Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Janusz Palikot - polityk czy błazen?

Mirosław Miniszewski
Mirosław Miniszewski
Mirosław Miniszewski fot. Archiwum
Polityka nie ma nic wspólnego z moralnością. Dlatego odwoływanie się do takich kategorii jest złą taktyką.Tę bitwę prezydent przegrał.

Jeśli nawet Janusz Palikot stanie przed sądem za obrazę prezydenta, głowie naszego państwa to już nie pomoże.

Panie pośle, czy to prawda, że przestał Pan już brać łapówki? - jakie możliwości udzielenia odpowiedzi miałby Janusz Palikot? Są bowiem pytania, na które nie da się jednoznacznie odpowiedzieć, stąd nie każde nadaje się do tego, aby je publicznie zadać. Zwłaszcza jeśli dotyczy prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Jedną z funkcji pytania jest wola uzupełnienia wiedzy. Jaką wiedzę chciał uzyskać Palikot, zadając prezydentowi pytanie o jego rzekome problemy z alkoholem? Można zatem przypuszczać, że nie miało ono tej funkcji, ale było zręcznie skonstruowaną prowokacją.

Prowokacja to podstępne zmuszenie kogoś do wypowiedzi lub zachowania, które możemy przeciw niemu wykorzystać. Jeśli bowiem takie pytanie z ust posła pada, to cóż może na nie odpowiedzieć prezydent? "Tak, jestem alkoholikiem" lub "Nie, nie jestem nim". Każda z tych odpowiedzi jest dla głowy państwa czymś uwłaczającym. Z moralnego punktu widzenia nie powinno się nikogo pytać w taki sposób, zwłaszcza swojego prezydenta, który jest symbolem ciągłości politycznej państwa i w związku z tym jego wizerunek podlega konstytucyjnej ochronie. Lecz poseł Palikot doskonale wie, że od czasów Machiavellego moralność nie ma nic wspólnego z polityką, która służy przede wszystkim walce i uzyskiwaniu wpływów.

Polityk czy błazen?

Poseł Palikot jest z wykształcenia filozofem i wie doskonale, że przynajmniej od czasów Platona wiadomo, że nie jest dobrze, jak filozofowie mieszają się do polityki. To nie jest ich naturalne środowisko. Oczywiście, nikt nie może zabronić filozofowi uczestnictwa w czynnym życiu politycznym. Jednak narzędzia, którymi on dysponuje - jeśli jest naprawdę dobrze wykształconym filozofem - czynią zeń przeciwnika groźnego i nieprzewidywalnego. Większość współczesnych polityków, o czym często możemy się przekonać, nie ma wielkiego pojęcia o logice, co przekłada się na jałowość i mierny poziom toczonych sporów. Erudycja także rzadko bywa mocną stroną naszych polityków. Stąd polska polityka albo jest nudna, albo zamienia się w pełen jazgotu jarmark, pełen rażących błędów na elementarnym poziomie. Obecność w niej filozofów mogłaby być czynnikiem stabilizującym i rozładowującym napięcie. Jedną z najbardziej barwnych postaci w poprzednich kadencjach sejmu był Janusz Korwin-Mikke.

Polityków tych łączy pewne podobieństwo zachowania. Ich kultura logiczna, erudycja i ekstrawagancki styl bycia powodują tak duży kontrast z resztą szarej masy parlamentarnych garniturów z tanimi krawatami, że jawią się oni nam wręcz komicznie. Jak można bowiem odebrać czerwoną, zapewne też bardzo drogą, marynarkę Janusza Palikota oraz jego kompletnie ekstrawagancką fryzurę? Nie traktujmy jednak tego błazeństwa jako czegoś negatywnego. Każdy zdrowy system polityczny musi mieć sposób twórczego rozładowania napięcia. Na dawnych dworach zatrudniano błaznów. Najsłynniejszy z nich to Stańczyk, pracujący dla Aleksandra Jagiellończyka, Zygmunta Starego oraz Zygmunta II Augusta. Słynął on z ciętego dowcipu, nie oszczędzał władców w ocenie decyzji politycznych, np. hołdu pruskiego w 1525. Przez to uważany był za wielkiego patriotę, człowieka wykształconego i zorientowanego na arenie politycznej. Błazen mógł mówić królowi i innym zacnym mężom wszystko. Jeśli więc pytał władcę: "Czy to prawda, że król jest pijakiem?", to dworzanie zanosili się od śmiechu wraz z samym zapytywanym. I była to zdrowa reakcja, prawdziwie świadcząca o powadze dworu. Jeśli więc uznamy Janusza Palikota za błazna polskiej polityki, oczywiście, w sensie jak najbardziej pozytywnym, to można umówić się, że na zadane przez niego pytanie lepiej by było, gdyby "dwór" z Pałacu Namiestnikowskiego odpowiedział na tym samym poziomie, a więc w duchu ironii, nawet z uszczypliwością, czym by ochronił majestat prezydencki lepiej niż obrażaniem się i wytaczaniem sądowych armat.

To wszystko, oczywiście, przy założeniu, że umawiamy sie zbiorowo na to, iż uznajemy Palikota za błazna, na co on sam, z oczywistych względów, z pewnością zgody by nie wyraził. Do tego za tym postulatem kryje się pewien problem, mianowicie to władcy wybierali sobie błaznów i przyjmowali ich na służbę na swój koszt. Mimo że Palikot wszedł w tę rolę nieświadomie, to post factum można doszukiwać się pozytywnych funkcji, które spełnia jego ekstrawagancja. Każda społeczność potrzebuje rozładowania napięcia. Bez polityków tego rodzaju, co rzeczony Palikot, Joanna Senyszyn, Wojciech Wierzejski i Jacek Kurski czy wspomniany Korwin-Mikke, polityka byłaby nudna i szara. Oni nadają jej koloryt i odrobinę smaku.

Polityka to nie kawa

Z drugiej strony, przypatrzmy się przypadkowi Palikota poważniej. Jeśli odrzucimy hipotezę, że pełni on funkcję błazna, to spod czerwonej marynarki i figlarnej fryzury wyłania się iście machiavelliczny lis. Nie jest dla nikogo tajemnicą, że między dworem premiera Donalda Tuska a Pałacem Prezydenckim trwa otwarta wojna. Nie ma co owijać w bawełnę, stawką tej batalii jest wygrana w nadchodzących wyborach prezydenckich. Im bardziej nęka się przeciwnika, tym mniejsze będzie miał szanse wygrać. Polityka to nie kawa u cioci. To jest prawdziwa walka. Tym samym Platforma Obywatelska, jeśli podstępnie wystawia Palikota jako harcownika, oficjalnie się od jego wypowiedzi odcinając, daje świadectwo, że jednak uprawia prawdziwą politykę. Zanosiło się bowiem na coś innego, co komentatorzy ostatnio zaczęli nazywać mianem "postpolityki".

Prawo i Sprawiedliwość pierwsze wprowadziło nas w przestrzeń wojny, z punktu widzenia tej partii słusznej i obliczonej na określone skutki. Oddawszy pola w ostatnich wyborach, PiS dowiedziało się, że rękawica została podniesiona przez Platformę Obywatelską i walka będzie bezwzględnie kontynuowana.

Jak już wspomniano, polityka nie ma nic wspólnego z moralnością. Dlatego odwoływanie się do takich kategorii jest złą taktyką. Tę bitwę prezydent przegrał. Jeśli nawet Janusz Palikot stanie przed sądem za obrazę prezydenta, głowie naszego państwa to już nie pomoże. Lech Kaczyński został publicznie zapytany, czy ma problemy z alkoholem. Zamiast to zignorować, pretorianie prezydenta połknęli haczyk z przynętą. W ten sposób Platforma Obywatelska wygrywa kolejna bitwę. Nawet jeśli jej władze się do tego nie przyznają, to muszą być bardzo wdzięczne swemu koledze. Premier nie mógł wykonać takiego ruchu, ale po to ma w swych zastępach Palikota, żeby się nim posłużyć.

Bez wątpliwości Prawo i Sprawiedliwość rozpoczęło ten sposób prowadzenia walki. Różnica jest taka, że poprzedni rząd wykorzystywał w potyczkach nie tylko posłów, ale również prokuraturę i inne organa ścigania. Czym bowiem było stawianie prokuratorskich zarzutów w taki sposób, który trwale eliminował kolejnych polityków ze sfery publicznej? W tym znaczeniu ich machiavellizm był nawet skuteczniejszy i bardziej lisi. Janusz Palikot zaatakował na otwartym polu. Zrobił to bezwzględnie. Moralna ocena tego czynu jest bez znaczenia, chociaż oczywista. Politycznie jednak wykonał dobry ruch, wiedząc, że nasz prezydent nie obroni się przed takim atakiem. Była to więc doskonała taktyka.

Czy trzeba chronić wizerunek prezydenta?

Wizerunek prezydenta podlega prawnej ochronie. Taki mamy system i na to musi być przygotowany każdy polityk, który stawia mu wyzwanie w taki sposób, w jaki zrobił to Palikot. Te zasady obowiązują wszystkich. Jeśli się więc zdecydował na taką taktykę, to albo ma tak silną pozycję, że nie boi się procesu, albo nie przewidział skutków swego podstępnie zadanego pytania. Teraz się sprawą zajmie sąd. Kiedyś, w czasach, kiedy rządzili królowie, za taki czyn prawdopodobnie zostałby skazany na śmierć. Dzisiaj grozi mu co najwyżej kara pozbawienia wolności w zawieszeniu.

Pozostaje problem, czy wolno zadawać pytania głowie państwa. Z punktu widzenia racji stanu lepiej by było dla Polski, gdyby prezydent nie był ośmieszany. Jest on bowiem widzialnym znakiem ciągłości i suwerenności naszego kraju. Wszyscy chyba chcielibyśmy mieć prezydenta, który ma autorytet. Dlatego dobrze, jeśli prezydentem jest osoba nieuprawiająca polityki partyjnej. Prezydent Kaczyński, rezygnując z partyjnej neutralności, jednocześnie izolując się skutecznie od społeczeństwa, sam wystawia się na podobne ataki.

Z jednej strony, można mieć żal do Palikota, że ośmieszył naszego prezydenta, z drugiej, w kategoriach czysto politycznych, jest to skutek wojny, w którą prezydent sam się zaangażował. Jeśli ruchy Palikota to przymiarki do czegoś więcej ze strony Platformy Obywatelskiej, to istnieje ryzyko, którego ów poseł powinien być świadomy. Mianowicie jego własna partia, wykorzystawszy go, może go poświęcić w kolejnej bitwie, która z całą pewnością niebawem nastąpi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny