Gdy powstawała spalarnia mieszkańcy Białegostoku byli zapewniani, że inwestycja jest konieczna ponieważ utoniemy w śmieciach. Niestety prawda okazała się bolesna. Inwestycja była potrzebna ale dla włodarzy innych miast. W tym konkretnym wypadku - dla Warszawy - mówił Marcin Zabłudowski, prezes okręgu podlaskiego Stowarzyszenia dla Polski Adama Andruszkiewicza
Razem z radnym powiatowym Porozumienia Gowina Sebastianem Ptaszyńskim zorganizował w czwartek (4 czerwca) przed urzędem miejskim w Białymstoku konferencję. Panowie prosili prezydenta Tadeusza Truskolaskiego, by usiadł do rozmów w sprawie przyszłości spalarni odpadów.
W poniedziałek (1 czerwca) napisaliśmy o wynikach kontroli przeprowadzonej przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w białostockiej spalarni śmieci. WIOŚ stwierdził przede wszystkim, że w latach 2015-19 trafiały tu odpady spoza naszego województwa. Przeważnie z mazowieckiego, a najwięcej z Warszawy. Natomiast według WIOŚ-iu mogły trafiać wyłącznie z Podlasia.
- Na podstawie przeprowadzonych kontroli krzyżowych (czyli nie tylko w spółce Lech, ale też w firmach, które dostarczały odpady do spalarni - przyp. red.) stwierdzono, że w latach 2015-2019 dowieziono do spalarni odpadów w Białymstoku następujące ilości odpadów spoza woj. podlaskiego: w 2015 r. – ponad 15,2 tys. ton, w 2016 r. – ponad 14,3 tys. ton, w 2017 r. – ponad 17,9 tys. ton, w 2018 r. - 18,9 tys. ton. A od 01 stycznia do 30 kwietnia 2019 r. (czyli w okresie przed rozpoczęciem kontroli WIOŚ) – 4,2 tys. ton. Były to odpady z tzw. frakcji kalorycznej (czyli np. zanieczyszczona makulatura czy zabrudzone plastiki, które są odsiewane z odpadów zmieszanych, które trafiają do sortowni - przyp. red.) - mówił w środę (3 czerwca) na naszych łamach zastępca Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska w Białymstoku Mirosław Michalczuk.
Miejska spółka Lech przekonuje, że jedynie na przełomie 2015 i 2016 roku (czyli w czasie, kiedy instalacja była w fazie rozruchu) do białostockiej spalarni trafiło 10 tys. ton warszawskich odpadów z tzw. frakcji kalorycznej. Rzecznik spółki Zbigniew Gołębiewski pokazał w środę (3 czerwca) opinię ministerstwa środowiska z 28 lutego 2017 roku, w której jest mowa o tym, że odpadów z tzw. frakcji kalorycznej nie dotyczy zasada regionalizacji i zasada bliskości. Mogły więc być one przywożone ze wszystkich części kraju. Choć jak zaznaczył Zbigniew Gołębiewski, białostocka spalarnia przyjmowała tzw. frakcję kaloryczną wyłącznie z terenu województwa podlaskiego. Między innymi z Łomży czy Suwałk.
Marszałek województwa rozpoczął jednak procedurę cofnięcia dla spalarni pozwolenia zintegrowanego, co oznacza ryzyko zamknięcia spalarni i - jak twierdzi spółka Lech - pięciokrotnego podniesienia cen za odbiór odpadów.
- Nie przypominam sobie, by z obywatelami było uzgadniane to, że do spalarni będą trafiać odpady z innych części kraju - stwierdził jednak Marek Zabłudowski.
Natomiast Sebastian Ptaszyński przestrzegał, że jeśli trzeba będzie zwracać fundusze unijne, jakie Białystok pozyskał na budowę spalarni to odbije się to oczywiście na mieszkańcach. - Dług publiczny zostanie przeniesiony na czyjeś ręce. Na pewno nie na te, które podpisują, ale te które płacą za odbiór odpadów - mówił.
O sprawie spalarni mówił też prezydent Tadeusz Truskolaski podczas czwartkowej (4 czerwca) konferencji władz miasta.
- Kontrola WIOŚ-iu została przeprowadzona po donosach pewnych firm, które może nie wygrały przetargu i walczą w ten sposób z innymi firmami. I to może odbyć się kosztem spółki Lech i przede wszystkim białostoczan. Marszałek wytoczył armaty i straszy, że zamknie spalarnię. Byłoby to ewidentne złamanie prawa - stwierdził.
Odniósł się też do tego, że WIOŚ stwierdził, że w białostockiej spalarni były spalane śmieci z Warszawy. I to nie tylko w okresie rozruchu instalacji. - Nawet gdyby, to nie były one sprowadzone przez spółkę Lech i to nie spółka za to odpowiada - mówił.
Pytał też wiceministra klimatu Jacka Ozdobę (w środę wezwał do wyjaśnienia sprawy zarówno prezydenta Tadeusza Truskolaskiego jak i prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego - przyp. red.), czy przywiózł do Białegostoku kanapkę?
- Jeżeli przywiózł, to gdzie wyrzucił opakowanie? To opakowanie to jest odpad przywieziony z Warszawy. Skąd spółka Lech może wiedzieć, że akurat ten odpad trafi do spalarni i że przyjechał z Warszawy? Oczywiście pokazuję to w "powiększonym" świetle, ale tak też mogło być, że jakaś firma, która na własną rękę sprowadzała śmieci nie informowała spółki skąd one pochodzą. Jeśli już ktoś złamał prawo to proszę szukać tych, którzy to prawo łamali, a nie uderzać w mieszkańców naszego miasta. Bo byłoby to działanie absolutnie bezprawne - mówił prezydent.
Paweł Szrot ostro o "Zielonej Granicy"."To porównanie jest uprawnione"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?