Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Intrygujący panowie ze zdjęcia. Poznaj ich historię!

Adam Czesław Dobroński
W rejonie ulicy Kapralskiej zaczął się tamtej niedzieli wielki tumult, Sowieci wiali w panice. Rodzina Bałdyszów siedziała właśnie pod jabłonką, kiedy wpadł na podwórko sołdat rosyjski z obłędem w oczach, a pistoletem i granatem w rękach.
W rejonie ulicy Kapralskiej zaczął się tamtej niedzieli wielki tumult, Sowieci wiali w panice. Rodzina Bałdyszów siedziała właśnie pod jabłonką, kiedy wpadł na podwórko sołdat rosyjski z obłędem w oczach, a pistoletem i granatem w rękach.
Domek drewniany, jakich w Białymstoku do niedawna stały setki. Latem 1944 roku w domu przy ulicy Kapralskiej spotkało się siedmiu dorodnych mężczyzn.

Miasto jeszcze znajdowało się pod okupacją niemiecką, ale front od wschodu zbliżał się szybko. Nie wiemy, z jakiej okazji owi panowie się tam spotkali. Przed wybuchem wojny chodzili razem do gimnazjum mechanicznego. Pozostali w szkole i za "pierwszego Sowieta".

Dwóch z nich (Ryszard Gąsiorek i Zbyszek Milewski) wnet znalazło się w więzieniu łomżyńskim, bo udowodniono im udział w zniszczeniu portretu Stalina. Na szczęście przeżyli, wrócili pod koniec czerwca 1941 r. do domów, opuchnięci z głodu.

Chcieli bardzo zostać żołnierzami. Tak się i stało, tyle że już w nowej, ludowej rzeczywistości. Na zdjęciu pierwszy z lewej stoi wspomniany R. Gąsiorek, późniejszy oficer Marynarki Wojennej. Obok niego Paweł Gliński, pułkownik saperów z odznaką "Zasłużony dla Białostocczyzny". Mocno uśmiechnięty Tadeusz Małas wybrał lotnictwo, najpierw wojskowe, potem cywilne. Środkowy Władysław Bałdysz, brat Jadwigi Sławińskiej, która to zdjęcie wraz z wyjaśnieniami przekazała, także został lotnikiem. Zbigniew Milewski (stoi nieco z tyłu) walczył z oddziałami UPA w Bieszczadach, następnie zrobił karierę jako geograf. Mieczysław Angielczyk (w krawacie) jako jedyny z siódemki ze względu na słabowitość zdrowia nie założył munduru. Natomiast Jerzy Gąsiorek (Gąsiorowski) okazał się bardzo dobrym kartografem wojskowym.

Nic tylko pogratulować. Powróćmy na Kapralską. Nie grzeszy ona długością, zaś nazwa wskazywała na bliskie sąsiedztwo koszar 42. pułku piechoty. Słusznie uchodziła ta ulica za bardzo spokojną i przyzwoitą. Domkom towarzyszyły starannie pielęgnowane ogródki, panie dbały o kwiaty. Wszyscy się tu znali, a jak trzeba, to służyli sobie pomocą.

Spokój prysł wraz z wojną. Najpierw pożegnano kochanych żołnierzyków idących walczyć w obronie Polski. Ci nie wrócili do swych koszar, zajęli je czerwonoarmiści. W zdemolowanym kościele trzymali konie, a oficerów lokowali chętni na kwaterach.

Senior Bałdysz świetnie mówił i pisał po rosyjsku w przeciwieństwie do przysłanego ze wschodu milicjanta. To i zawarli wzajemny utajniony układ, Polak miał milicjonierowi pomagać w pisaniu, ten zaś zobowiązał się uprzedzać wychowanka carskiego gimnazjum o grożących niebezpieczeństwach. Tuż przed 20 czerwca 1941 roku Bałdysz dowiedział się, że cała rodzina jest na liście wywożonych na wschód. Powód - burżujstwo, cecha szczególna - piece kaflowe w pokojach! Noce z piątku na sobotę i z soboty na niedzielę 22 czerwca 1941 roku Bałdyszowie przespali w ubraniu, na gołych materacach, a obok stały pakunki na daleką podróż. Jednak ta rodzina nie pojechała do Kazachstanu, wcześniej nadleciały niemieckie samoloty.

Mniej szczęścia mieli inni "wrogowie ZSRR". Znajomi pani Jadwigi (matka i trzy córki) na stacji w Baranowiczach przeżyli nalot samolotów z czarnymi swastykami. Zamknięci w wagonach, modlili się, by bomba spadła na ich tor. Nie spadła, wrócili więc do Polski po kilku latach, pozostawiając na zawsze daleko od kraju jedną z dziewczynek.

W rejonie ulicy Kapralskiej zaczął się tamtej niedzieli wielki tumult, Sowieci wiali w panice. Rodzina Bałdyszów siedziała właśnie pod jabłonką, kiedy wpadł na podwórko sołdat rosyjski z obłędem w oczach, a pistoletem i granatem w rękach. Ojciec pokazał mu najkrótszą drogę ucieczki, ale nie udało się, za torami przybył jeszcze jeden grób. Jak się nieco już uspokoiło, to mieszkańcy zabrali się za porządki w kościele, mama pani Jadwigi zaniosła kapę na ołtarz. Popłynęły modlitwy i prośby do Pana Zastępów.

Dowiedziałem się, że Jerzy Szóstko zorganizował spotkanie sąsiadów z ulicy Kapralskiej. Taki patriotyzm lokalny bardzo cieszy.

PS Fotografie z centrum miast powtarzają się. Co innego zdjęcia z małych uliczek. O takie proszę szczególnie, razem z opisem lub zaproszeniem na rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny