Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabójstwa w Białymstoku. Kobiety też potrafią chwycić za nóż

Magdalena Kuźmiuk [email protected] tel. 85 748 95 12
W ubiegłym roku na 22 podejrzanych o zabójstwo były 3 kobiety. Wśród 694 podejrzanych o pobicie kobiet było 34, a na 365 podejrzanych o brutalną napaść – 18.
W ubiegłym roku na 22 podejrzanych o zabójstwo były 3 kobiety. Wśród 694 podejrzanych o pobicie kobiet było 34, a na 365 podejrzanych o brutalną napaść – 18. sxc.hu
To mężczyźni częściej stają przed sądem oskarżeni o zabójstwo, ale kobiety też potrafią chwycić za nóż. Często po latach znęcania się, picia i bicia brutalnego partnera, po prostu pękają. Czasem wystarczy tylko jeden cios.

To był jeden z głośniejszych procesów. 35-letnia dziś Kinga P. odpowiadała za zabójstwo kilka lat starszego męża - Mariusza P. Do tragedii doszło pod koniec lutego 2010 roku. Kinga zaprosiła na kolację znajomych. Pili alkohol. W pewnym momencie między gospodarzami doszło do awantury. Już wcześniej Mariusz miał pretensje do żony, wyszydzał ją, był wulgarny. W trakcie ostrzejszej wymiany zdań uderzył ją w twarz. W kuchni popchnął żonę tak, że uderzyła głową o piec kaflowy. Stał się agresywny, poczerwieniała mu twarz, miał napięte mięśnie. Kinga P. powtarzała potem, że bała się, że mąż ją dotkliwie pobije. Bo były już podobne sytuacje.

W tę feralną noc kobieta chwyciła leżący na blacie nóż. Zadała jeden cios, w klatkę piersiową. Mariusz osunął się na podłogę. Zmarł. Kinga została skazana na dwa lata więzienia. Sąd uznał, że zabiła męża w afekcie. Wyrok był łagodny także ze względu na czwórkę jej małych dzieci. Zabójczyni nie trafiła do zakładu karnego. Kilka tygodni temu - mimo sprzeciwu prokuratury - sąd warunkowo zawiesił karę na pięć lat.

Choć Mariusz P. latami znęcał się nad żoną, bił ją w obecności dzieci, nadużywał alkoholu, znikał z domu na całe tygodnie, Kinga nie pogodziła się z jego śmiercią.

- Wszystko bym oddała, żeby on żył. Był dla mnie tak samo ważny, jak dzieci. Proszę tylko o to, by sąd pozwolił mi być z nimi - powiedziała zapłakana na jednej z ostatnich rozpraw w sądzie.

Zabiła, bo zarzucał jej niewierność

Jak mówią białostoccy sędziowie, w przeważającej ilości spraw o zabójstwo na ławach oskarżonych zasiadają mężczyźni.

- Sprawy z udziałem kobiet stanowią znikomy procent takich postępowań - przyznaje Przemysław Wasilewski, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Białymstoku.

W ostatnich latach na wokandę tego sądu trafiło zaledwie kilka spraw, gdzie kobiety odpowiadały za zabójstwo swoich partnerów.

- Wspólnym elementem łączącym morderców obojga płci jest alkohol. W takich przypadkach do zabójstwa dochodzi w czasie wspólnego biesiadowania, gdy emocje biorą górę, a w tle pojawia się kwestia wierności - mówi sędzia Wasilewski.

Tak było w przypadku historii burzliwego romansu 38-letniej Edyty S. z 61-letnim Czesławem. Trwał kilka miesięcy. Między nimi różnie się układało. Sąsiedzi mówili, że Czesław miał opinię spokojnego i był lubiany, ale często chodził z siniakami na twarzy. W domu dochodziło do awantur. Większość prowokowała Edyta. Była skora do bicia, porywcza.

Tego dnia usiedli razem, by napić się na zgodę. Ale oczywiście się pokłócili. Poszło o rzekomą zazdrość Czesława. Zarzucał kochance, że pod jego nieobecność zaprasza do domu sąsiadów, z którymi pije wódkę. Zaczęła go bić, walić różnymi przedmiotami. Chwyciła za nóż. Uderzyła. Dwa razy. Czesław upadł. Zmarł w ciągu kilku minut. A ona uciekła. Szybko jednak została zatrzymana.

Nie miała dobrej opinii. Prowadziła nieustabilizowany tryb życia, piła, nie pracowała. No i wcześniej siedziała w więzieniu za narkotyki oraz kradzież. Ale przed sądem twierdziła, że to on był agresywny, wszczynał bójki i wyzywał ją. Często chodziła pobita.

- Gdyby nie agresywne zachowanie Cześka wobec mnie, to do tego by nie doszło - tłumaczyła się. Została skazana na 15 lat więzienia.

Chwyciła za nóż

- Kobiety przez wiele lat znoszą i tolerują zachowania partnera noszące cechy znęcania się psychicznego i fizycznego. W końcu - w stanie silnego wzburzenia podczas kolejnej awantury - dochodzi do tragicznego zdarzenia i zadania śmiertelnego ciosu. Są to morderstwa w afekcie - mówi sędzia Przemysław Wasilewski.

Czy tak było w przypadku Marioli N., rozstrzygnie wkrótce sąd. 46-latka od roku siedzi na ławie oskarżonych. Prokuratura zarzuca jej zabójstwo męża Bogusława. Do zbrodni doszło latem 2011 roku w Mońkach. Tego wieczoru Mariola i Bogusław byli na imprezie. Ale do domu wrócili oddzielnie.
Gdy Mariola szykowała się do snu, wybuchła awantura. Znowu zaczęli się oboje kłócić. Śledczy ustalili, że Mariola wyszła do kuchni. Wzięła nóż. I zadała pijanemu mężowi trzy ciosy w plecy.

Bogusław nie upadł. Scena była jak z horroru. Mężczyzna dalej chodził po pokoju. Poszedł nawet do łazienki. W końcu usiadł w fotelu. A Mariola chodziła za nim i ścierała krew z podłogi. Bogusław ciężko oddychał, nagle spadł z fotela.

Na rozprawę Mariolę N. policjanci doprowadzili z aresztu. Niewysoka, w okularach, w czasie przesłuchania zachowywała się spokojnie. Ale gdy sąd odczytywał jej wyjaśnienia złożone w śledztwie, płakała. Mówiła, że mąż nadużywał alkoholu od kilkunastu lat. Pił bez przerwy. A potem awanturował się.
- Wszystko było powodem do kłótni. To, że żyję, że za głośno mówię - wyrzucała z siebie.

Proces Marioli N. dobiega końca. Kluczowa przy wydaniu wyroku będzie opinia zespołu biegłych psychiatrów. Dwie już wydane wzajemnie się wykluczają. Jedni psychiatrzy są przekonani, że w chwili zabójstwa kobieta miała ograniczoną poczytalność, drudzy - że zadając ciosy nożem, Mariola doskonale wiedziała, co robi. Teraz mają się wypowiedzieć kolejni biegli.

Zabójstwo przy gołąbkach

Proces 53-letniej Joanny A. oskarżonej o zabójstwo partnera dopiero się rozpoczął.

- Nie chciałam go zabić. Lutek sam nadział się na nóż. Ja byłam w kuchni i gotowałam gołąbki - tłumaczyła się w sądzie. - Zaskoczył mnie, nie wiedziałam, że stoi za mną. Kiedy chciałam odłożyć nóż, odwróciłam się. A Lutek poślizgnął się i upadł na ostrze.

Tragedia rozegrała się w czerwcu ubiegłego roku na białostockim osiedlu Wygoda. Po ciosie nożem, ranny 59-latek jeszcze o własnych siłach opuścił kuchnię, upadł przed wejściem do domu.

Wersji Joanny o nieszczęśliwym wypadku przeczą ustalenia biegłych. Bo "po zadaniu ciosu zabójca wyjął nóż i dopchnął go. Uderzył z dużą siłą".

- Byłam zła, gdyż Lutek jak zwykle pił. Straszyłam go czasem, że odejdę. Ale nie to, żeby go zabić. Przecież tego dnia prałam jego rzeczy, gotowałam mu gołąbki, jak prosił. Mieliśmy wspólne plany na przyszłość - wyliczała Joanna.

Byli parą przez sześć lat. Ale ostatnio psuło się między nimi. Znajomi mówią, że oboje mieli problem z alkoholem. Lutek był jednak osobą słabą i schorowaną. W czasie awantur to właśnie Joanna miała być tą agresywną.

Ale ona się zarzekała. - Nie biłam go i nie drapałam. Ot, czasem kłóciliśmy się. Stuknęłam go, on mi oddał. Nie odzywaliśmy się do siebie przez godzinę. A później było normalnie. On był dobrym człowiekiem. Tyle że pił.

Wyrok: 25 lat więzienia

Areszt przy Kopernika 21. To jedyny zakład karny dla kobiet na terenie okręgu białostockiego. Przebywa tu dziesięć kobiet - podejrzanych jak i już prawomocnie skazanych za zabójstwo.

- To jedna czwarta wszystkich osadzonych u nas kobiet - mówi mjr Wojciech Januszewski, kierownik działu ewidencji Aresztu Śledczego w Białymstoku.

Oprócz niemal słynnej już na całą Polskę Beaty Z. z Hipolitowa, podejrzanej o zamordowanie kilkorga swoich nowo narodzonych dzieci, przy Kopernika siedzi też 40-letnia Elżbieta. Ma wyrok 25 lat za brutalne zabójstwo mężczyzny. Za kratami jest już od dziesięciu lat.

- Ciężko jest - nie ukrywa, choć przyznaje, że do murów i krat już przywykła. - Żal młodych lat. Dzieciństwa też nie miałam takiego, jak powinnam. Mam dwoje dzieci, ale nie chcę, żeby mnie tu odwiedzały. Z bliskiej rodziny wszyscy już poumierali.

Choć do sprawy o przedterminowe warunkowe zwolnienie zostało jej jeszcze pięć lat, Elżbieta stara się o możliwość przepustek. Liczy, że uda się to do świąt Bożego Narodzenia. Wtedy odwiedzi dzieci i teściową, która się nimi opiekuje.

- Cały czas powtarzam, że trzeba się tu starać, mieć dobrą opinię. Dawać z siebie wszystko, aby ludzie zaufali - mówi.

O wydarzeniach sprzed dziesięciu lat nie myśli. Choć do tej pory nie może się pogodzić z tak surowym wyrokiem. Powtarza, że jest niesprawiedliwy. Że ona nikogo nie zabiła.

- Nie mogłabym - zarzeka się, ale przyznaje, że była na miejscu zbrodni.

Zabójczynie milczą

Kpt. Marcin Maksimowicz wychowawcą w kobiecym pawilonie jest od trzech lat.

- Zawsze ma się przemyślenia na temat skazanych i przestępstw, jakich się dopuściły. Staram się ich nie oceniać. Ale na pewno, jak czytam wyroki czy postanowienia o tymczasowym aresztowaniu, zastanawiam się, jak tak opanowana, rzeczowa osoba, nie pogrąża się w negatywnych emocjach, czasem się uśmiecha, a zarzuty ma straszne. Dziwi mnie, że nie ma poczucia winy - mówi.

Wychowawca dodaje, że kobiety skazane czy podejrzane o zbrodnie nie chcą o tym mówić. Często pozbawione są emocji.

- Mieliśmy dużo przypadków tzw. zbrodni kuchennych. Te kobiety jednak najczęściej także były ofiarami. Partner znęcał się psychiczne, fizycznie, pił i bił. Ale to też kobiety, które same za kołnierz nie wylewały. W końcu brały za nóż - dodaje mjr Wojciech Januszewski.

Jak wynika z policyjnych statystyk, w ciągu ostatnich lat liczba śledztw dotyczących znęcania się maleje. W ubiegłym roku było to 597 postępowań, a np. w 2008 roku - 799. W ubiegłym roku podlascy policjanci założyli 2301 tzw. niebieskich kart. Pozwalają im monitorować rodziny, w których dochodzi do przemocy.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny