Lwów podzielił się na dwa obozy. Tych, którzy noszą maseczki, i tych, którzy twierdzą, że nic i tak im nie pomoże, a grypa to wymysł polityków. Jak twierdzi dyżurny lekarz Lwowa, sytuacja nie jest najlepsza, ale zachorowania się nie nasilają.
We wtorek, około godziny 7, na przejściu granicznym w Hrebennem ruch w kierunku Ukrainy był bardzo mały. W pierwszym momencie wjeżdżając na terminal, myśleliśmy, że służby zamknęły całkowicie granicę.
- Gdzie jedziecie? - rzucił celnik.
- Do Lwowa.
- A po co, przecież tam grypa jest.
W końcu dotarliśmy do lwowskiego ratusza. W biurze prasowym kilka młodych osób. Wszyscy w maskach. - Monitorujemy na bieżąco sytuację, telefony się urywają - mówi Andriy Moskalenko z biura prasowego i dodaje, że Lwów zwrócił się z prośbą o pomoc do ośmiu miast w Polsce i do czterech w Austrii. Pomoc jak na razie zaoferowały tylko Wrocław i Kraków.
Na ulicy kilkunastoosobowa kolejka. Mężczyzna w niebieskiej kamizelce rozdaje maseczki.
- To element kampanii prezydenckiej - tłumaczy nam Susanna Bobkowa, dziennikarka lokalnego dziennika "Wysoki Zamek". Maski rozdaje Partia Regionów, z której to na urząd prezydenta startuje Wiktor Janukowycz.
- W ubiegłym roku było gorzej i nikt nie ogłaszał epidemii, nie kazali nosić - twierdzi pani Irena, która na jednym z bazarów handluje warzywami. - Czy się boję? Co ma być, to będzie, ale przyjść na bazar muszę, bo tak zarabiam na życie.
Co mówią klienci? - Panie, a co to za epidemia, to politycy wymyślili - rzuca zza ramienia mężczyzna kupujący jabłka.
Inna klientka opowiada, że do Lwowa, do pracy jedzie dwie godziny. Przez ten czas trzyma w ustach czosnek. I jak do tej pory grypa jej nie bierze.
Na ulicach Lwowa ruch mały. Kilka osób w maskach i zero turystów.
- Nie mamy dla kogo tu stać - żali się handlująca pamiątkami kobieta. - Dzisiaj żadna wycieczka nie przyjechała.
Skąd się wzięła grypa na Ukrainie?
- Ludzie chodzili do pracy, do szkoły. Nie dbali o to, czy mają katar, czy są osłabieni. Tak właśnie wirusy się rozprzestrzeniły - tłumaczy Krystyna Buczko, kierownik oddziału internistycznego Pierwszej Kliniki we Lwowie.
Do tego doszło do dezinformacji. W mediach publikowane były wręcz zakazy przychodzenia do przychodni czy szpitali.
- Dziś trzeba dzwonić po lekarza, który przyjeżdża do domu chorego - opowiada nam szef kliniki lwowskiej, dr Igor Andrijowicz.
Najwięcej osób zgłaszało się od piątku do niedzieli. W poniedziałek ich liczba spadła. Być może z powodu tego, że zamknięto szkoły i uniwersytety, a młodzież wyjechała do domów.
Lekarze twierdzą, że chorzy mają głównie objawy grypopochodne. - Ale przy grypie nie ma mowy o katarze. A u większości zgłaszających się pacjentów leje się z nosa. Od pozostałych pobieramy wymazy, które wysyłamy do laboratoriów na badania. Niestety, nieleczony katar może się przeobrazić w coś poważniejszego, jak na przykład zapalenie płuc. A kataru przy tej pogodzie nie jest trudno się nabawić - przyznaje Andrijowicz.
Na wyjazdy mer Lwowa przekazał lekarzom wszystkie swoje samochody.
- Może to dziwnie zabrzmi, ale teraz zamiast starą wysłużoną karetką, jeździmy do chorych nowiutką toyotą - uśmiecha się Andrijowicz.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?