Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ten zabytkowy album ma 150 lat! Zawiera w sobie dzieje rodziny pani Sądel od szóstego pokolenia

Alicja Zielińska
W albumie są i inne pamiątki rodzinne. Metryka dziadków, po rosyjsku, "w imieniu jego cesarskiej wysokości samodzierżcy wszech Rosji”, ponieważ Polska znajdowała się pod zaborami.
W albumie są i inne pamiątki rodzinne. Metryka dziadków, po rosyjsku, "w imieniu jego cesarskiej wysokości samodzierżcy wszech Rosji”, ponieważ Polska znajdowała się pod zaborami.
Zamykany na specjalny ozdobny skobelek z metalu. Niebieska płócienna okładka ze złotym metalowym ornamentem. Ciężki. Ile może mieć lat? Na pewno ze 150, bo są tu zdjęcia moich pradziadków - mówi Zofia Sądel. Jak policzyła, to dzieje rodziny jej ojca od szóstego pokolenia.

Znalazłam ten album dopiero po śmierci swojej cioci, siostry ojca. Jak porządkowałam rzeczy. Ciocia Karolina miała 98 lat, gdy zmarła. Do końca zachowała świetną pamięć. Bywało, rozmawiamy, ja sama coś już zapomniałam, a ona pamiętała każdy szczegół. I pięknie opowiadała. Gdybym za jej życia trafiła na te zdjęcia, to bym dużo więcej dowiedziała się o rodzinie. Szkoda - dodaje pani Zofia.

Mama pochodziła z Zambrowa, ojciec z Częstochowy. Poznali się w Warszawie. Zamieszkali na Wołyniu. Ojciec był kapitanem w legionach Piłsudskiego i tam osiadł po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. A ponieważ był z zawodu farmaceutą, to w mieście obok prowadził własną aptekę. Mama zajmowała się domem na wsi. Zofia była najmłodsza z sześciorga dzieci.

Osiem lat tułaczki

Szczęśliwe życie przerwała agresja sowiecka na Polskę. 10 lutego 1940 roku mama z nią i jednym z braci zostali deportowani do Archangielska na Syberię. To była pierwsza wywózka Polaków na zesłanie w głąb Związku Radzieckiego.
Przeżyli gehennę. Głód, choroby, zimno, tułaczkę z miejsca na miejsce. Brat zaciągnął się do armii Andersa, przeszedł cały szlak wojenny, walczył pod Monte Cassino. A Zofia z mamą trafiła aż do Afryki, do obozu polskich wysiedleńców w Tangeru w Tanzanii. O jej niezwykłych i powikłanych losach pisaliśmy w jednym z magazynów "Porannego". Do kraju wróciła dopiero w 1948 roku. Po ośmiu latach.

Na nowo poznawała swoją rodzinę

Z pięciorga rodzeństwa nigdy nie zobaczyła siostry. Zginęła prawdopodobnie wraz z ojcem na Wołyniu. Braci Antoni został w Londynie, bo studiował na politechnice.

- Potem Polska takim osobom odebrała obywatelstwo i nie mógł wrócić - wzdycha ciężko. - Wyjechał do Stanów. Nigdy nie przyjechał do Polski. I nigdy się z nim już nie zobaczyła.

Nie pamięta swego domu rodzinnego. Antoni jeszcze widział, był tam po wojnie. Opowiadał, że Rosjanie dom na szpital zamienili, wszystkie budynki rozebrano, drzewa owocowe wykopano. A był taki piękny sad, jabłonie, grusze, śliwy rosły, ze 150 sztuk. Nic nie zostało.

Ten stary album odnaleziony po latach ceni szczególnie. Ileż tu historii, ileż losów ludzkich. - Kazimierz, Stanisława, Józef, Karolina, Janina, Ludwika. To rodzeństwo mojego ojca Piotra - pani Zofia pokazuje jedno ze zdjęć. Z licznej gromadki przeżyły tylko dwie ciotki: Karolina (po której przejęła album) i Janina.

Wszyscy mężczyźni stracili życie. Ojciec zginął na Wołyniu, gdzie miał aptekę. Nie wiadomo, czy Ukraińcy go zamordowali, czy Rosjanie rozstrzelali. Wuj Kazimierz, brat ojca, też farmaceuta (był prezesem Izby Aptekarskiej w Warszawie), popełnił samobójstwo. Działał w podziemiu. Kiedy Niemcy przyszli go aresztować, bał się, że nie wytrzyma tortur przesłuchania i kogoś wyda, zszedł do piwnicy i zażył cyjanek. Jego żonę wywieziono do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Też nie przeżyła. Wuj Zygmunt, lotnik, poległ w czasie nalotów na Anglię. Jego dwaj synowie, również piloci, też zginęli.

W albumie są i inne pamiątki rodzinne. Metryka dziadków, po rosyjsku, "w imieniu jego cesarskiej wysokości samodzierżcy wszech Rosji", ponieważ Polska znajdowała się pod zaborami. Dziadek Aleksander Dąbrowski urodził się w 1860 roku, babcia Antonina Zwierańska z ojca Antoniego i matki Józefy z Millerów, jak głosi wpis w księgach parafialnych, w 1861 roku.

- Dziadek był na audiencji u papieża Piusa X, dostał obrazek z podpisem, że błogosławieństwo jest do trzeciego pokolenia. Więc ja także jestem nim objęta - pani Zofia się uśmiecha do wspomnień. Dziadkowie mieli dużą kamienicę w Częstochowie, przy samej Jasnej Górze, róg św. Barbary i św. Kazimierza.

Mieszkały tam siostry ojca. Władze komunistyczne znacjonalizowały budynek i wysiedlono ich stamtąd. Opowiadały, że pół Desy w Częstochowie było z ich domu, bo musiały się wyprzedać ze wszystkiego, żeby kupić sobie mieszkanie.
Kilkadziesiąt stron w albumie wypełniają starannie ułożone fotografie. Damy w długich strojnych sukniach, w kapeluszach, panowie w smokingach albo w mundurach legionistów. I tylko zdjęć obojga rodziców pani Zofia nie ma. - Zaginęły na okręcie, jak płynęliśmy do Afryki. Przed wyjazdem z Syberii Rosjanie skonfiskowali wszystkie dokumenty Polaków, żeby nie było śladów - tłumaczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny