MKTG SR - pasek na kartach artykułów

"Hiperbazar" przy Kawaleryjskiej, czyli złoty okres w handlu

(peż)
B. F. Skok
"Koło zamachowe gospodarki", "inkubator przedsiębiorczości" - tak pół żartem, ale i pół serio eksperci określali nie tak dawno bazar przy ul. Kawaleryjskiej w Białymstoku z racji roli, jaką odgrywał w latach 90-tych w regionalnym handlu.

Wszystko zaczęło się w 1991 roku. Wtedy władze miasta postanowiły wyprowadzić targowisko z centrum Białegostoku - z ulicy Bema. Po pierwsze dlatego, że handel - charakterystyczny dla tych czasów, a więc walizkowo - łóżkowy, kwitł tak, że stawało się to uciążliwe dla okolicznych mieszkańców. Po drugie - ze względu na pamięć znajdującego się tu kiedyś cmentarza żydowskiego.
Władze przeniosły targowisko na obrzeża miasta, do obiektów przygotowanych kiedyś na gierkowskie dożynki: na stadion i pawilony handlowe przy ul. Kawaleryjskiej. Nowy, wielki bazar ruszył 1 marca 1992 roku. - Byliśmy zszokowani, bo teren rynku był tak gęsto wypełniony ludźmi, że igły nie było gdzie wcisnąć - wspomina Cezary Kamiński, który jest od początku w spółce "Lech" (powołał ją magistrat do zarządzania bazarem). - Obywateli Wspólnoty Niepodległych Państw była po prostu masa! Nie tylko rynku, ale i trawy wokół nie było widać. Tyle było ludzi.
Początkowo wymiana polegała na tym, że Ci, którzy przyjeżdżali zza wschodniej granicy zwozili swój towar (włącznie z telewizorami czy lodówkami) i za pieniądze uzyskane ze sprzedaży kupowali lepsze jakościowo rzeczy od polskich handlowców. Ale rok 1993 przyniósł zmianę: wzajemne relacje rubla, dolara i złotówki były tak korzystne dla mieszkańców WNP, że Ci zaczęli przyjeżdżać na Kawaleryjską tylko z pieniędzmi i relacje się zmieniły: kupowali polski towar za gotówkę i jechali z nim do siebie. I tak z Kawaleryjskiej żyli już handlowcy, taksówkarze i zakłady szwalnicze. W Białymstoku kwitło budownictwo - ludzie mieli za co inwestować na przykład w mieszkania. "Koło zamachowe" kręciło się pełną parą.
- Mówiliśmy na to "inkubator przedsiębiorczości", bo ludzie uczyli się tu i uczą nadal podstawowych zasad handlu - mówi Wojciech Kędyś, wiceprezes w obecnym zarządzie spółki "Lech ". - Były np. takie paradoksy, że Rosjanie masowo kupowali od nas wyroby ze złota produkowane przez naszych złotników ze... złota przywiezionego ze wschodu. Tam bowiem złota było dużo, tylko sztuka złotnicza leżała.
Na rynku, gdzie dziś obstawionych jest od 1200 do 1600 stałych punktów handlowych, wtedy było ich ponad 2500. A handlowaniu towarzyszyły typowe bazarowe klimaty, jak chocby zapach gorących, świeżych pyz ze skwarkami, który łączył ze sobą targowiska od Kawaleryjskiej, po Bazar Różyckiego w Warszawie.
Początek końca "wielkiego handlu" nastąpił w roku 1996, po administracyjnych obostrzeniach na wschodniej granicy.
- Przede wszystkim jednak zdecydowała ekonomia - twierdzi Cezary Kamiński. - Kulała gospodarka WNP. Spadła opłacalność. Nasi partnerzy ze wschodu uczyli się zresztą ekonomii, tak jak i my: nie można było już ściągać z nich wysokich marży, bo szukali tańszego towaru w głębi Polski, czy nawet jeszcze dalej.
Dzisiejsza Kawaleryjska to już inni handlowcy - zastanawiający się czy nie inwestować w budowę pawilonów, które zapewniłyby klientowi inny komfort sprzedaży. To również inny klient - przeważnie rodak, szukający cen bez marży z centrum miasta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny