Sąd we wtorek uznał, że periodyk prezydenta to negatywna postać agitacji wyborczej, zmierzającej do zniechęcenia wyborców do głosowania na kontrkandydata. Czyli że prezydent i jego ludzie chcieli zdyskredytować konkurenta. Nie dlatego, że nie ma pomysłu na Białystok. I nie dlatego, że pomysły prezydenta są lepsze dla białostoczan. Po prostu Jan Dobrzyński jest zły. A wystraszony złym Dobrzyńskim wyborca zagłosuje na dobrego prezydenta.
Ta strategia może przynieść efekty, bo gazetka komitetu Truskolaskiego trafiła do wielu mieszkańców. Niektórych wystraszyć łatwo. A jeśli wyrok się uprawomocni, to sprostowanie nie dotrze do wszystkich. I nie wszyscy pozbędą się tego - raz zasianego - strachu.
Ale i tak z tego starcia Jan Dobrzyński wychodzi z tarczą. To prezydent jest poobijany. Nie dlatego, że przegrał w sądzie, ale że zdecydował się walczyć odwołując się do tak niskich pobudek. Zwycięstwo ponad wszystko - zdaję się słyszeć. Widocznie nawet w lokalnej polityce ofiary muszą być.
W tym przypadku ofiarą jest sam prezydent. Swojego ego, przekonania o nieomylności i braku hamulców. Czyli tego wszystkiego, co uznaję za dyskredytujące dla mądrego władcy czy menedżera.
Pokazał to zresztą nie raz: sprzedając MPEC - mimo że ponad 50 tysięcy białostoczan w referendum uznało, że nie powinien tego robić (co ciekawe, to więcej niż poparło go tydzień temu), upierając się przy głupim klikaniu w autobusach czy godząc się na finansowanie swojej kampanii wyborczej przez podwładnych czy ich rodziny.
Już nie czekam na 30 listopada. Bez względu na wynik, wiem kto przegrał.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?