Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

MAGNES Andrzej Strumiłło - wszechstronny dyletant

Redakcja
Profesor Andrzej Strumiłło
Profesor Andrzej Strumiłło Wojciech Wojtkielewicz
W tym roku skończy 90 lat. Nieustannie tworzy: maluje, rysuje, pisze, projektuje. Choć jest przekonany, że osiągnięcie artystycznego absolutu jest niemożliwe, wciąż do niego dąży. Człowiek o wielkiej wyobraźni i wrażliwości, działający w porozumieniu z naturą po przemierzeniu niemal połowy globu swój azyl znalazł na Suwalszczyźnie. Radni sejmiku województwa podlaskiego 2017 ogłosili rokiem Andrzeja Strumiłły.

Właściwie wszyscy moi koledzy są już u Abrahama na piwie, nie wiem ile jeszcze będzie dane mi pożyć. Jednak wiadomość o tym, że ten rok ma być poświęcony mojej osobie przyjąłem z pewnym zakłopotaniem. Na pewno będzie to czas pracowity i zaszczytny, ale za te zaszczyty trzeba zapłacić, usprawiedliwić je - mówi Andrzej Strumiłło, wszechstronny artysta.

To twórca o ogromnym i różnorodnym dorobku artystycznym. Obdarzony niezwykłą wyobraźnią w swoich pracach wykorzystuje wątki: metaforyczne, abstrakcyjne. Andrzej Strumiłło jest malarzem, grafikiem, rzeźbiarzem, fotografem, scenografem, aktywnym działaczem na rzecz rozwoju kultury i ochrony krajobrazu północno-wschodniej Polski, pisarzem, poetą, podróżnikiem... Mieszkał pod każdą szerokością geograficzną w Stanach Zjednoczonych, w jednym z wielokrotnie odwiedzanych krajów azjatyckich, w Krakowie, Łodzi czy n Mazurach, gdzie przez kilka lat żył nad jeziorem Śniardwy. Ostatecznie jednak w 1984 roku osiadł w Maćkowej Rudzie - niewielkiej wsi nad rzeką Czarna Hańcza na Suwalszczyźnie. Tu zbudował folwark, w którym tworzy do dziś. Dlaczego wybrał właśnie to miejsce?

- Odpowiedź jest skomplikowana, ale podstawowe elementy to genetyczne obciążenie. Wszyscy moi przodkowie są związani z dawnym Księstwem Litewskim. Urodziłem się w Wilnie, wychowałem na ziemi wileńskiej i nowogrodzkiej. Tęskniłem do podobnego krajobrazu, ludzi, klimatu - odpowiada prof. Strumiłło. - Czarna Hańcza jest jedyną polską rzeką, która wpada do Niemna. Dla mnie ma to znaczenie symboliczne, to połączenie z przeszłością moją i moich przodków. Odpowiadała mi ten klimat i możliwość posiadania własnej ziemi, gdzie mogę zasadzić drzewo, wypuścić konie na pastwisko.

Pracownia Andrzeja Strumiłły znajduje się w pięknym, modrzewiowym domu, który sam zaprojektował i zbudował. Warsztat wypełniają obrazy, książki i albumy. Jest tu także trudne do oszacowania pod względem wielkości zasobów potężne archiwum fotograficzne. W kominku płoną drwa, obok wygrzewa się czarny kot i pies.

Artystę zastajemy pogrążonego w pracy nad książkami. Jednocześnie tworzy aż trzy. Pierwsza to „Dom” - epos o Maćkowej Rudzie, o ludziach, którzy odwiedzili to miejsce. Bywali tu prezydenci Bronisław Komorowski i Ryszard Kaczorowski, noblista Czesław Miłosz, reżyser Andrzej Wajda, poeta Tadeusz Różewicz i wybitny kompozytor Krzysztof Penderecki z koncertem.

Druga książka to album o ekspedycji myśliwskiej z lat 50. ubiegłego wieku do syberyjskiej tajgi.

- Z tej wyprawy przywiozłem mnóstwo fotografii, niedługo po powrocie spisałem swoje wrażenia. Jednak wtedy odpowiedź z wydawnictwa była negatywna. „Za mało przemysłu” - zawyrokowano. Dopiero po latach przyszedł czas by w końcu wydać ten album - opowiada Andrzej Strumiłło.

Książka będzie miała swoją promocję pod koniec lutego w Białymstoku. Wiosną ma się ukazać także album „Manhattan”.

- Mam 11 tys. zdjęć tego miejsca. To chyba największa polska dokumentacja Nowego Jorku z lat 80. ubiegłego wieku - podkreśla fotograf.

Gorączka wędrowania
Ważnym elementem życia Andrzeja Strumiłły są podróże. Na przestrzeni wielu lat odbył 11 podróży do Indii, po cztery podróże do Wietnamu, Chin i Nepalu. Był w Japonii, Tajlandii, Turcji, Asyrii, Kraju Chabarowskim na Syberii, Ałtaju... Co go tak bardzo ciągnęło w kierunku azjatyckim?

- Początek - odpowiada Andrzej Strumiłło. - Właśnie tam zasmakowałem pierwszych podróży. W 1954 roku odbyłem pierwszą podróż po całych Chinach: od Mandżurii po Tybet. Zachłysnąłem się kulturą Azji, rysunkiem, papierem, tuszem, pędzlem, specyficzna sztuka kaligrafii. Poprosiłem, żeby zawieziono mnie do najwybitniejszego chińskiego malarza, żebym mógł zobaczyć jak pracuje. Poznałem pewnego starca, który w mojej obecności namalował duży obraz tuszem. Wszystkie fazy jego pracy uwieczniałem na zdjęciach. Zadedykował mi ten obraz i przez wiele lat trzymałem go za szafą w Warszawie.

W latach 60. ubiegłego wieku dzieło to podarował tworzącemu się w Warszawie Muzeum Azji i Pacyfiku - jedynemu w Polsce muzeum posiadającemu zbiory poświęcone wyłącznie kulturom krajów Azji, Oceanii oraz Australii. W znaczącej części tworzy je kolekcja właśnie Andrzeja Strumiłły. Artysta ma również ogromny wkład w tworzenie kolekcji sztuki Muzeum Etnograficznego w Krakowie. W tym mieście w kwietniu otworzy wystawę „Azjatica”, na której zaprezentuje rysunki i kontemplacyjne grafiki związane z Azją. Taką ekspozycję zaproponował mu jeszcze za życia Andrzej Wajda. W listopadzie natomiast planowana jest duża wystawa w Muzeum Podlaskim w Białymstoku.

Andrzej Strumiłło podróżował po świecie w czasach, gdy nie było to takie proste. Miał służbowy paszport. Jako pracownik Polskiej Izby Handlowej projektował pawilony wystawiennicze, organizował Światowe Targi Rolnicze w New Delhi.

- Dzięki tym wyjazdom mogłem obserwować świat i dowiedzieć się, gdzie jest prawda. To skomplikowana materia. Różne narodowości, nacje, rasy stan posiadania, wiek, pokolenia - to wszystko nas dzieli i różnicuje - podkreśla Andrzej Strumiłło. - Nie ma prawdy absolutnej. Dla mnie świat jest w ciągłym ruchu. Nawet te najbardziej elementarne wartości ulegają erozji, przemianom, przesunięciom. Jestem zwolennikiem ruchu, życia dynamicznego i relatywnej oceny. Azja uczyniła mnie innym człowiekiem. Wyraźnie widzę niedostatki swoje i innych, ale jestem bardzo ostrożnym sędzią.

Kontrazjatyckie laboratorium

Zupełnie innym doświadczeniem odbiegającym od dalekowschodniej kultury był wyjazd do Nowego Jorku na początku lat 80. ubiegłego wieku. Wówczas Andrzej Strumiłło pracował w sekretariacie Organizacji Narodów Zjednoczonych, gdzie przygotowywał informacje, wydawnictwa i wystawy.

- Zafascynowała mnie temperatura tamtejszego życia, jego organizacja, tempo , standard i rozmach. Potęga przemysłu, masa kapitału, ogrom inwestycji. Tam była prawdziwa kumulacja energii ludzkiej i kapitału - opowiada Andrzej Strumiłło. - Manhattan jest dla mnie laboratorium kontrazjatyckim. Co prawda, społeczeństwa azjatyckie coraz bardziej pochłonięte są konsumpcja, ale rdzeń tybetańskiej kultury wciąż jest przeciwieństwem kultury amerykańskiej. Azja to cywilizacja medytacji, wyrzeczeń, życia duchowego, kontemplacji. Świat zachodni jest światem produkcji i konsumpcji. Gwałtownego pożądania, jego realizacji, wydajnej produkcji, nowych modeli i reklamy. Te światy to dwa różne bieguny polityki człowieka. Jaką drogę wybrać? Prawdopodobnie drogę środka, czyli zachować umiar: mieć to co niezbędne i pozostawić sobie wolny czas i przestrzeń dla życia duchowego.

Jedną z najciekawszych obserwacji obrazującą diametralne różnice między społeczeństwem zachodnim, a dalekowschodnim była nieco absurdalna wycieczka po nowojorskich sklepach. Andrzej Strumiłło postanowił przyjrzeć się oferowanym szczoteczkom do zębów. Jednego dnia naliczył ich 120 sztuk. Tymczasem w Indiach widział jak miliony ludzi czyści zęby naturalną szczoteczką - specjalnym patyczkiem.

- Pobyt w Ameryce dał mi możliwość spojrzenia na pewne rzeczy zupełnie inaczej. Miałem tam dwuletni kontrakt, mogłem go przedłużyć i mieć pensję senatorską do końca życia. Mogłem ufundować stypendia dla syna, córki, kupić samochody. Miałem szansę na życie w bezwzględnym dobrobycie i spokoju. Mogłem wzorem mojego ucznia Sławomira Mrożka zamieszkać w Meksyku. Jednak tęsknota do Polski, a w Polsce do określonej okolicy były silniejsze - opowiada artysta.

Smuci go manipulacja
Andrzej Strumiłło mówi, że trudno go czymś zaskoczyć. Był harcerzem, przeżył wojnę i fronty, pracował w rosyjskich batalionach kolejowych, kopał rowy, przemierzył Syberię i zdobywał Himalaje. Na pytanie, co budzi jego sprzeciw i z czym się nie zgadza, dłuższą chwilę zastanawia się nad odpowiedzią.

- Manipulacje polityczne czynione z niskich egoistycznych pobudek ludzi lub partii - odpowiada po chwili. - Z premedytacją oglądam główne wydanie wiadomości w państwowej telewizji i słucham Radia Maryja. Analizuję to, by sprawdzić jak ja to odbieram. Dostrzegam wiele manipulacji, takiej stronniczej, intencjonalnej, bezwzględnej, nieprawdziwej w stosunku do realiów życia. Bardzo smuci mnie prymitywna propaganda. Oglądam, bo to daje mi informacje o tym, jakie siły decydują i formułują opinię społeczną.

Wszechstronny dyletant skazany na sztukę
Nie sposób wymienić całego dorobku artystycznego Andrzeja Strumiłły. W Suwałkach ma galerię, gdzie prezentuje swoje malarstwo, rzeźby, fotografie, rysunki i część jego kolekcji azjatyckiej z licznych podroży m.in. drzeworyty, druki, ceramikę, przedmioty kultu, jak również przedmioty codziennego użytku. Swoje prace pokazywał niemal w całej Polsce oraz w Pekinie, New Delhi, Ułan Bator, Hanoi, Katmandu, Tokio, Berlinie, Bremie, Antwerpii, Mediolanie, Duisburgu, Pradze, Bratysławie, Moskwie, Leningradzie, Kownie, Druskiennikach, Szawlach, Jużno-Sachalińsku, Nowym Jorku, Meadville. Uczestniczył także w trudnej do ustalenia liczbie ekspozycji zbiorowych, w tym reprezentujących sztukę polską za granicą. Nie sposób także zliczyć wszystkich jego nagród i wyróżnień. Tworzył w rożnych krajach i systemach społeczno-politycznych. Nie uważa się jednak za spełnionego, wolnego człowieka.

- Artysta nigdy nie jest wolny. Nie mam urlopu, emerytury, całe życie jestem skazany na sztukę. Mam w sobie ten niepokój, nakaz tworzenia i działalności - mówi prof. Strumiłło. - Gdybym miał przed sobą kolejne 90 lat życia, pewnie miałbym tyle samo do zrobienia. Głowa cały czas pracuje, bo albo się komentuje to co jest, albo szuka się substancji, inspiracji, podniet artystycznych. Artysta cały czas jest aktywny i dopasowuje narzędzia ekspresji, którymi dysponuje. Kiedyś ratowałem się, zmieniając rodzaj pracy - umysłową na fizyczną. To dawało wytchnienie. Stąd moje ogrodnicze i rolnicze zajęcia. Zmiana pracy to jedyna forma odpoczynku.

Andrzej Strumiłło na przestrzeni wielu lat swojej twórczości wykreował swój bardzo charakterystyczny styl. Chętnie posługuje się symbolem i podtekstem filozoficznym, który ukształtował się pod wpływem kultury Wschodu, chrześcijańskiej tradycji i klimatu pogranicza. Mówi o sobie, że jest wszechstronnym dyletantem, który wciąż gdzieś goni w poszukiwaniu nowych doświadczeń. Zaprojektował i wybudował dom, choć nie jest architektem. Sieje owies dla swoich koni, choć nie jest rolnikiem. Niejednokrotnie przyjmował na świat nowonarodzone źrebaki, choć nie jest weterynarzem.

- Dyletant to człowiek, który próbuje wielu rzeczy, ale nigdy nie ma poczucia pełni doskonałości, nie osiąga rezultatów dostatecznych, natomiast próbuje do nich dążyć - mówi artysta. - Nie mam gwarancji, że będę żył po raz drugi. W związku z tym uważam, że w życiu należy spróbować wszystkiego, co jest możliwe i dozwolone w granicach prawa naszych fizycznych możliwości . Należy spróbować i pracy fizycznej i pracy umysłowej. Oczywiście nie da się spróbować wszystkiego. Ja odpuściłem sobie muzykę, choć przez moment kiedy byłem w liceum pedagogicznym musiałem nauczyć się grać na bałałajce. Mój profesor malarstwa Władysław Strzemiński mawiał, że dobry malarz to nie ten, kto maluje pejzaż patrząc przez okno, ale ten kto ten pejzaż jest w stanie skonstruować, zbudować: posadzić drzewa, wyznaczyć szlaki komunikacyjne, ulokować we właściwym miejscu architekturę. Taki człowiek rozumie krajobraz i pejzaż, bardziej niż ten, który go tylko odtwarza rzemieślniczo. Mówił że od mediów ważniejszy jest program.

Choć Andrzej Strumiłło zajmuje się wieloma dziedzinami sztuki, malarstwo wciąż jest mu najbliższe. Podkreśla, że to sztuka laboratoryjna, punkt wyjścia do wszystkich innych form wizualnych. Natomiast sztuka słowa jest ich uzupełnieniem.

W poszukiwaniu perfekcji
Sztuka jest dla niego tak samo ważna jak codzienne życie. Malowanie czy rzeźbienie jest równie ważne jak gospodarskie obowiązki. Niezmiennie urzeka go prostota urody świata. Czy na przestrzeni wielu twórczych lat znalazł artystyczny absolut, należy go szukać? - dopytujemy.

- Może on istnieje, ale dla nas osiągalna jest tylko droga do niego, dążenie. Ruch , dynamika, dążenie. Natomiast osiągniecie absolutu, jego uniesienie jest niemożliwe. Szukać oczywiście warto i trzeba, bo to daje nam siłę, energię, nadzieję. Dżentelmen walczy do końca, nawet wtedy gdy ma poczucie klęski - odpowiada artysta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny