Prezydent upokorzony

Po raz pierwszy od dziesięciu lat w mieście nie było podwójnych obchodów święta państwowego. Wcześniej prawica organizowała własne uroczystości. Jej przedstawiciele tłumaczyli, że nie będą występowali w jednym szeregu z tymi, którzy w czasach PRL zwalczali patriotyczne rocznice, a teraz rządzą miastem.
Wprawdzie Józef Gajewski, który po raz pierwszy prezydentem został w stanie wojennym, powołał własny komitet obchodów, lecz wkrótce go rozwiązał. Wiceminister Jarosław Zieliński oraz wicewojewoda Jarosław Schabieński stworzyli bowiem "państwowy" komitet, a uroczystości nadali status regionalny. Gajewski otrzymał zaproszenie tak, jak burmistrzowie czy starostowie Suwałk, Augustowa i Sejn.
Już w czasie mszy w kościele było widać, na co się zanosi. Przez blisko półtorej godziny nabożeństwa prezydent stał. Zabrakło dla niego miejsca siedzącego. Zieliński natomiast siedział w pierwszym rzędzie. Podczas uroczystości pod Dębem Wolności wiceminister, witając gości, pominął prezydenta Suwałk.
- Cyniczni funkcjonariusze dawnego reżimu chcieli przywłaszczyć sobie patriotyczne rocznice - tłumaczył, dlaczego dotychczas obchody były podwójne. - Sprzeciwiamy się obłudzie. Chcemy łączyć, nie dzielić. Lecz na zasadzie przywoływania prawdy, a nie jej zacierania.
Zieliński wspomniał też o władzach samorządowych, które powinny dobrze rządzić, a nie uprawiać propagandę. Choć nazwiska nie wymienił, wszyscy wiedzieli, że kierował te słowa do Gajewskiego.
Według oficjalnego programu wystąpienie prezydenta Suwałk w ogóle nie zostało zaplanowane. Pod Dębem przemawiać mieli jedynie Zieliński, Schabieński oraz przedstawiciel Sybiraków. Prezydent sam jednak podszedł do mikrofonu. Podziękował organizatorom, ale do wystąpienia wiceministra się nie odniósł.