MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Z zespołem Podlasie jeździliśmy po całej Polsce

Alicja Zielińska [email protected]
Śpiewałam w chórze Podlasia przez pięć lat. Bardzo miło wspominam ten okres w swoim życiu - mówi Krystyna Grudzińska.
Śpiewałam w chórze Podlasia przez pięć lat. Bardzo miło wspominam ten okres w swoim życiu - mówi Krystyna Grudzińska.
Przeczytałam wspomnienia o panu Cyrylu Januszkowskim, że prowadził zajęcia w zespole Podlasie, i pomyślałam, że muszę opowiedzieć o tym zespole. Występowałam tam przez kilka lat - mówi pani Krystyna Grudzińska. - Były to lata pięćdziesiąte, skromnie się żyło, ale z pasją śpiewaliśmy i tańczyliśmy.

Zespół Podlasie początkowo miał nazwę Transportowiec, powstał przy PKS, przy ulicy Jurowieckiej. Tam właśnie przez wiele lat mieściła się ta firma. Znajdował się dworzec autobusowy i mieściła się firma.

Do zespołu trafiłam, gdy zaczęłam pracę w przedsiębiorstwie drogowym, tu zresztą pracował też mój ojciec i rodzeństwo. Z pięciorga nas dzieci tylko jedna siostra została pielęgniarką, a reszta to byli drogowcy. Któregoś razu tata przychodzi i mówi: słuchaj Krysia, zawiązuje się chór przy PKS-ie, może się zapiszesz. A ja nie chwaląc się, mam ładny głos i zawsze bardzo lubiłam śpiewać. Bardzo miło wspominam ten moment w życiu. Bardzo kochałam śpiew, gdziekolwiek się znalazłam, to śpiewałam. Mama mówiła: Krysia, ty swoją dolę prześpiewasz, bo ja budziłam się, oczy otwierałam i już coś nuciłam sobie. Miałam czyściutki sopran. Sąsiadka zza ściany śmiała się, że zna na pamięć wszystkie moje piosenki.

Namówiłam więc koleżankę i poszłyśmy na przesłuchanie, taki dzisiejszy cating. Trzeba było zaśpiewać gamę i coś jeszcze. Ja bez problemu sobie poradziłam. Przesłuchiwał nas profesor Juchniewicz ze szkoły muzycznej. Koleżanka odpadła, a ja się dostałam do chóru.
To był chyba rok 1951, tak dawno temu, że już dokładnie nie określę. Ale pamiętam doskonale tę atmosferę, emocje i ogromną radość, jaką dawało mi śpiewanie.

To był duży zespół, chłopcy, dziewczyny. A także starsi, mężczyźni, kobiety. Początkowo występowałyśmy w białych bluzeczkach i czarnych spódniczkach, do tego nieduży czarny krawat, później dostałyśmy regionalne stroje podlaskie. Chusteczka na głowie, biała bluzeczka, wełniana spódnica, zapaska i sznurowane buciki pod kolano.

Śpiewaliśmy i tańczyliśmy. Tańce były chodzone, nawiązujące do tradycji podlaskiej, ale też - jak to w tamtych czasach nawet zespoły ludowe musiały sławić zdobycze socjalizmu i przyjaźń polsko-radziecką - więc mieliśmy w repertuarze czastuszki o wielkim Stalinie i przyjaźni polsko-radzieckiej - śmieje się pani Krystyna.

Zespół przez kilka lat prowadził pan Juchniewicz, a później pałeczkę dyrygencką po nim przejął Stanisław Jerzak. Mieliśmy swoją orkiestrę, Gienio Makal grał na akordeonie, mój kilkunastoletni braciszek Rysio Tarnawski grał też na akordeonie, był kontrabas, perkusja oczywiście i trąbka, Józio Kościuczyk z radia, Zygmunt Gogol i wielu innych. Jasio Nowakowski zakładał na zęby celofan i przepięknie naśladował śpiewy ptasie, najróżniejsze trele. Widownia biła brawo, nie wiedzieli co to jest. Pan Cyryl Januszkowski, znakomity tancerz i choreograf przygotowywał nam układy taneczne, choreografię, przychodziła też żona pana Cyryla, pani Tamara, zawsze elegancka z synkiem, Piotrem, mówili na niego Pepi. Bardzo mili ludzie.

Początkowo jeździliśmy z występami po okolicznych miejscowościach w naszym województwie. Łomża, Hajnówka, Sokółka. Później w miarę upływu czasu, jak rozszerzyliśmy swój repertuar, zdobyliśmy umiejętności, zaczęły się dalsze wyjazdy: Warszawa, Łódź, Wrocław. W Warszawie występowaliśmy na jakimś propagandowym zlocie, był przemarsz przed trybuną honorową i widziałam Bieruta. Dziś uśmiecham się na to wydarzenie, ale w tamtych czasach traktowano coś takiego jak wyróżnienie.

Zajęcia odbywały się początkowo w budynku PKS przy Jurowieckiej, później w szkole muzycznej. Próby mieliśmy ze dwa razy w tygodniu, po południu, bo w większości ludzie pracowali. Z wielką ochotą wszyscy przychodzili. Czasy były trudne, biedne, ledwie parę lat po wojnie, w Białymstoku jeszcze wielkie ruiny, traktowaliśmy te nasze występy jak odskocznię od szarej rzeczywistości. Dawało nam to autentyczną radość i satysfakcję. Pamiętam układ taneczny z taką piosenką. Dwoje młodych droczy się. "Jest drożyna, jest przez calutką wieś. Wydeptała ją Kasieńka jak nosiła jeść. Jak jeść nosiła, Boga prosiła, żeby z tobą Jasieńku, z tobą była". On jej odpowiada: "Ty będziesz moją, ja będę twój, ale ty Kasiu z innymi nie stój". A Kasia mu odśpiewuje: "Ja będę stała, z innym gadała, ale ciebie Jasieńku zawsze będę kochała".

W zespole byłam do 1955 roku. Potem musiałam odejść, bo pracowałam w księgowości, doszły nowe obowiązki, wiecznie siedziałam w bilansach i nie miałam już czasu. A i poznałam chłopaka, wyszłam za mąż, przyszły na świat dzieci.

Niebawem zespół się rozpadł. Dlaczego? Trudno powiedzieć. Wówczas już był zespół Kurpie Zielone, myśmy z nimi rywalizowali. Kiedy odszedł pan Jerzak, który wyjechał z rodziną do Katowic, to już Podlasie nie sprostało konkurencji. Te kilka lat w zespole pozostały mi w pamięci na zawsze. Z wielką przyjemnością wspominam ten okres.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny