MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pili. Zabijali. Pili

(mk)
Takiej zbrodni dawno w Białymstoku już nie było. Wczoraj na ławie oskarżonych zasiadło pięć osób. Troje z nich - dwóch mężczyzn i kobieta z zimną krwią zamordowała trzech swoich znajomych.

Większość oskarżonych opisała szczegółowo jak doszło do tragedii. Za to nigdy pewnie nie poznamy motywu tych zbrodni, bo po prostu takiego nie było - do kolejnych zabójstw dochodziło w przerwie między kolejnymi libacjami.

Zabijali i zacierali

Najpoważniejsze zarzuty z tej całej piątki ciążą na 30-letnim Adamie Sz. On też najmniej wniósł do wyjaśnienia całej sprawy - od chwili zatrzymania go przez policję milczy. Bardziej rozmowna jest pozostała dwójka oskarżonych o zabójstwo.
Jednak choć Jan M. i Małgorzata M. opisali jak doszło do poszczególnych zabójstw, to za każdym razem zmieniali szczegóły dotyczące przestępstwa jak i swój własny w nich udział. 22-letnia Magdalena K. i dziesięć lat starsza Ewa M. są oskarżane o zacieranie śladów zbrodni i nie powiadomienie organów ścigania.

Grób w studni

Makabryczną zbrodnię policjanci odkryli w marcu ubiegłego roku, kiedy w studni na posesji przy ulicy Reymonta w Białymstoku znaleźli ciała dwóch mężczyzn: Edwarda S. i Adama S. Wcześniej niemal w tym samym miejscu znaleźli zwłoki Marka W. Szybko skojarzyli obie sprawy.
Prokuraturze nie udało się do końca ustalić, kiedy dokładnie doszło do tych zabójstw. Na pewno nastąpiło to między 18 października a 13 listopada ubiegłego roku.
Trzy zbrodnie popełnione zostały prawie w tym samym czasie. Pierwszą ofiarą bandytów został Adam S. "Długi". Powód - prosił o ciszę w domu, bo za bardzo bolała go głowa i nie mógł zasnąć. Jego kompani szybko znaleźli na to sposób - zmasakrowali go do nieprzytomności.
W tym samym czasie odwiedził ich Edek - znajomy z dworca PKS-u. Na nieszczęście dla siebie zapytał o rannego kolegę. W odpowiedzi spotkał go grad ciosów. Nie miał żadnych szans na przeżycie. Jego ciało oprawcy wrzucili do studni. Po powrocie zabrali się do leżącego na kanapie "Długiego". Oprawcy przestali go bić, kopać, uderzać metalową rurką, kiedy pociekła mu krew z nosa. Jego też wrzucili do studni.

Spalili dom

Ostatni był Marek W. (który zresztą pomagał w popełnieniu dwóch poprzednich zbrodni). Pokłócił się z pozostałymi na początku listopada. Współlokatorzy najpierw go pobili, a później Wojciech Cz. dokończył dzieła zaciskając mu kabel na szyi. Jego ciało wrzucili do piwnicy, a sam dom kilka dni później spalili.
Dziś proces będzie kontynuowany. Zeznawać będą rodziny ofiar i pierwsi świadkowie. Za zabójstwo grozi od ośmiu do 25 lat więzienia, lub dożywocie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny