Kurier Poranny: To już druga Pańska nominacja do tej nagrody. Jak się Pan czuje w końcu jako laureat?
Michał Androsiuk: Szczerze mówiąc, chyba jeszcze zupełnie to do mnie nie dotarło. Autorzy, artyści - może używam tego słowa trochę na wyrost - lubią być od czasu do czasu zauważani, chwaleni. I oczywiście nagradzani. Moje nazwisko dotąd było bardziej znane w Mińsku. Okazało się, że moja proza kogoś interesuje, że to nie zostało bez echa. To miłe uczucie, wzruszające, ale i niespodziewane.
Jak Pan odbiera nagrodę? Jest dla Pana szczególna?
- Jeżeli się nie mylę, to po raz pierwszy w naszym regionie została nagrodzona książka białoruska i cieszę się, że ja tego dokonałem. Nagroda jest dla mnie całkowitą niespodzianką. Nie przygotowałem żadnej mowy, żadnych fraz, muszę improwizować. A w takich chwilach improwizacja nie zawsze wychodzi.
Nagrodą musi się Pan podzielić z Janem Kamińskim.
- Fantastycznie. Uważam że "Książka meldunkowa" jest czymś nadzwyczajnym. Bardzo się cieszę, że kapituła podjęła właśnie taką decyzję.
Pracuje Pan teraz nad czymś?
- Ja nie jestem takim zdyscyplinowanym pisarzem, jedynie od czasu do czasu pisuję. Zaczynając nigdy nie zaklinam się, że muszę to skończyć. Z reguły różnie z tym bywa. W tej chwilki rzeczywiście pracuję nad tekstem, mam pomysł. Wiem, co i jak napisać. Ta praca jest już zaawansowana, ale kiedy wyjdzie - nie wiem.
Kurier Poranny: O "Książce meldunkowej" powiedziano, że dotychczas to najlepsze Pańskie dokonanie pisarskie. Spodziewał się Pan zatem tej nagrody od prezydenta?
Jan Kamiński: Miałem wyraźny odzew, że książka się podoba. Recenzje były bardzo pochlebne. Specjalnie nagrody się nie spodziewałem, natomiast moi znajomi twierdzili, że powinienem przyjść na uroczystość wręczenia. Mówili, że nagroda jest w zasięgu.
Jak się Pan czuje jako laureat?
- Nie wiem jeszcze, nigdy nie byłem laureatem. Jakbym był po raz piąty, to może bym się przyzwyczaił. Myślałem, że nie należę do tej parafii, a tu się okazało, że parafianie mnie przygarnęli. Takie przygarnianie czasami się zdarza. Ćwiczyłem to kiedyś na wsi. Kupiłem chatę, wyremontowałem ją, zbudowałem altanę między brzozami i zaprosiłem całą wieś na parapetówkę. Wtedy mnie wieś przygarniała - jestem wieśniak ze wsi.
Jak się Pan tutaj czuje?
- Dobrze, jestem prawie Podlasianin. Jest tu trochę dziko, mistycznie, taka duchowość katolicka wojuje z tą prawosławną, ale także z moją ateistyczną. To wszystko jakoś się ze sobą ustawia, nakłada na siebie. Bywa także bardzo inspirujące. Podejrzewam, że nigdzie, w żadnym innym regionie nie ma tylu samorodnych szaleńców, co na Podlasiu. Oczywiście w takim pozytywnym rozumieniu tego słowa. To jest takie szaleństwo kreatywne, sprawcze, twórcze. Wielu tu takich spotkałem.
Jak powstawała Pana "Książka meldunkowa"?
- 30 lat myślałem o tej książce, jak zebrać te wszystkie historie tak, żeby miały sens. Znalezienie w papierach prawdziwej książki meldunkowej było bardzo inspirujące, Otwiera się pierwszą stronie i od razu wie się, jak to napisać.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?