. Jaki to kraj?

- Nie mogliśmy poznać dokładnie całego kraju. Akurat wtedy gdy tam byłem, w latach 1991-2004, ze względu na niebezpieczeństwo odradzane były wszelkie podróże wieczorem i nocą. Można było podróżować od godzin rannych do osiemnastej.

Pracowałem w Rutshuru, które leży w okolicy górzystej, w pasie Wielkiego Rowu Zachodniego, gdzie płyty litosfery rozchodzą się. Dlatego często wybuchają tam wulkany. Jednak krajobraz wokół Rutshuru jest piękny, a przyroda zachwyca wiecznie zielonymi lasami, rozległa sawanną, połyskującymi w słońcu błękitnymi wodami łańcucha jezior i wierzchołkami wulkanów widocznych na widnokręgu. W 1991 roku, kiedy rozpocząłem pracę, było tam bardzo dużo turystów. My - misjonarze - żyliśmy z dochodów, jakie uzyskiwaliśmy przyjmując ich. W latach dziewięćdziesiątych był przewrót w Zairze, który doprowadził do obalenia rządów prezydenta Mobutu. Od tego czasu nie ma turystów.

Zair to kraj pełen kontrastów, kolorytów. Pracowałem między dwoma jeziorami Edwarda i Kivu. Panował tam mikroklimat, było gorąco, ale wysokie temperatury nie były aż tak dokuczliwe. Dzięki sąsiedztwu jezior mieliśmy ochłodę.

Afryka w porównaniu z Europą jest kontynentem demograficznie młodym. Dorośli żyją znacznie krócej niż w Europie. Średni wiek mężczyzny w Demokratycznej Republice Konga wynosi zaledwie 50 lat, a średni wiek kobiet - 54 lata. Dziecko w rodzinie afrykańskiej stanowi o jej kontynuacji, a duża liczba dzieci ustawia rodzinę na mocnej pozycji. W krajach afrykańskich dominuje ustrój plemienny, obejmujący terytorialnie i organizacyjne wspólnoty rodzin wywodzących się od jednego przodka. Dlatego niepłodność kobiety jest jej życiową porażką.

70 procent ludności kraju to chrześcijanie, w tym 50 procent to katolicy, jedynie 5 procent stanowią wyznawcy religii tradycyjnych.

Co jest głównym problemem Afryki?

- Nie wszystkie dzieci mogą się uczyć. Aż jedna trzecia ludności Konga to analfabeci. W rejonie pogranicza Konga i Ruandy, gdzie są ciągłe niepokoje, napady i przemieszczenia uciekających grup ludności - szkolnictwo upada. Brakuje nauczycieli. Ma to wpływ na obniżenie poziomu nauczania. Utrzymanie dziecka w szkole wymaga wnoszenia opłat szkolnych, zakupu ubioru dla ucznia, właściwego odżywiania. Co mają zrobić rodzice, jeśli nie stać ich utrzymać dziecka w szkole, wyżywienie rodziny? Co jakiś czas wojsko organizuje pobór rekruta. Bieda zmusza rodziny do oddawania swych dzieci wojsku. Kolejny problem to AIDS. Borykanie się z nędzą stłoczonych w obozach Ruandyjczyków spowodowało niemal masową prostytucję. Te obozy były kontrolowane przez żołnierzy zairskich w ramach pomocy międzynarodowej opłacanej przez ONZ. Żołnierze otrzymywali niezły żołd w dolarach. Szybko rozeszła się informacja, że za jedną noc płacą prostytutce aż pięć dolarów, a w owym czasie pensja nauczyciela wynosiła od 10 do 15 dolarów.

Kolejny problem to głód. Najgorsze, że na chorobę głodową cierpią najczęściej dzieci.
Jak ksiądz sobie radził z afrykańskim słońcem i temperaturami?

- W Rutshury grałem z młodzieżą w piłkę nożną. Nabrałem kondycji, uodporniłem się na wszelkie choroby. Piłem tylko wodę filtrowaną. Gotował nam Afrykańczyk, który dobrze nas karmił. Często na stole pojawiały się dania polskie. Potrawy miejscowe pojawiały się wówczas, gdy odwiedzali nas czarnoskórzy misjonarze.

Jak ksiądz komunikował się z miejscową ludnością?

- Bardzo pomocna była znajomość francuskiego, który jest w Zairze językiem urzędowym. Mogłem porozumieć się z uczniami szkół podstawowych i średnich. Z biegiem czasu opanowałem miejscowy język suahili.

Trudno się go nauczyć?

- Suahili jest w użyciu nie tylko na wschodnich wybrzeżach Zairu, lecz w innych krajach afrykańskich, jak Kenia, Uganda, Zambia, czy Tanzania. Język wchłonął też wiele słów arabskich.

Dużo nauczyłem się w trakcie strajku miejscowych nauczycieli. To wtedy nauczyciel języka suahili mógł mi poświęcić po kilka godzin dziennie. Dzięki temu, że dużo ode mnie wymagał, nauczyłem się szybko. I poczułem się prawdziwym misjonarzem. Mogłem wreszcie być ich spowiednikiem, katechetą i przyjacielem. Stałem się cząstką tej afrykańskiej społeczności.

Czym, oprócz koloru skóry różnią się Afrykańczycy od nas Europejczyków?

- Są to ludzie bardzo spontaniczni, otwarci i serdeczni. Można się od nich nauczyć optymizmu, radości. Żyją w zgodzie z klimatem, ze wschodami i zachodami Słońca. Niczego nie robią na siłę i w pośpiechu. Nie ma w nich zazdrości i pogoni za pieniądzem. O nas Europejczykach mówią: Wy macie zegarki, my mamy czas.

Jak ksiądz był nazywany przez swoich czarnoskorych parafian?

- Brzmiało to bardzo wdzięcznie - padri Marko. Przywiązałem się do tego imienia.

Jak wygląda msza afrykańska?

- Parafie, do których trafiłem były wcześniej prowadzone przez misjonarzy belgijskich. Msze święte już miały swoją formę. Niczego nie zmienialiśmy. Uzupełniliśmy tylko o elementy polskiej maryjności. Tak więc nowością stały się polskie melodie pieśni, nabożeństwa różańcowe. Najciekawszym akcentem polskości był Apel Jasnogórski w języku suahili. Afrykańska liturgia jest bardzo spontaniczna, żywa. Szczerze i z należytą uwagą wielbią oni Boga. Modlą się całą duszą i ciałem, a świątynia jest wypełniona śpiewem i rytmicznym tańcem.

Czym ksiądz zajmował się poza pracą duszpasterską?

- Praca misjonarza to kapłaństwo "sto na sto", czyli przez całą dobę. Już sam fakt mojego pobytu wśród miejscowej ludności dawał im poczucie bezpieczeństwa. A mnie ta praca dawała wiele satysfakcji. W Afryce kapłan jest potrzebny na co dzień i czuje się to w każdym aspekcie życia.

Moja praca polegała na ciągłym wspieraniu duchowym tych ludzi. Oprócz tradycyjnego duszpasterstwa byłem kapelanem chorych, a także sportowców. Organizowałem pomoc charytatywną dla uciekinierów z Ruandy, "Adopcją Serca" - pomoc dla sierot. Jest to adopcja na odległość, ale przynosi wiele pożytku. Umożliwia żywienie i kształcenie dziecka.

Od 2004 roku ksiądz jest w Polsce. Czym się obecnie zajmuje? Czy tęskni za Afryką?

- Gdy pracowałem w Afryce, tęskniłem za Polską. Teraz tęsknię za misją, bo tam zostali moi parafianie. Konkretni ludzie, których znałem, przeżywałem z nimi radości i radości. Kongo stało się moją drugą ojczyzną, którą prawdziwie pokochałem.

Obecnie pracuję w Sekretariacie ds. Misji Polskiej Prowincji Chrystusa Króla w Ząbkach. W ubiegłym roku napisałem książkę "Afrykańska Mozaika".

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny