Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzina porzuciła Moskwę dla Białegostoku. Tu Rosjanie czują się lepiej

Janka Werpachowska
Igor Zajcew
Igor Zajcew Wojciech Wojtkielewicz
Igor Zajcew od szesnastu lat mieszka w Białymstoku. Dom na Wygodzie, w którym żyje z żoną, synem, córką, zięciem i czteroletnim wnuczkiem to jego ukochane miejsce na ziemi. Nie tęskni za Moskwą. Z pasją fotografuje Białystok.

Eliza miała prawie szesnaście lat, kiedy jej ojciec, Igor Zajcew, podjął decyzję, że rodzina wyjedzie z Moskwy do Białegostoku. Nie na kilkudniową wycieczkę. Na zawsze.

- Strasznie wtedy rozpaczałam, nie chciałam jechać - opowiada Eliza. I płacze. Wystarczy wspomnienie tamtych przeżyć, żeby łzy zaczynały płynąć strumieniem po policzkach. - Nie wyobrażałam sobie życia bez przyjaciółek. Bez Moskwy. Bez wielu pięknych miejsc w okolicy. Niech się pani nie przejmuje, że teraz płaczę. To tylko wzruszenie. Bo dzisiaj jest już zupełnie inaczej. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym żyć gdzie indziej, niż w Białymstoku. A na pewno nie chciałabym wracać do Moskwy.

Eliza Zajcewa-Drozdowska mówi świetnie po polsku. Igor Zajcew woli rozmawiać po rosyjsku, chociaż mieszka w Polsce już szesnaście lat.

- Bo niepotrzebnie zainstalowaliśmy w domu telewizję satelitarną z rosyjskimi kanałami - śmieje się. - Gdybym od początku oglądał polskie programy, musiałbym nauczyć się języka.

Luba i Igor Zajcewowie zaczęli regularnie bywać w Polsce już na przełomie lat 80. i 90. XX wieku. To były klasyczne wyjazdy handlowe. Poznali wiele miast, jednak najbardziej spodobało im się w Białymstoku.
Igor pracował w Moskwie jako kierowca. Miał swoją ciężarówkę i świadczył usługi transportowe. Więcej czasu na wyjazdy do Polski miała Luba.

- No i tak się złożyło - wspomina Igor - że któregoś razu żona nie wróciła. Zawiadomiła mnie, że zostaje w Polsce, bo się zakochała.

Zajcewowie wzięli rozwód, bo Luba chciała zalegalizować swój związek z białostoczaninem. Igor został z trójką dzieci w Moskwie.

- Najstarszy syn się ożenił, za jakiś czas przyszło na świat dziecko - opowiada Zajcew. - Żona przyleciała do Moskwy, koniecznie chciała zobaczyć swojego pierwszego wnuka. Oczywiście, zatrzymała się w naszym mieszkaniu. No i tak jakoś wyszło, że znowu między nami zaiskrzyło. Nie mogliśmy bez siebie żyć.

Wszystko zaczęło się toczyć jak w filmie oglądanym od tyłu. Luba wróciła do Polski, rozwiodła się z polskim mężem. A że już polubiła życie w Białymstoku, zapadła decyzja, że Igor z dwójką dzieci przeniosą się do Polski.
Najstarszy syn, ten żonaty, został ze swoją nową rodziną w Moskwie.

Aparaty fotograficzne i kotka

W bagażach, jakie jechały z Zajcewami z Moskwy do Białegostoku nie mogło zabraknąć aparatów fotograficznych. Bo fotografia była od lat pasją tego kierowcy ciężarówki. Do dziś pamięta swój pierwszy aparat fotograficzny i okoliczności, w jakich stał się jego posiadaczem.

- To był 1966 rok - wspomina Igor Zajcew. - Miałem osiem lat i ciężko zachorowałem na wątrobę. Znalazłem się w sanatorium na Kaukazie, gdzie musiałem pić leczniczą wodę mineralną. Była bardzo gorąca i okropnie śmierdziała siarkowodorem.

Igor nie chciał pić tego świństwa. Mama musiała go jakoś przekupić: - Jeżeli będziesz pił grzecznie tę wodę, to kupię ci aparat fotograficzny - powiedziała.

Dotrzymała słowa. Igor dostał Smienę 8.

I od tego czasu aparat fotograficzny stał się nieodłącznym atrybutem Igora. Robił zdjęcia na spotkaniach towarzyskich, na akademiach szkolnych, na wycieczkach. Ale najwięcej satysfakcji sprawiało mu fotografowanie przyrody, a zwierząt szczególnie. Bo Igor - a także jego żona i dzieci - mają ogromne serca do zwierząt. Dlatego ważnym uczestnikiem przesiedleńczej wyprawy z Moskwy do Białegostoku była ukochana domowa kotka. Dziś już nie żyje, po domu Zajcewów na Wygodzie biegają jej potomkowie.

Eliza nie wspomina zbyt dobrze początków w Polsce. Nie znała języka, nie miała towarzystwa. Ale przecież trzeba było chodzić do szkoły, normalnie funkcjonować. Ani się obejrzała, kiedy polski przestał być dla niej językiem obcym. Szybko też zaczęła nawiązywać kontakty z rówieśnikami.

- Zawsze się obawiałam, że będę źle odbierana jako osoba prawosławna, ale szybko się przekonałam, że tak nie jest - mówi Eliza. - Może dlatego, że Białystok jest miastem wielowyznaniowym i wielokulturowym. Teraz kwestia wyznania nie ma znaczenia wśród moich przyjaciół. Kiedy umierał papież Jan Paweł II byłam razem z nimi na nocnych czuwaniach, marszach modlitewnych. Myślę, że to wtedy zrozumiałam, czym naprawdę jest katolicyzm.
Eliza wyszła kilka lat temu za mąż - oczywiście za Polaka.

- Byli tacy, którzy podejrzewali, że szukałam męża po to, żeby dostać polskie obywatelstwo - śmieje się. - A ja je miałam, kiedy braliśmy ślub. Myśmy się pobrali naprawdę z miłości. Po ślubie jesteśmy już sześć lat, a przed ślubem znaliśmy się też sześć lat. W sumie dwanaście - kawał życia.

Cztery lata temu w dużym, wielopokoleniowym domu Zajcewów pojawiło się "moje słoneczko" - jak mówi o nim Igor Zajcew, czyli wnuczek Grześ, dla dziadka Grisza, syn Elizy.

Mały jest dwujęzyczny. Z babcią i dziadkiem rozmawia po rosyjsku, a z mamą i tatą po polsku. Chodzi do przedszkola, a w wolnych chwilach uwielbia pozować dziadkowi do zdjęć. W atelier może siedzieć godzinami.

- Jest fotogeniczny, lubi go obiektyw - przyznaje Igor Zajcew.

Można powiedzieć, że dopiero w Białymstoku i on, i żona Luba mogą robić to, co naprawdę lubią.
On odważył się swoje amatorskie dotychczas podejście do fotografii potraktować jako punkt wyjścia do zajęcia się tym w sposób profesjonalny. Nie bez wpływu na tę decyzję był fakt, że Eliza też połknęła bakcyla - albo ojciec przekazał jej fotograficznego konika w genach. Ważne, że dziewczyna zrezygnowała z kariery fryzjerki i razem z ojcem zajęła się fotografią. Oboje się w tej dziedzinie uzupełniają.

- A jak się kłócimy! Papuszka na mnie krzyczy, kiedy się z nim nie zgadzam - śmieje się Eliza.
- Ale cię kocham bardzo, Liz - mówi Igor. - I przecież słucham twoich uwag i dobrych rad.
Eliza, oprócz tego, że pomaga ojcu przy realizacji sesji zdjęciowych w plenerze lub w atelier i dba o public relation rodzinnej firmy, pracuje też jako przedstawiciel handlowy ze znajomością języka rosyjskiego.

- Wielu pracodawców szuka takich osób jak ja - przyznaje.
Dlatego trochę się martwi, że coraz częściej zaczyna jej brakować rosyjskich słów.

- Zaczęłam już myśleć po polsku i czasami się zdarza, że muszę się zastanowić nad jakimś określeniem w języku rosyjskim, przecież moim ojczystym.

Luba Zajcewa zajmuje się hodowlą psów rasowych. Uwielbia swoje yorki. Niepotrzebny jest dzwonek do drzwi: kilka filigranowych piesków może postawić swoim szczekaniem na nogi pół dzielnicy.
Igor i Eliza wolą duże rasy. Dlatego - dla kontrastu - mają kilka owczarków kaukaskich. Wśród nich jest przepiękna suka, która może się poszczycić tytułem vicechampiona świata.

Co jakiś czas w ich domu pojawiają się też psie znajdy, które jakaś niewidzialna ręka stawia na drodze Elizy. Tak, jakby te psie nieszczęścia wiedziały, że uśmiechnięta, drobna blondynka nie pozostawi ich na pastwę losu.

I zawsze jest kilka kotów. Przybłędy, znajdy, albo dzieci ich pięknej, puchatej kotki. Eliza znajduje im dobre domy. A jak nie znajdzie, to trudno, przy tylu zwierzętach jeszcze jeden się wyżywi. A miejsca w domu jest dużo.

- Ale szukam nowego domu - mówi Igor Zajcew. - Takiego, w którym będzie się wygodniej żyło nam wszystkim, żeby każdy miał poczucie prywatności. Bo w tym domu, niby dużym, ciągle na siebie wpadamy. A niedługo będzie nas więcej.

Rodzina musi być razem

Niedawno Zajcewów spotkało prawdziwe nieszczęście. Zmarł ich najstarszy syn - ojciec tego pierwszego w rodzinie wnuczka, którego koniecznie chciała zobaczyć babcia Luba i dlatego przyjechała do Moskwy, a co było dalej, to wiadomo.

- Dwa tygodnie temu byliśmy na pogrzebie. Zostały dwie sieroty, bo ich matka też już nie żyje, młodo umarła - kiwa głową Igor. - Wnuk ma piętnaście lat, wnuczka osiem.
Zajcewowie są w trakcie załatwiania niezbędnych formalności, aby przejąć opiekę nad dziećmi syna. Wtedy będą mogli ściągnąć je do Polski.

- Bo tam nikogo nie mają, tutaj będzie im najlepiej - mówi Igor Zajcew.
Kiedy pytam go o to, za czym tęskni - bo przecież wszyscy emigranci za czymś tęsknią - Igor Zajcew długo milczy. W końcu mówi:

- Ja nie wiem, co to jest nostalgia. Nie zostawiłem w Moskwie nic, za czym bym tęsknił. A miejsc, które kiedyś kochałem, gdzie żyli moi dziadkowie, gdzie było tak pięknie, teraz już nie ma. Nie chciałbym tam pojechać. I ludzi, których tam kochałem już nie ma. Wszyscy moi najbliżsi są tutaj, ze mną.

Niedługo Luba i Igor obchodzić będą rocznicę ślubu.

- Którą? - pytam.

- Dziewiątą - mówi Igor.

Bo w Polsce znów wzięli ślub. Drugi raz weszli wspólnie na nową drogę życia. I ta data jest dziś dla nich najważniejsza.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny