Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Józef Bzura vs Tadeusz Truskolaski, prezydent Białegostoku

Tomasz Mikulicz
Tomasz Mikulicz
12 grudnia 2011 r. Józef Bzura bronił parkingu własną piersią. I to dosłownie. Położył się pod koparkę.
12 grudnia 2011 r. Józef Bzura bronił parkingu własną piersią. I to dosłownie. Położył się pod koparkę. Wojciech Wojtkielewicz
A za pierwszym razem głosowaliśmy na Tadeusza Truskolaskiego - mówi gorzko Maria Bzura. Dziś głosu jednak by nie oddała. Od pięciu lat razem z mężem walczy z prezydentem. Bo władze kazały rozebrać parking obok domu weselnego przy ul. Wiklinowej. I tak zostało do dziś.

Ten spór trwa od lat. I nieraz przybiera żenujące formy. Jak wtedy, gdy Józef Bzura nie dawał prezydentowi Tadeuszowi Truskolaskiemu dojść do słowa na jednym ze spotkań z mieszkańcami. Albo gdy prezydent publicznie przekręcał nazwisko swego oponenta mówiąc: „Bzura - Bzdura”. O co chodzi? Skąd aż takie emocje? Na pewno swoje robi upór. I to z obu stron. Większość pewnie już dawno machnęłaby ręką, a Bzurowie od pięciu lat konsekwentnie walczą. Podobnie prezydent, który upiera się przy swoim, jakby chodziło o sprawę dla naszego miasta wręcz strategiczną.

Wszystko zaczęło się 12 grudnia 2011 roku. Wtedy to Józef Bzura położył się pod koparkami. - Zachowaliśmy zdjęcie z tego dnia. Po mojego męża przyjechało pięć radiowozów straży miejskiej i dwa policji. Teraz się z tego śmiejemy, ale tego dnia nie było nam do śmiechu - wspomina Maria Bzura.

Razem z mężem prowadzi dom weselny przy ul. Wiklinowej 10 na Jaroszówce. Pod koniec 2011 roku magistrat kończył budowę przedłużenia ul. Piastowskiej. Postawiono już ekran akustyczny, co wymagało rozebrania części parkingu przy domu weselnym. Miasto zażądało jednak likwidacji całego parkingu. Bzurowie się na to nie zgodzili. Parking został więc rozebrany wbrew ich woli. I co? I nic! Stosy polbruku leżą do dziś. Bzurowie twierdzą, że ktoś czasem podbiera kostki. Wokół walają się też butelki. W sumie dobre miejsce na nocne libacje. Za ekranem przynajmniej zacisznie i nic nie widać z ulicy. Ale nie po to chyba władze miasta nakazały rozebrać chodnik? Tym bardziej że nikomu to nie służy, a już na pewno nie klientom domu weselnego, którzy brodzą w błocie.

Po pięciu latach od pamiętnej rozbiórki w asyście policji i straży miejskiej sprawa trafiła na komisję rewizyjną. Jej przewodniczący Piotr Jankowski zna temat aż za dobrze. Zajmował się nią jeszcze za czasów, gdy był w PO. Teraz, po latach, jego komisja stwierdziła, że prezydent doprowadził do wyrządzenia szkód, które mogły skończyć się wręcz bankructwem Bzurów. Ich skarga do komisji została uznana za słuszną. Radni wystosowali nawet do władz miasta apel, by w końcu przyznały się do błędu i położyły polbruk na swoje miejsce. Prezydent jednak apelu nie posłucha.

- Ta sprawa ciągnie się latami. Dopóki nie będzie prawomocnego wyroku, który nakazywałby odbudowę parkingu, nie będziemy tego robić - mówi Tadeusz Truskolaski.

Miasto niezmiennie stoi na stanowisku, że parking - jak też wjazd na posesję Bzurów - były tymczasowe i miały być zlikwidowane wraz z rozpoczęciem przedłużania ul. Piastowskiej. Teren, o którym mowa, od 1997 roku był dzierżawiony przez Bzurów od miasta.

- Jednak na podstawie decyzji o zezwoleniu na realizację inwestycji drogowej z 2010 roku ziemia przeszła na własność urzędu marszałkowskiego, bo przedłużenie Piastowskiej to droga wojewódzka. Mamy wypis z rejestru gruntów, więc wszystko jest czarno na białym. Wychodzi więc na to, że władze miasta nakazały zlikwidować parking posadowiony na nie swoim gruncie - wytyka Józef Bzura.

Dysponuje jeszcze jednym dokumentem. To pismo podpisane przez ówczesnego dyrektora Zarządu Dróg i Inwestycji Miejskich. Jest w nim polecenie skierowane do firmy pracującej przy przedłużeniu ul. Piastowskiej, by niezwłocznie przystąpić do rozbiórki parkingu. Według Bzurów takie pismo nie powinno w ogóle powstać, bo miasto nie miało prawa go wydać. Podobnie uważa komisja rewizyjna, bo w uzasadnieniu jej rozstrzygnięcia czytamy, że nie ma dokumentów, na podstawie których można było dokonać rozbiórki parkingu. We wspomnianej decyzji o zezwoleniu na realizację inwestycji drogowej jest co prawda mowa o potrzebie udostępnienia terenu na potrzeby inwestycji, ale ekran nie zajął przecież całego parkingu. - Ze zgromadzonych dokumentów jasno wynika, że państwo Bzurowie dokonali częściowej rozbiórki parkingu, o której mowa była we wspomnianej decyzji, czym spełnili wymogi do przekazania terenu inwestorowi - dodaje Piotr Jankowski.

Przywołuje też uzasadnienie postanowienia sądu rejonowego z 2015 roku, który nakazał prokuraturze jeszcze raz zająć się sprawą. - Czytamy w nim, że trzeba sprawdzić, czy likwidacja parkingu nie była wynikiem złośliwości urzędników. Bo jak stwierdził sąd: „(...) organ administracji nawet wobec najbardziej problematycznego petenta musi zachować pełnię obiektywizmu” - cytuje Jankowski.

Sąd stwierdza też wprost, że „racjonalne jest przywrócenie utwardzonego parkingu”, a działanie miasta doprowadziło do „sytuacji sprzecznej z logiką i zdrowym rozsądkiem”. Postanowienie jest znane niemal od roku. Władze miasta nie zastosowały się jednak do sugestii sądu, więc organy ścigania nadal prowadzą sprawę. Na prawomocny wyrok, o którego braku wspominał prezydent, trzeba jeszcze poczekać.

Ostatnio Bzurowie zainteresowali sprawą Rzecznika Praw Obywatelskich. Ten wystąpił z pismem do prezydenta Białegostoku z prośbą o wskazanie, na jakiej podstawie prawnej doszło do rozbiórki parkingu. W piśmie czytamy też: „Ponadto będę wdzięczny za przedstawienie faktycznych przyczyn braku doprowadzenia terenu do stanu poprzedniego.” - Na razie nie dostaliśmy jeszcze odpowiedzi prezydenta, a pismo od rzecznika zostało wysłane na początku marca - mówi Józef Bzura.

Czy nie żałuje, że tyle lat poświęcił na tę batalię? Mówi, że nie. Dziś razem z żoną można go spotkać na protestach przed budynkiem magistratu. Małżeństwo związało się z Ruchem Społecznym Niepokonani 2012. - Jesteśmy z mężem polskimi przedsiębiorcami, którzy chcą spokojnie prowadzić swój biznes. To nie my zaczęliśmy tę wojnę - mówi Maria Bzura.

I opowiada o jej preludium. - To było jeszcze przed dewastacją parkingu. Wiedzieliśmy, że urząd planuje jego rozbiórkę, więc zaprosiliśmy do nas radnych, by prosić o pomoc. Nie mieli czasu, więc spotkanie było kilka razy przekładane. W końcu przyszli, m.in. Monika Suszczyńska, Piotr Jankowski i Jacek Chańko (byli wtedy w PO - przyp. red.). Wysłuchali nas i gdy wychodzili tak się złożyło, że natknęli się na prezydenta Tadeusza Truskolaskiego i wiceprezydenta Adama Polińskiego, którzy przyjechali obejrzeć parking. Chwilę ze sobą porozmawiali, po czym Piotr Jankowski wrócił do nas i powiedział, że pójdzie z nami na spotkanie w gabinecie u prezydenta Truskolaskiego - mówi Maria Bzura.

Spotkanie odbyło się nazajutrz. - Prezydent się wściekł, gdy zobaczył, że wchodzimy do gabinetu w towarzystwie radnych. Pewnie myślał, że zabraliśmy ich ze sobą, by bardziej nacisnąć na prezydenta. A to przecież radni zaproponowali nam, że z nami pójdą. Spotkanie zakończyło się awanturą. Nic nie ustaliliśmy. Truskolaski nakrzyczał na Jankowskiego, a nam niedługo po tym rozebrano parking - opowiada.

Dziś Piotr Jankowski wspomina, że to on zadzwonił do sekretariatu prezydenta i umówił spotkanie. - Chciałem pomóc mieszkańcom. Nic więcej. Jednak po tym jak prezydent zareagował, gdy zobaczył mnie w towarzystwie mieszkańców, zrozumiałem, że jestem tylko maszynką do głosowania. To przelało przysłowiową czarę goryczy - mówi.

Tego dnia kiedy rozbierany był parking odbywała się sesja rady miasta. - Zerwałem się z obrad, by zobaczyć co się dzieje. Pan Bzura zabierany był w asyście policji. Zapytałem kierownika budowy przedłużenia ul. Piastowskiej, na jakiej podstawie rozbierany jest parking. Odpowiedział, że nic mi nie będzie pokazywał, a parking kazał rozebrać Janusz Ostrowski, szef zarządu dróg i inwestycji - mówi radny.

Przypomnijmy, że Piotr Jankowski razem z kilkorgiem innymi radnych PO wystąpił z klubu, by założyć Białostoczan 2014 po czym przeszedł do PiS. Dziś jest uważany za jednego z czołowych krytyków polityki władz Białegostoku.

- Czasami mamy wrażenie, że zostaliśmy wciągnięci, w jakieś rozgrywki polityczne. A my przed całą tą sprawą nie wiedzieliśmy nawet - jak to się mówi - kto jest w koalicji, kto w opozycji. Zresztą głosowaliśmy na Truskolaskiego - uśmiecha się gorzko Maria Bzura.

Wojna toczy się na wielu polach

Bzurowie walczą nie tylko o parking. Także o to, by miasto nie zastawiło ekranem wjazdu na ich posesję, co może doprowadzić do upadku domu weselnego i sklepu spożywczego działającego na parterze. Tutaj miasto tłumaczy, że wjazd zlokalizowany tak blisko skrzyżowania jest niebezpieczny. Niemniej Bzurowie przez swoje protesty do dziś blokują postawienie tam ekranu. Małżeństwo jest też właścicielem działek przy ul. Kluka. Zamierzają tam postawić szeregówki. Miejscy urbaniści chcą chronić - jak mówią - ciek wodny, który przebiega przez działki.

Na posiedzeniu komisji zagospodarowania przestrzennego pokazywali nawet zdjęcia. Niektórym radnym trudno było powstrzymać śmiech, bo fotografie przedstawiały zarośnięty krzakami rów bez wody. Sprawa wciąż jest w toku. Nadal nie uchwalono bowiem planu miejscowego dla tych okolic.

Na pytanie, czy magistrat przywróci parking do pierwotnego stanu, odpisano nam: „Miasto na obecną chwilę nie może, a nawet nie ma prawa prowadzić żadnych prac w omawianym rejonie (zgodnie z decyzją ministra infrastruktury i budownictwa wstrzymano prace związane z dokończeniem budowy ul. Piastowskiej). Ponadto Miasto nie planuje w omawianym rejonie żadnych nowych inwestycji”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny