Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Inny Wymiar upchany do worka wartego prawie półtora miliona zł

Jerzy Doroszkiewicz [email protected]
Wystawiona na Rynku Kościuszki opera była świetnym akcentem wieńczącym festiwal Wschód Kultury/Inny Wymiar
Wystawiona na Rynku Kościuszki opera była świetnym akcentem wieńczącym festiwal Wschód Kultury/Inny Wymiar Jerzy Doroszkiewicz
Mieszanka kultury masowej z wysoką, premiery przygotowane przez białostockich artystów, kilka fantastycznych wspomnień. Pozostało też przekonanie, że o Białorusi akurat ze Wschodu Kultury dowiedzieliśmy się najmniej.

Festiwal rozpoczął się mocnym akcentem propagandowym. Do Białegostoku przyjechała nowa minister kultury, prof. Małgorzata Omilanowska, która otworzyła imprezę. Przyznała, że "rolą ministerstwa jest obalanie złych stereotypów, a przez wiele lat miasta z terenu Polski wschodniej: Białystok, Lublin i Rzeszów były niesłusznie postrzegane jako słabsze kulturalnie niż reszta kraju".

I stąd do wykoncypowanego przez Białostocki Ośrodek Kultury festiwalu Inny Wymiar doszła ministerialna czapka Wschodu Kultury oraz dodatkowa pula pieniędzy. Spróbujmy się przyjrzeć, na co poszły pieniądze białostockich podatników wsparte przez Warszawę.

Pani minister jedzie do Krynek

Gdy w czwartek wielu białostoczan ekscytowało się wyjątkową w skali kraju premierą opery marionetkowej, Małgorzata Omilanowska pojechała do Krynek. Tam swoje działania artystyczne przeprowadził Mirosław Bałka - jeden z najwybitniejszych polskich twórców współczesnych, rzeźbiarz, wystawiający swoje prace w najlepszych galeriach na całym świecie.

W ramach projektu "Reanimacja" odsłonięto ruiny Wielkiej Synagogi (zburzonej przez komunistów w 1971 roku), usuwano stamtąd chaszcze, inwentaryzowano roślinność, powstał zielnik. Wszystko po to, by przywrócić temu miejscu należną pamięć i zwrócić uwagę na zaniedbania historyczne.

Minister uznała to za jedno z ważniejszych wydarzeń Wschodu Kultury. Według Omilanowskiej taka artystyczna "interwencja w mieście" ma przypomnieć mieszkańcom Krynek o tym, że kiedyś mieszkał tu ktoś inny, a miasto wyglądało inaczej. Minister dodała także, że Krynki odwiedza z powodów osobistych, sentymentalnych, gdyż w tym mieście był ochrzczony przed wojną jej ojciec. Minister wzięła nawet udział w happeningu z sikawką.

Tymczasem w Białymstoku, kto żyw walczył o miejsca w Auli Magna, gdzie Białostocki Teatr Lalek wspólnie z muzykami warszawskiego kwartetu Camerata i białostockimi śpiewakami przygotował fantastyczne widowisko.

Aula zamieniła się w barokowy teatr, przemyślnie zbudowane kulisy pozwalały na efektowne animacje, a cała umowność dzieła, i jak to mają w zwyczaju nasi producenci z BTL, przenikanie się planów marionetkowych z żywymi postaciami wypadły pysznie. Podobnie jak możliwości aktorskie białostockich śpiewaków.

Sami organizatorzy też zachowywali się godnie, bo osobom, które zwyczajnie nie mogły pomieścić się w Auli, dawali bezpłatne zaproszenia na wrześniowe spektakle w teatrze przy ulicy Kalinowskiego.

Słynący z niezwykłych projekcji filmowych Białostocki Ośrodek Kultury również rozpoczął imprezę od mocnego uderzenia. Co prawda nie wyświetlał filmu z Białorusi, choć ten kraj miał być leitmotivem festiwalu, a z Gruzji, za to zobaczyliśmy kawał rewolucyjnego i rewelacyjnego kina sprzed II wojny światowej.

Animacje, humor, znakomite zdjęcia (polskich operatorów osiadłych w Gruzji) zostały wzmocnione współczesnym kolażem muzycznym autorstwa producenta i DJ-a ukrywającego się pod szyldem Funki Porcini. Ponad 200 osób w kinie Forum świadczyło, że białostoczanie chcą i umieją podziwiać takie wyjątkowe widowiska.

Pewni ludzie w pewnych miejscach

Piątek, był dniem, w którym takiego spoiwa - jak premiera opery - zabrakło. Organizatorzy postawili na sztukę współczesną. Galeria Arsenał w siedzibie przy ulicy Mickiewicza i w starej elektrowni przygotowała wystawę "Pozbawienie".

Do Białegostoku zjechała nawet sławna kuratorka Anda Rottenberg, a wydarzenie, mimo wyjątkowości tematu (emigracja zarobkowa i przymusowa), na wernisażu skupiło właściwie stałą grupę bywalców Arsenału.

Fani białoruskiego rocka mogli usłyszeć powtórkę koncertu z ostatnich Basowiszcz, przygotowano też pokazy fotografii mody. Stałych wielbicieli nie przeraziła późna pora - godzina 22 i przyszli na ul. Młynową, by zobaczyć coś, co nazwano performatywnym czytaniem.

Pominę milczeniem pytanie dlaczego w mieście szkoły teatralnej i dwóch zawodowych teatrów trzeba było wynajmować do czytania z kartek aktorów znanych podobno z serialu "Barwy szczęścia", ale sama scena idealnie wpasowała się w przestrzeń otaczającą drewnianą siedzibę Teatru TrzyRzecze, a muzyka i osobowość białostoczanki Nataszy Topor zdominowały spektakl, okraszony w dodatku popisami warszawskiego Teatru Tańca Zawirowania.

Może i ten "miś" musiał być taki drogi, ale efekt, także dzięki świetnemu tekstowi "Tlen" Wyrypajewa, był przyzwoity. A i publiczność dopisała, mimo sąsiadującej o kilkaset metrów wielkiej hip hopowej imprezy. Są bowiem w Białymstoku miejsca, do których zawsze przyjdą pewni ludzie dla samej nazwy miejsca. I o to także w odbiorze kultury chodzi.

Rynek Kościuszki dla każdego

Wielkich wzruszeń dostarczył w sobotę teatromanom Białostocki Teatr Lalek. Co prawda przedstawienie "After Play" oficjalnie firmowało Stowarzyszenie Miłośników Kultury Ulicznej Engram, ale umówmy się - to była premiera BTL.

Kameralne spotkanie Sylwii Janowicz-Dobrowolskiej i Ryszarda Dolińskiego to prawdziwy koncert tradycyjnej gry aktorskiej, ze świetnym ograniem rekwizytów, zadumą nad losem i profesjonalizmem.

Do dziś nie mogę się nadziwić dlaczego prezydent nie chciał wesprzeć pieniędzmi kolejnej części filmu "U Pana Boga" Jacka Bromskiego. Reżyser jest na tyle wierny białostockim aktorom, że choćby w najnowszej komedii "Bilet na księżyc" zaprosił Dolińskiego i Beję - Zaborskiego do zagrania epizodów. Ale cóż, ekstraklasa piłkarska też promuje Wschodzący Białystok.

W sobotni wieczór kilka tysięcy osób przyszło na szeroko reklamowany przez Polskie Radio Białystok koncert Białystok Miasto Dobrej Muzyki. Radiowcy umieli połączyć oczekiwania słuchaczy z pewną elitarnością wydarzenia. Tłumy szalały i śpiewały piosenki z zespołem Enej, a cierpliwi, mimo zbliżającej się północy mogli podziwiać fantastyczną Justynę Steczkowską - dynamiczną, otwartą na ludzi, a jednocześnie refleksyjną i pełną gracji, w stylu wielkich div sceny.

Białostocka edycja Wschodu Kultury miała zwracać uwagę na Białoruś. Ten element układanki wypadł chyba najbardziej bezbarwnie. Na debatę "Białoruski mit w Białymstoku" przyjechał nawet Stanisław Szuszkiewicz, który był głową niezależnej Białorusi od 1991 roku i z Jelcynem i Krawczukiem zdemontował Związek Sowiecki.

Większe zainteresowanie wzbudziła premiera filmu dokumentalnego "Mówią Białorusini Podlasia". Profesjonalna produkcja Mikołaja Wawrzeniuka przyciągnęła sporo młodzieży, która musiała oglądać film na stojąco, ale też i gwary białoruskie poznać tam można przez pryzmat młodego pokolenia.

Na deser "The Fairy Queen"

Chyba nikt się nie spodziewał, że siedemnastowieczna opera wystawiona na Rynku Kościuszki odniesie taki sukces. Organizatorzy, pod batutą białostockiej dyrygentki Anny Moniuszko, przedstawili coś, co można nazwać na przykład trans operą.

Podwójne role - główne postaci grają raz aktorzy, raz śpiewacy, odniesienia do współczesności, a nawet mrugnięcia okiem w kierunku tzw. gender, sprawiły że przez dwie godziny widzowie, choć było zimno, siedzieli jak urzeczeni.

Instrumenty stroiły niemal bezbłędnie, Małgorzata Trojanowska wybornie śpiewała, nie zawiodły też multimedia. Nieco pod publiczkę wydało się być skrojone zupełnie współczesne zakończenie, ale i zziębnięta widownia miała okazję rozgrzać się przy komediowych popisach tancerzy. Miło też było podglądać z jakim uśmiechem na ustach ich popisy oglądali śpiewacy operowi i aktorzy tego widowiska, w tym seksowna Magdalena Waligórska.

Miło też, że ten "miś" w głównej jednak mierze oparł się o świetnie brzmiący Zespół Muzyki Dawnej Diletto i tradycyjnie już świetną choreografię tancerzy Grupy Przejściowej Karoliny Garbacik. To były pięknie wydane pieniądze.

Co dalej poza wspomnieniami?

Dzięki ministerialnym pieniądzom festiwal Inny Wymiar z pewnością nabrał blasku. Szefowa resortu w Białymstoku marzyła, że wielbiciele kultury będą jeździli przez całe lato po wschodniej Polsce odwiedzając po kolei Rzeszów, Lublin i wreszcie Białystok.

Nie sądzę, by oprócz kilku osób zaprzyjaźnionych z Galerią Arsenałem, ktoś specjalnie wybierał się do Białegostoku, by posłuchać na przykład zespołu Enej. Godzina 21 w niedzielny wieczór, tuż przed początkiem roku szkolnego, też nie była wymarzoną porą na przyjazd z innych zakątków kraju, by zobaczyć premierę wspaniałego widowiska według Henry'ego Purcella.

A warto byłoby pokazać je i w Rzeszowie i w Lublinie. Czy tak się stanie - przekonamy się za rok. Na razie pozostało kilka fantastycznych wspomnień i przekonanie, że o Białorusi akurat ze Wschodu Kultury dowiedzieliśmy się najmniej.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny