Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Starosielce przeżyły noc grozy

Alicja Zielińska
Starosielce 1943 r. Przed siedzibą magistratu przy ul. Sienkiewitzstrasse 5 (obecnie Andrzeja Boboli) stoją pracownicy: Irena Zarzecka, Jadwiga Pietrzykowska, Irena Piątkowska, Tadeusz Wojtulewicz, burgermaister Johann Cimoch, Władysław Jakubowicz, kierownik referatu Janowski, Getling. Zdjęcie wykonał Eugeniusz Janiak.
Starosielce 1943 r. Przed siedzibą magistratu przy ul. Sienkiewitzstrasse 5 (obecnie Andrzeja Boboli) stoją pracownicy: Irena Zarzecka, Jadwiga Pietrzykowska, Irena Piątkowska, Tadeusz Wojtulewicz, burgermaister Johann Cimoch, Władysław Jakubowicz, kierownik referatu Janowski, Getling. Zdjęcie wykonał Eugeniusz Janiak. Archiwum
Początek 1944 roku był mroźny i śnieżny. Wojna zbliżała się ku końcowi. W Starosielcach nikt nie przypuszczał, że białostockie gestapo szykuje taki cios kolejarskim rodzinom. W nocy z 24 na 25 stycznia domy zostały otoczone kordonem policji i żandarmerii. Aresztowano 144 osoby. Kobiety wywieziono do obozu w Ravensbruck, a mężczyzn do Stutthofu. Był to odwet za działalność AK - mówi Krzysztof Obłocki.

Krzysztof Obłocki, miłośnik historii Starosielc opisał te dramatyczne wydarzenia w książce "Starosielskie wspomnienia". Jak mówi, miał szczęście, że udało mu się dotrzeć do osób, które ich doświadczyły. - Historia związana z Armią Krajową przez wiele lat była przemilczana. Bezpośredni świadkowie wojny bali się o tym mówić. Ja też próbowałem bezskutecznie do nich dotrzeć. Udało mi się dopiero, gdy zostałem zarekomendowany. Z tych spotkań zrodziła się pasjonująca opowieść o dramacie wojny, ale i o bohaterstwie mieszkańców, którzy nie chcieli się poddać okupantowi.

Ze względu na znajdujące się tory i Drogowe Warsztaty Mostowe, Starosielce stanowiły ważne miejsce strategiczne - opowiada pan Krzysztof. Stąd można było dotrzeć zarówno do Warszawy jak i na wschód, do Królewca i Odessy. Niemcy prowadzili tu wiele inwestycji, do których ściągano Żydów z białostockiego getta i okoliczną ludność. Wybudowano halę napraw, acetylownię, spawalnię i wielką wagonownię. Miasteczkiem (do Białegostoku Starosielce zostały przyłączone po wojnie) zarządzał Johann Cimoch, zniemczony Mazur. Jego zastępcą był chodzący po cywilnemu gestapowiec Otto Shiffer.
Obaj zasłynęli z wielkiej bezwzględności. Potrafili zabić człowieka bez skrupułów.

Mimo terroru mieszkańcy nie pozostali bierni. Zrodził się silny ruch oporu. W Starosielcach bowiem żywe były tradycje niepodległościowe i patriotyczne, mieszkało wielu piłsudczyków, prężnie działało harcerstwo z drużynowym Zenonem Trochimowiczem, wspierane przez proboszcza księdza Pawła Grzybowskiego - podkreśla Krzysztof Obłocki.

Placówka Armii Krajowej, założona przez Leona Biełasza skupiała w swych szeregach nie tylko kolejarzy, ale i nauczycieli, rolników. Dowództwu AK udało się wprowadzić sporą grupę swoich ludzi do magistratu. Pracowali jako urzędnicy, dzięki czemu mieli dostęp do tajnych informacji. Wydawali fałszywe kenkarty (okupacyjne dowody ) i różne zaświadczenia ratujące ludzi przed wywózką na roboty do Niemiec.

Szczególną rolę odegrała Irena Zarzecka. Jako sekretarka, wykorzystując zaufanie Johanna Cimocha podsuwała mu do podpisu dokumenty umożliwiające bezpieczną działalność akowcom (jej łącznikiem z dowództwem był Czesław Rybnik). W taki sposób Eugeniusz Janiak uzyskał zezwolenie na prowadzenie zakładu fotograficznego, a Witold Biełasz warsztatu ślusarskiego, gdzie zorganizowano konspiracyjną rusznikarnię. Broń palną lokowano następnie w skrytkach. Granaty dostarczali kolejarze z łapskich zakładów kolejowych.

Funkcjonowała również radiostacja kierowana przez Romana Borejszo, zapewniająca łączność z oddziałami partyzanckimi w okolicznych lasach. W ramach Wojskowej Służby Kobiet działał w Starosielcach też oddział łączniczek i kurierek kierowany przez Pelagię Wróbel ps. Tesa". Rozwoziły one korespondencję pomiędzy dowództwem Obwodu AK w Białymstoku a Komendą Główną AK w Warszawie. W warsztatach drogowych działała sekcja sabotażowa kierowana przez Henryka Jarosławskiego. Oddziałem dywersji kierował były student Politechniki Lwowskiej Eugeniusz Zapadko.

W październiku 1943 roku w nowej hali wagonowni, na ok. 500 stanowisk remontowych, wybuchł pożar . Spłonął drewniany dach oraz zgromadzone w hali deski, farby i lakiery. Niemcy nie mieli złudzeń, że było to celowe podpalenie. Sprawców nie znaleziono. Gestapo powołało sztab operacyjny, wyznaczono wysokie nagrody. No i znaleźli się tacy, którzy postanowili się przysłużyć okupantowi. Część donosów udało się jednak przechwycić, kierowane na gestapo czy żandarmerię wyłapali gońcy, a pisane do magistratu przejmowała sekretarka Irena Zarzecka. Trafiały one do wywiadu, skąd ostrzegano zagrożonych.

Niemcy nie odpuścili. Aresztowano proboszcza księdza Antoniego Lewosza oraz katechetkę Reginę Jeżewską. W grudniu 1943 roku burmistrz wydał zarządzenie nakazujące mieszkańcom pozbycie się psów. Za niewykonanie rozkazu groziła kara. Nie było wyjścia, ludzie ze łzami w oczach prowadzili swoje pupile do łowczego Walczaka. Niebawem okazało się, dlaczego uśpiono psy.

Nadeszła tragiczna styczniowa noc, 24 stycznia. W absolutnej ciszy z niedzieli na poniedziałek, grupy żandarmów dowodzone przez gestapowców w cywilnych ubraniach dobijały się do drzwi wielu domów. Wchodzili, bili kolbami i wyciągali skutych w kajdankach mężczyzn i kobiety. Spędzili wszystkich na plac przed dworcem kolejowym i budami wywieźli do więzienia w Białymstoku.

Następnego dnia to już nie były te same Starosielce - opisuje Krzysztof Obłocki. Przygnębieni zrozpaczeni ludzie snuli się uliczkami. Zastanawiano się, kto wydał. Niemcy byli dobrze poinformowani, mieli listy z nazwiskami. Z samego magistratu na 21 zatrudnionych aresztowano 10 osób, w tym sekretarkę Irenę Zarzecką, Tadeusza Wojtulewicza, Władysława Jakubowicza, Eugenię Zubrycką. Zostały tylko księgowe i kilku gońców. Jednakże akcja mająca na celu całkowite rozbicie i likwidację konspiracji nie przyniosła efektów.

Z białostockiego więzienia rozmaitymi drogami zaczęły płynąć grypsy informujące, kto mógł współpracować z okupantem, gdyż przesłuchujący gestapowcy wcale tego nie kryli. Wywiad placówki AK ustalił nazwiska sześciu agentów, na których wskazywały grypsy. W wyniku wyroków sądów Polski Podziemnej dwóch zostało zabitych, trzech innych uciekło z wycofującymi się Niemcami. Ciągle poszukiwany był agent o pseudonimie Volf. Tymczasem aresztowanych po miesiącu wywieziono do obozów, kobiety do Ravensbruck, mężczyzn do Stutthofu. Wielu nie wróciło.

Mimo terroru starosielscy akowcy nie złożyli broni. Ci, którzy uniknęli aresztowania podjęli na nowo akcję. Wkrótce grupa dowodzona przez Eugeniusza Zapadko wysadziła w okolicach Dobrzyniewa niemiecki pociąg wojskowy przewożący oficerów Luftwaffe i Krigsamarine. W olbrzymi lej, jaki powstał po wybuchu, wpadło 11 wagonów. Kompletnie zniszczone nadawały się na złom. Ilu zginęło oficerów nie podano. Gestapo wpadło we wściekłość. Chciano spacyfikować okoliczne wioski, ale z uwagi na nadciągający front zaniechano tego.

Postanowiono więc wpuścić na teren agentów gestapo, którzy mieli wskazać sprawców akcji odwetowej. Wśród nich znalazł się Volf.

- I to on wydał Eugeniusza Zapadko - mówi Krzysztof Obłocki. - W lipcu w pobliżu zniszczonego budynku gestapo znaleziono zabitego mężczyznę. Był to Eugeniusz Karwowski, łącznik AK w Starosielcach, przy sobie miał papiery potwierdzające, że był agentem niemieckim o ps. Volf. Dokumenty szpiega trafiły do archiwum ZBoWiD.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny